Cześć Kochani :) Jak się macie? Na pewno cieszycie się i korzystacie z tej słonecznej i pięknej pogody ;). I bardzo dobrze, oby tak trzymać, bo taki czas nie pozwala na siedzenie w domu, tym bardziej, że ogromnymi krokami zbliża się majówka.. Życzę wszystkim udanego wolnego, skorzystajcie, odpocznijcie, zrelaksujcie się i spędźcie ten czas z najbliższymi. I wam i im się to należy.. Przy okazji Was przepraszam, za moja nieobecność na moim blogu oraz na waszych. Tym bardziej, że zamiast tematycznej notki chcę napisać wszystko to, co kręci się po mojej głowie. Jest tego sporo i jest mega chaotyczne, ale ja po prostu muszę to z siebie wyrzucić dla siebie.
A nawet nie wiem od czego zacząć... jest tyle aspektów, tyle emocji, z którymi nie mam pojęcia co zrobić, ktoś kiedyś powiedział, że jestem mała i między innymi dlatego gestykuluje i poruszam całym ciałem, kiedy cos opowiadam właśnie po to, żeby wyrzucić te emocje i energie jaką w sobie mam. Zacznę od początku.
Na weekendzie załatwiałam coś dla swojego ojca. Było to moje drugie podejście.. Za pierwszym razem sprawę schrzaniłam. Czułam się wtedy strasznie, ponieważ on mnie prosi o naprawdę niewiele rzeczy, więc kiedy tylko dotarło do mnie, że mogę mu się na coś przydać chciałam załatwić wszystko teraz i już... Nawet nie zaczęłam, a już się dowiedziałam, że zrobiłam coś źle. Tragedia. Ale wteyd chyba po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam ojcowską miłość.. kiedy podszedł, przytulił i powiedział, że przecież mogę to zrobić następnym razem i, że nic się nie stało. W tym momencie wybuchłam, bo to się rzadko zdarza. Tym bardziej, że tato zazwyczaj reaguje gwałtownie, a tym razem było inaczej. I nawet sobie nie zdajecie sprawy, jaką odczuwałam wewnętrzną radość, kiedy usłyszałam przez telefon jego uśmiechnięte i pełne zadowolenia 'Dzięki Ci bardzo za to, hejka cześć'. Pierwszy raz miałam okazję, żeby się jemu na coś przydać, i mimo pierwszej wpadki było ekstra ostatecznie. Niby nic, ale dla mnie to mega wiele.
I właśnie podczas tego załatwiania spotkałam się z mega nieprzyjemną dla mnie sytuacją. Jechałam mpk'iem i był to już ostatni przystnake, kiedy wszyscy wysiadali. Zauważyłam pewną starszą panią, no babcię. Naprawdę było jej ciężko i chciałam jej pomóc. Podeszłam, przywitałam się i zapytałam, czy mogę coś zrobić, żeby jej ułatwić wyjście z autobusu. Staruszka uśmiechnęła się, jakby nigdy jej coś takiego nie spotkało ;). Ja juz pełna zapału chce podać rękę itp. a tu nagle zostaje bezczelnie odepchnięta przez jakąś kobietę około 40 i rzucającą się na pomoc tej pani. Nie obyło się bez lodowatego spojrzenia i chamskiego 'nie trzeba!'. Na pewno była to jej znajoma, może rodzina.. nie wiem. Ale skąd ta reakcja? Poczułam się wtedy, jakbym chciała tą staruszkę chociażby okraść albo coś jej zrobić...
Dalej i tu już cos pozytywniejszego na rozluźnienie. Strasznie się cieszę, że mój blog podoba się Wam oraz firmom, z którymi współpracuję. Kiedy widzę te maile, w których są zadowolenie z moich recenzji i Wasze komentarze, że długie, że świetna robota itp. Dostaję skrzydeł.. poważnie! Zazwyczaj wtedy lecę na nich do pokoju siostry i się bezczelnie przechwalam ^^. Ale radością trzeba się dzielić ;)). Dziękuję Wam wszystkim za to, że doceniacie moją pracę to dla mnie mega bardzo ważne! ;) I postaram się Was nie zawieźć.
Strasznie denerwuje mnie w sobie fakt, że czasem nie mam pojęcia, co odpowiedzieć. A jesli już coś powiem to jest to tak bezsensu i nijak się ma do całej sytuacji. Po prostu duzo lepiej by wyszło gdybym się nie odzywała. Oczywiście potem przybijająca myśl, że mogłam powiedzieć to, tamto, albo co innego, albo jeszcze to bym mogła i siamto. Ale nie. Musiałam wybrać najgorszą z opcji. Jestem tego świadoma, zawsze to krok do przodu. Mam nadzieję, że to mi w pewien sposób pomoże. Ale jest też i dobry aspekt jeśli chodzi o 'mówienie'. Nauczyłam się w końcu mówić, co mi pasuje, a co mi nie pasuje. Dosłownie mówię o tym, czego od kogoś oczekuję. Przestałam zakrywać się zdaniem 'Nic mi nie jest', kiedy naprawdę jest mi cholernie źle. Myślę, że to ważne, żeby w końcu ostatecznie osiągnąć szczęście. I być zadowolonym z tego, co jest :).
I teraz najświeższa informacja, co nie oznacza, że najmilsza.. Wczoraj dowiedziałam się, że piątek jest wolny, a więc ja mając dzisiaj wolny dzień - pełan entuzjazmu zebrałam manatki, zarezerwowałam miejsce w busie i dziś rano już siedziałam i jechałam do domu zrobić niespodziankę. Nikt z rodziny nie wiedział o tym, że wracam wcześniej, a już sobie wyobrażałam minę swojej mamy ;). No iw chodzę do domu szczęśliwa, do powrotu rodziców mam jeszcze parę godzin, okej ogarnę się, posprzątam będzie ekstra. W kuchni zauważyłam karteczkę z pismem mojego ojca. Jak ją przeczytałam nie wierzyłam w to, co widzę. Puste dwa słowa, a mimo to wyrażające tak wiele: 'Mama zmarła' (*mama mojego taty). Nie wiedziałam, co robić, czułam się taka zagubiona i zgaszona. Chodziłam po całym mieszkaniu z pokoju do pokoju, aż w końcu wylądowałam na łóżku w płaczu. Nawet odpakowywanie wszystkich paczek, które na mnie czekały i kartka z moją ukochaną Audrey nie sprawiły mi żadnej radości... Nienawidzę tracić kogoś bliskiego, kogoś z rodziny. Zazdroszczę wszystkim, którzy posiadają dwie babcie i dwie dziadka. Moi dziadkowie zmarli jak miałam 2-4 latka. z Każdym z nich pamiętam jeden moment, a to i tak nie jest do końca pewna, czy mi się to nie śniło kiedyśtam. Szczerze nie wiem, jak to jest mieć dziadka, a na wieść, że babcia umarła... Straszne. Prawda jest taka, że nie utrzymywałam z nią kontaktów ostatnio, jak byłam mała jeździłam tam, co weekend bawiąc sie pustymi pudełkami po lekarstwach. Widziałam ją ostatnio w tamtym roku na świętach... a mieszka tak blisko! Czuję się z tym źle, że była tak schorowana, tak biedna, a ja jej nie odwiedzałam. Dlatego, jeśli macie taką sytuację, błagam zróbcie wszystko żeby ją zmienić! Nikomu nie życzę tego okrutnego uczucia -poczucia winy-. Trzeba się liczyć z czasem i niefortunnymi wypadkami, które potrafią zmienić nasz stosunek do niektórych spraw. Kiedy nadeszła godzina 'zero' - powrotu mamy z pracy nie wiedziałam, co zrobić, jak jej to powiedzieć, jak się zachować. Kiedy szczęśliwa, że córka wróciła wcześniej śmiała się i przytulała i całowała (jak to mama xD), od razu powiedziałam, że nie ma się, co cieszyć. Pokazałam kartkę. Była w szoku. Nawet większym niż ja. Impulsywnie wsiadłyśmy w samochód i pojechałyśmy tam, do domu babci, wiedząc, że tato tam będzie. Nie mogłyśmy postąpić lepiej, mogłam go wesprzeć samą obecnością i faktem, że w moment się zebrałyśmy i przyjechałyśmy. W sobotę pogrzeb i 18 mojego TŻ, kolejna beznadziejna sytuacja. Bardzo się cieszę, że mam taką przyjaciółkę i chłopaka, któzy potrafili mnie wesprzeć. Jej sms'y; uwielbiam to, że ona nie boi się mnie pytać o takie rzeczy. Wiadomo śmierć - ciężki temat, a ona wie, że ja muszę o tym opowiedzieć i pyta o każdy szczegół, a ja wiem, że mogę, a nawet muszę jej powiedzieć. Dziękuję Bogu za taką przyjaźń <3. Potem jego obecność, czułam się tak bezpiecznie... Wtulona w niego i myśl, że czekałam na to tak długo. Otwarcie sama zaczęłam temat... sama z siebie opowiedziałam wszystko, co mi się nie zdarza jeśli chodzi o te nieprzyjemne rzeczy. Potem czas przedstawić sytuację rodzinie, która mieszka w Ameryce. Siostra babci i jej córka. Ta druga nie zna polskiego, więc zostałam wybrana do pozostawienia wiaodmości na skrzynce. Szczerze - boję się jej reakcji, jak to odsłucha. Masa nerwów, stresu, przekazanie tak strasznej informacji i to jeszcze po angielsku. Nawet banalnego słowa nie potrafiłam powiedziałam, a co dopiero gramatyka... Mogłam przeprosić pod koniec za swój angielski przynajmniej. Potem miałam zostawić wiadomość na sekretarce siostry babci... To było dziwne, kiedy już zaczęłam na sekretarce się przedstawiać, a tu słyszę jej głos. Nie jestem pewna, ale chyba widziałam ją tylko raz w życiu.. i weź tu powiedz, że jej siostra nie żyje... Za dużo, jak na jeden dzień. Przekazałam telefon tacie i poszłam się kręcić z pokoju do łazienki, z łazienki do kuchni, z kuchni do łazienki, potem do pokoju itd. Co chwilę coś zapominałam! I podziwiam mojego tatę za to, jak się nią opiekował.. Był z nią codziennie, razem z wujkiem wymieniali się tak, żeby ktoś z nią był. Chciałabym potrafić się tak poświęcać dla kogoś i żeby się tak trzymać.. I znowu pierwszy raz w życiu chciałabym przejąć wszystkie jego negatywne myśli i emocje na siebie. Na koniec, wiem, że to dziwne, ale chciałabym dostać jakiś znak, sen etc. i wiedzieć, że babcia nie ma mi tego za złe, że nie znalazłam dla niej czasu i że już nie cierpi i że jest jej tam dobrze :). Było, jak było, ale to moja babcia.. Nie wiem czy to już jakieś moje dziwne coś, ale czuje jej obecność i czuje, że jest dobrze. Wiem, że bardzo bym tego chciała.
Na koniec chcę Wam powiedzieć, że jestem bardzo emocjonalną dziewczyną. Kieruję się emocjami i uczuciami. Poprzez swoją empatię (która jest mega, mega ogromna) z łatwością wczuwam się w czyjąś sytuację. Czyjeś emocje przechodzą na mnie momentalnie i na dodatek jestem strasznie wrażliwa. Dobre, złe - ja się wzruszam. Oglądam serial, są łzy, oglądam YouCanDance albo SuperNanię to samo. Już sama nie wiem, czy to dobrze czy to źle. Wszystko się ze sobą miesza i jest sprzeczne. Wzruszam się, jak widzę kiedy inni płaczą ze szczęścia lub, kiedy małe dziecko przeprasza swoją mamę i mówi, że ją kocha ;), ale jeśli chodzi już o płacz z mojego powodu, bo jest mi źle to już uznaję to za słabość i, że nikt nie może tego zobaczyć.
****Naprawdę nie oczekuje, że ktoś to przeczyta, nie oto chodziło. Oczywiście będzie mi niezmiernie miło, że ktoś przez to się przedarł. To takie dla mnie, żeby wyrzucić z siebie wszystko... jest mi lepiej i lżej na sercu. I mam nadzieję, że będę mogła lepiej funkcjonować. Jak przeglądam te wczesniejsze akapity, wyrazy, zdania jestem przerażona, że tyle sie wydarzyło wciągu ostatnich kilku dni. Dawno sie tak nie rozpisałam. Przepraszam za chaos, za literówki itp. Za niedługo już będzie tematycznie. Dziękuję wszystkim za przeczytanie. Domyślam sie, że to czasochłonne, więc dziękuję.