Jestem w Anglii już w sumie miesiąc i poza tym, że polubiłam ten kraj i rozmyślam nad kolejnymi przyjazdami (nawet stałymi) to istnieją rzeczy, do których musiałam się długo przyzwyczajać albo dalej nie jestem w stanie się przestawić. Co kraj to obyczaj, ale ten kraj jest naprawdę specyficzny, a czasem albo i często mam wrażenie, że tutaj wszystko jest na odwrót. Więc dzisiaj chciałabym Wam przedstawić 5 rzeczy, które mnie tutaj zadziwiły i nie są to jedyne rzeczy oczywiście, takich postów będzie więcej aż przestanę się dziwić.
#1 Pieniądze Po pierwsze, rzecz o której już wam wspominałam, czyli: monety. Tak, jak pisałam są one tutaj przeróżnej wielkości i niekoniecznie okrągłe, ale i kanciaste. Poza tym, niższe nominały są większe od tych wyższych (np. 10 pensów jest jedną z największych monet, a 1 funt jest taki mały). Na szczęście miałam dobrego nauczyciela, który usiadł ze mną na łóżku, wysypał wszystkie monety, jakie ma (nie lubi nosić drobnych w portfelu, więc wszystkie wrzuca do puszek) i się uczyłam, liczyłam i w końcu ogarniam!
Druga sprawa to banknoty. Jedynie 5, 10 i 20 funtów są w obiegu. Pamiętam, jak mój TŻ tu leciał i dostał same 20 i pojechaliśmy do innego kantoru żeby wymienić przynajmniej na 50, to pan w kantorze popatrzył się na nas jak na wariatów.. I faktycznie! Co prawda miałam 50 funtów w jednym papierku, ale polecali mi jak najszybciej się tego pozbyć, żeby nie mieć potem problemów xD.
I ostatnia sprawa związana z pieniędzmi to ceny. Nie mam manii przeliczania, przynajmniej się staram i dla mnie 1 funt = 1 złoty. Zazwyczaj w Polsce starałam się mieć przy sobie ok. stówy w razie jakichkolwiek zakupów spożywczych, ciuchowych czy kosmetycznych, albo coś mi się nagle przypomni, wypadnie, różnie bywa. I za pierwszym razem, jak szłam na zakupy i zaczęłam pakować do portfela stówę, jak zawsze, to chłopak mnie wyśmiał, że po co mi aż tyle i miał rację ;).