Denko i nowości - styczeń 2018r.

31 stycznia 2018


Dzień dobry! Znowu trochę mnie nie było, ale pobyt w Warszawie mi się udał na maksa i musiałam po nim dobrze wypocząć. W mojej okolicy są ferie, więc mam trochę więcej czasu dla siebie, na pozbieranie myśli, na zastanowienie się co dalej i w sumie nie wychodzi mi to jakoś bardzo na dobre, bo się rozleniwiam. Ale kurde, raz na jakiś czas mogę sobie pozwolić na leżenie i nicnierobienie.
Dzisiaj przychodzę do Was z denkiem! Pierwsze denko tego roku, które jest ogromne. Szczerze nie wiem, jak ja nazbierałam aż tyle rzeczy i że aż tyle rzeczy mi się pokończyło w jednym miesiącu, ale spoko. Zbieramy, wykańczamy, wyrzucamy i używamy kolejne, bo jest tego całkiem sporo! Styczniowe denko wyceniam na, uwaga, lekko ponad 400zł. Co miesiąc wyrzucam do kosza coraz więcej...


Dermacol, Aroma Ritual, cukrowy peeling od ciała, winogrono i limetka - moja cudo nad cuda. Zapach tego peelingu i jego konsystencja, to najlepsze combo, jakie możecie sobie wyobrazić przy okazji peelingu. Ja się zakochałam i na pewno, jak mi się skończy zapas peelingów, to sięgnę po ten, ale w innych wersjach zapachowych, bo jest też zapach delicji pomarańczowych.

Schwarzkopf, Gliss kur, Ultimate Resist, ekspresowa odżywka w sprayu - o tych odżywkach mówię Wam za każdym razem, więc nie będę się powtarzać, kocham je, uwielbiam, będę kupować regularnie. Ale mogę Wam już zapowiedzieć, że znalazłam podobny produkt, który dorównuje tym odzywkom!

Isana, mydło w płynie, summer feelings - ja wiem, że do wakacji daleko i że jest to edycja limitowana, ale ja uwielbiam testować edycje limitowane, jak i te mydła. W środku i tak w między czasie wylądowała masa innych wersji zapachowych. Są super tanie, ładnie wyglądają na umywalce (potem można kupować tylko mydło do uzupełnienia), pięknie pachną i nie wysuszają rąk. więc w cudach lądują one ogólnie, nie że ten jeden jedyny :).

BeBeauty, płatki kosmetyczne - płatki lądują w cudach, bo w sumie ostatnio kupuję je regularnie Nie rozwarstwiają się, są miłe w dotyku, nie powodują u mnie ciar, nie rozmazują makijażu, więc ja je lubię ;).

Dermedic, łagodne mleczko oczyszczające - ten produkt mi bardzo podrasował, jak na osobę, któa nie jest przekonana do mleczek kosmetycznych, tak ten ma świetny zapach, fajną konsystencję, cudownie rozpuszcza nawet największą tapetę na twarzy, nie podrażnia, tylko delikatnie oczyszcza i zmywa. Ja byłam bardzo zadowolona i na pewno będę wracać.

Alterra, szampon nadający włosom połysk, morela bio i pszenica bio - mimo, że jest to chyba moja jedna z najmniej ulubionych wersji tego szamponu to i tak za całokształt ląduje w cudach, bo używam ich wszystkich na zmianę i regularnie. Zmywają oleje i największe oleiste mazie, ja i tak po nich używam jeszcze jednego szamponu, więc ostateczne rezultaty są bardzo na plus.

Regenerum, regeneracyjne serum do włosów - to serum bardzo fajnie nawilżało, regenerowało moje włosy. Końcówki były w bardzo fajnym stanie, nie były rozdwojone ani zniszczone tak jak zazwyczaj są. Fajny zapach, fajna konsystencja, która idealnie wnika w środek włosów regenerując je od środa. Ja się bardzo polubiłam z tą całą serią.

Eveline, maseczka oczyszczająco-wygładzająca, zielona glinka i ekstrakt z zielonej herbaty - polubiłam się z zielonymi glinkami, pod warunkiem że nie muszę ich sama robić, w sensie mieszać, babrać się, tworzyć jakieś wiązania, proporcje, bo obawiam się, że mi to może nie wyjść. Ta maseczka jest genialna. Super oczyszcza i wygładza skórę, robi dokładnie to, co powinna  ja ją kupuję co chwilę ;). Zastanawia mnie tylko, czego tak jakby znika z twarzy? Też tak macie?

Rapan Beauty, maska do twarzy, mix pleoidów, smocza krew i śluz ślimaka - to jest zdecydowania maseczka grudnia i stycznia. Używałam ją tak często jak tylko mogłam. Śmierdziała to fakt, maskę przed użyciem trzeba było dokładnie wymieszać, żeby wszystko się tam ze sobą wiązało, co mi o dziwo nie przeszkadzało, ale wiadomo dlaczego. Efekty były rewelacyjne. Maska robiła cuda na mojej twarzy, która była wygładzona, oczyszczona, promienna i w stanie idealnym. I na pewno pojawi się o niej wpis, a ja muszę zamówić wszystkie te maski, bo są genialne!

Yves Rocher, Moment de Bonheur, zielona herbata - dostałam te perfumy jakoś kiedyś na święta i jak uwielbiam jeden zapach z Moment de Bonheur, bałam się, że ten może wyjść blado przy tamtym moim zapachu. Nic bardziej mylnego. Zakochałam się w nim identycznie. Jest bardziej świeży, letni, wiosenny, taki orzeźwiający i motywujący do działania. Uwielbiam ten zapach, czego się nie spodziewałam. Ale mogę Wam je bardzo polecić. Zapachy są cudowne, a trwałość jest genialna!

Bielenda, keratynowa maska, nawilżająca, do włosów farbowanych - rzadko kiedy tak bardzo jaram się maskami, ale ta wpadła w moje łapki w idealnym momencie, bo zaraz po keratynowym prostowaniu włosów. Zapach miała obłędny i miała bardzo sztywną konsystencję, kojarzyła mi się trochę z pianką silikonową, ale trzymała się włosów i z niej nie spływała. Pierwszy raz miałam wrażenie, że jakikolwiek produkt pogrubia moje włosy, ona to robiła, dodawała im tekstury, objętości i były takie konkretne.


Yves Rocher, żel pod prysznic i do kąpieli, owoce leśne - wersja świąteczna, którą jarałam się bardzo. Ostatecznie wyszło średnio, nie był to zapach typowo świąteczny, ale pachniał ładnie. Fajnie mył, na maksa się spienił i też w miarę szybko się niestety skończył. Spodziewałam się, że bardziej wprawi mnie w świąteczny nastrój w grudniu, tak się nie stało, więc za rok będę szukać czego innego ;).

Intimea, chusteczki do higieny intymnej - chusteczki, jak chusteczki. Nic specjalnego, spoko pachną, fajnie odświeżają, ale za każdym razem i tak biorę inne.

Ziaja, intima, kremowy płyn do higieny intymnej - jak wyżej, produkt spoko, fajnie myje, dobrze dba o miejsca intymne, est tani, duża pojemność i jest wydajny i spoko. Zazwyczaj biorę go z braku laku, kiedy nie mam ochoty na nic innego, ale nie mam tak, że kupuję go namiętnie.

Garnier, płyn micelarny 3w1 - produkt całkiem fajnie sobie radzi z demakijażem, ładnie pachnie, ale nie jest jakoś zachwycająco wydajny. Płyn, jak płyn, jest spoko, nawet bardziej niż spoko, ale znam już niebo lepsze, które uwielbiam i ciężko jest się przebić.


PROFormula, żel do golenia - zazwyczaj stosuję tylko pianki, trochę się zaskoczyłam, kiedy okazało się, że jest to dziwna maź, która po roztarciu zamienia się w piankę. Bardzo szybko idzie ten produkt. Ja zużyłam go na 3-4 razy, a pod koniec wyciskanie żelu było tak uciążliwe, że w sumie coś tam jeszcze mi go zostało, ale nie dam rady. Bezsensu, zapach też jakiś taki uoo i standardowo się zacinałam, więc jestem na nie.

Rival de Loop, tonik odżywczy do twarzy - wiecie co z jednej strony tonik, jak tonik, on nie ma oczyścić twarzy czy coś, tylko wyrównać pH i lekko ją odświeżyć itd. Ten tonik był dla mnie, jak woda, nie robił totalnie nic. Czułam jakby moja skóra postawiła mur i nie pozwoliła mu wejść do środka (te metafory). Nic nie robił totalnie.

Eveline, slim extreme 4D, diamentowy peeling - masaż myjący - ojezu męczyłam te peelingi strasznie, nawet nie wiem czy one dalej istnieją, ale kiedyś miałam chyba każdą możliwą wersję. Ogólnie one za wiele nie robią według mnie, konsystencja jest zbyt glutowata, żeby mogła to wypeelingować skórę, a żeby wycisnąć produkt z opakowania to trzeba się tak namęczyć, że masakra.

Clean&Clear, peelingujący żel przeciw wągrom - uwielbia tonik z tej serii, który w ogóle zniknął z Rossmanna... :(, ale ten peelingożel niestety za wiele nie robi. te granulki kojarzą mi się niestety z jakimś środkiem do czyszczenia. Bardzo delikatny i chyba za wiele nie robi, nie czułam i nie widziałam jakichś zniewalających efektów.


Za każdym razem mówię sobie, że w końcu uporam się z większością próbek, a wychodzi, jak zwykle, a próbek przybywa. Ale nadejdzie taki dzień, że się więcej zużyje.
*See See, peeling do twarzy - saszetka wystarczyła mi ledwo na raz więc też średnio mam co mówić, ale nie byłam za bardzo zadowolona. Skórę i tak potem musiałam dodatkowo oczyszczać, żeby czuć się w miarę dobrze.
*Vianek, krem do twarzy na noc - stosowałam go bardziej, jako dodatkowe nawilżenie po wieczornym demakijażu, ale nie jako krem na noc. Był fajny, super nawilżał i odżywiał cerę.
*L'biotica biovax, eliksir wygładzająco-nawilżający - stosowałam na wilgotne włosy i okazał się zajebistym serum na końcówki. Jak skończę olejek, jaki mam teraz, na pewno kupię ten, piękny zapach, fajnie nawilżenie, odżywienie, ujarzmienie włosów, dokładnie to, czego potrzebuję, tym bardziej teraz, kiedy powoli wypłukuje mi się keratyna z włosów.

Przy okazji postanowiłam trochę zrewolucjonizować wpisy denkowe i przy okazji pokazywać Wam nowości, co otrzymałam i co kupiłam. Mniej więcej też będę miała pojęcie co i jak często kupuję, bo mam wrażenie, że zdarza mi się czasem kupić coś, co niekoniecznie jest mi niezbędne. W tym miesiącu sama zawitałam kilka razy do drogerii i kupiłam parę rzeczy, ale też byłam na Spotkaniu Blogerek w Ostrowcu Świętokrzyskim i dostałam parę rzeczy.
Jeżeli jesteście ciekawi, co przywiozłam ze spotkania zapraszam na wpis z upominkami tutaj.

Od Ekodrogerii.pl otrzymałam parę rzeczy do testowania, których recenzje będziecie mogli przeczytać już niedługo na blogu:
*Santaverde, aloesowy żel do oczyszczania twarzy
*BioPha nature, pasta do zebów mentolowa
*Bentley Organic, żel pod prysznic
*Nikel, balsam pod oczy i dookoła ust


Marka Resibo jest marką która ciekawiła mnie bardzo od dawna. Jakoś nigdy nie było mi z nią po drodze, ale jak widziałam te cudowne opakowania, design to nie mogłam się napatrzeć i chciałam, żeby wszystko mi tak pięknie wyglądało w łazience. No i mam! Do testowania dostałam płyn micelarny oraz balsam do ust, a także masę próbek, które równie pięknie wyglądają.


No i moje zakupy. Kilka razy wybrałam się do Rossmanna po pierdoły, żeby skorzystać z promocji i tak całkiem szczerze chyba nic nie potrzebowałam za bardzo, a raz nawet zamarzyła mi się kąpiel z prawdziwego zdarzenia i poleciałam specjalnie do Tesco po sole, kule itd. Wydałam ponad stówę, więc chyba bezsensu byłoby dla mnie robić challenge 'przeżyj za 50zł' ;D.



Jak pisałam wcześniej, pojawiło się sporo produktów do kąpieli, których nie posiadałam nigdy, bo ja ogólnie za wanną nie przepadam i zawsze preferowałam szybkie prysznice ;). Dalej kupiłam peelingi, które na pewno mi się przydadzą i je zużyję, ale czekają na swoją kolej, bo chcę najpierw pozbyć się tych zalegających u mnie w szafce. Olejek do włosów już używam, więc ten zakup był najbardziej potrzebny chyba ;D. Szampony z Alterry i odżywki w sprayu z Gliss Kura kupuję zawsze jak są na promocji, a pasta wybielająca to tak mi jakoś wpadła w ręce ;).

Dajcie znać jak Wasze denko i ile nowych rzeczy przybyło Wam w styczniu do testów! :)


Gruboziarnisty peeling o najpiękniejszym zapachu ever

25 stycznia 2018

Cześć! W końcu jestem, w końcu się zebrałam, w końcu napisałam. U mnie, jak zawsze dużo się dzieje, a teraz przed końcem semestru w szkole, miałam urwanie głowy z moimi uczniami, więc też czas mi się stosunkowo kurczył. Ale zbliżają się ferie, dla mnie czas wyjazdów, odwiedzin znajomych i odpoczynku, ale będę tutaj regularnie. Muszę nadrobić sporo recenzji, więc będzie bardzo kosmetycznie ;)!
Dzisiaj mam dla Was recenzję mojego ulubieńca w kategorii peelingów, który pojawił się zresztą w Blogmas ulubieńcy kosmetyczni - pielęgnacja. Nie będę się zachwycać produktem w tym momencie, bo o tym jest cała recenzja, ale muszę powiedzieć, że w samej marce - Dermacol zakochałam się zakochałam. I nie tylko ja, mama i przyjaciółka są też zachwycone, więc naprawdę warto.


Dermacol, Aroma Ritual
antystresowy peeling do ciała
winogrono i limetka

Słyszeliście kiedyś o antystresowym peelingu? Wydaje mi się, że nie miałam nawet jakiegokolwiek produktu, który miałby mi pomagać w walce ze stresem. Tutaj walczyć ze stresem ma zapach, połączenie winogron i limetki ma uwolnić stres i zmysły. Łagodny peeling cukrowy, który w delikatny sposób usunie martwy naskórek, oczyści i wygładzi skórę ciała przywracając jej witalność. Peeling zawiera olej z pestek winogron, który ma za zadanie wspomóc regenerację skóry i opóźnić procesy starzenia.


Skład: Sucrose,Propylene Glycol, Sodium Laureth Sulfate, Aqua, Silica, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Parfum, Vitis Vinifera Seed Oil, Cocamidopropyl Betaine, Citric Acid, Benophenone-4, Sodium Chloride, Sodium Hydroxide, Tocopherol, Hydrogenated Palm Glyceides Citrate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Methylparaben, Ethylparaben, Cl 17200, Cl 42090, Hexyl Cinnamal, Linalool, D-Limonene, Citronellol.

Jestem ogromną fanką gruboziarnistych i cukrowych peelingów do ciała. W ogóle z pielęgnacji ciała, dla mnie mógłby istnieć tylko peeling, nic więcej mi nie potrzeba. Ten peeling oczarował mnie już od pierwszego spotkania swoim zapachem, który jest fenomenalny i konsystencją, która jest dla mnie idealna. Co w sumie widać po zdjęciach, że produkt nie dotrwał za bardzo do zdjęć i jest już zdenkowany. Ale to oznacza, że produkt jest naprawdę genialny, jeżeli jedyne o czym myślałam, to żeby go zużyć.


Peeling znajduje się w odkręcanym słoiczku, co dla takich peelingów jest najlepszym rozwiązaniem. Posiadało dodatkowo chroniące sreberko, przez które i tak można było poczuć piękną woń winogrona i limetki. Zapach towarzyszy nam przez cały czas używania i potem można go wyczuć jeszcze na skórze. Wygodnie się odkręca, wygodnie nabiera się produkt i rozsmarowuje po ciele. Jest w miarę wydajny. Nie muszę zużywać pół opakowania na raz, żeby wymasować całe ciało, co czasami przy takich peelingach się zdarza. 

Peeling należy do tych gruboziarnistych produktów, ale mimo wszystko delikatnie działa na naszą skórę. Idealnie ją oczyszcza, usuwa martwy naskórek i pozostawię ją jedwabiście gładką, miłą w dotyku, jędrną i fajnie napiętą. Po takim ścieraniu, naprawdę dużo lepiej wchłaniają się jakiekolwiek balsamy, a ważne jest też to, że peeling nie pozostawia na skórze żadnego tłustego filmu, więc na pewno nie będziecie się dodatkowo kleić.


Ja peeling uwielbiam i wiem, że będę wracać do niego regularnie. Chętnie wypróbuję inne zapachy, bo wiem, że wszystkie mają obłędne i intensywne zapachy, ale seria winogrona i limetki jest zdecydowanie moją ulubioną; mam też żel pod prysznic i olejek, więc wącham je, jak nakręcona cały czas ;D. Peeling znajdziecie w Internecie w różnych cenach, od 17zł do ok. 25zł, co nie jest dużo za tak idealnie działający produkt. Poza tym, peeling stosowałam 1-2 razy w tygodniu i wystarczył mi na okres niecałych dwóch miesięcy, więc idealnie.
Zapraszam też na profil Dermacol'u na facebook'u, warto być na bieżąco z tą marką! :)


Blogokarnawał, przegląd upominków

22 stycznia 2018


Jak Wam obiecałam w poprzednim wpisie, dzisiaj mam dla Was wszystkie upominki, jakie otrzymałyśmy na spotkaniu ;). Trochę się tego uzbierało, ale całkiem inaczej podchodzi się do takich upominków, jako organizator spotkania niż uczestnik :D. Część paczek leżała u mnie w szafie już od grudnia i próbowałam w nich nie grzebać, ale nie było jakiejś niespodzianki. Ale chwalę się, także patrzcie, co zaczynam testować:

  • Bourjois, Rouge Velvet The Lipstick, 10. 09, 08, 05, 03 i 02


  • Playboy, woda toaletowa Endless Night


  •  Allbag, torba idealna na wszystko <3


  • Selfie Project,  czarna maski peel-off, łagodny tonik oczyszczający, chusteczki do demakijażu, bibułki matujące, lekki fluid matująco nawilżający, cukrowy peeling do ust, 3w1 żel myjący, peeling, maseczka




  • Constance Carroll; metalicznie cienie, paletka do konturowania twarzy, pomadka matowa w płynie i puder bambusowy transparentny


  •  Fanola - szampon No orange




  •  SheFoot - peeling naturalny do stóp, plastry kosmetyczne na zrogowaciałe pięty


  •  BodyBoom - peeling kawowy i kokosowy


  •  Rimmel, tusz do rzęs Wonder'fully Real i korektor Lasting Finish


  •  Inveo, ultra felikatna henna do brwi w kremie, wypełniacz brwi w kremie


  •  Oillan, kolagen i kwas hialuronowy; krem na dzień, krem na noc, łagodząco nawilżający tonik i krem pod oczy




  •  PopCrop - piramidki kukurydziane, pełnoziarniste piramidki zbożowe


  •  Dermacol - krem przeciwzmarszczkowy pod oczy i dookoła ust, krem do rąk, płyn micelarny, żel pod prysznic, balsam do ciała, maska do twarzy, olejek do ciała i włosów, podkład matujący, puder transparentny, baza rozświetlająca, korektor, kredka rozświetlająca pod łuk brwiowy


  •  Lovenue - pacynka do cieni, pędzel ołówkowy, pędzel do konturowania na sucho i mokro, kępki rzęs, gąbka do makijażu loveblender w wersji standardowej i mini, silikonowa gąbka do makijażu, płyn do czyszczenia pędzli.



  • BioBeauty; Hydrobodylotion oraz krem do rąk z nagietkiem


Okej, no to co zacząć testować jako pierwsze ;D?


Blogokarnawał, relacja ze spotkania blogerek w Ostrowcu Świętokrzyskim, 13.01.2018r.

20 stycznia 2018

Spotkań Blogerek jest sporo, praktycznie co weekend w jakimś miejscu w Polsce spotykają się dziewczyny, żeby poplotkować, obgadać aferki, poradzić się w sprawach urodowych i innych, i żeby po prostu ze sobą pobyć. Byłam na kilkudziesięciu spotkaniach i zawsze po głowie chodziło mi zorganizowanie własnego. Wiecie, że lubię kombinować, wymyślać, rozkminiać i z pomocą przyszły mi już wprawione w boju Asia i Gabi, które doskonale wiedziały, co i jak, od czego zacząć i co trzeba zrobić. I tak o to powstał, nasz Blogokarnawał!


Dla mnie spotkanie zaczęło się już w piątek, bo wybrałyśmy się do Asi dzień wcześniej, żeby się ze wszystkim wyrobić i wszystko przemyśleć. Zaczęłyśmy od live na instagramie, a spotkanie pod kątem organizacyjnym zaczęłyśmy ogarniać w nocy i skończyłyśmy po 3 :). Ale było rewelacyjnie i z pewnością nie zamieniłabym tego na dodatkowe godziny snu ;).
Spotkanie odbyło się w restauracji A'propos w Ostrowcu Świętokrzyskim. Miejsce było przepełnione ludźmi od samego początku do końca. Następnym razem będziemy szukać spokojniejszego miejsca, ale przynajmniej ten tłum ludzi potwierdził, że jedzenie w tym miejscu jest naprawdę genialne. Drinki też - polecam :). Poza tym miejsce klimatyczne, swojskie, ja się tam dobrze czułam, prawie jak u siebie, bo i tak się rozłożyłam ze wszystkim, jak w domu.

Z dziewczynami postanowiłyśmy przygotować dla dziewczyn trochę niespodzianek! Bardzo mi zależało na tym, żeby spotkanie miało wyjątkowy charakter, żeby ciężko je było porównać do innych spotkań, żeby działy się takie rzeczy, które nie dzieją się na każdym spotkaniu. Wiecie, wspomnienia, pamiątki, sentymenty, a zaszalejmy i niech będzie miło! 
Od Cukierni u Ani otrzymałyśmy tort, przepiękny, w klimacie, z naszym logiem, przepyszny, leciutki, zjadłam cały swój ogromny kawałek i jadłabym dalej. Asia wie, jaką ekscytację przeżywałam kiedy go zobaczyłam i pan z cukierni też się trochę pośmiał, ale patrzcie na zdjęcia. Aż szkoda było go jeść.



Tort, tortem, ale mi się też zachciało muffinek, o które zadbałyśmy razem ze Słodkim Zakątkiem. Muffinki miały charakter bardzo indywidualny, bo każda uczestniczka dostała spersonalizowaną muffinę z własnym logiem. Ja się śmiałam, że  spróbuję ją jakoś zamrozić i będzie idealnym akcentem do zdjęć na bloga :).

Przy okazji zapraszam na blogi dziewczyn :):



Wyżej widzicie atrakcję, bez której nie potrafiłam wyobrazić sobie naszego blogowego karnawału. Blog, bal, karnawał, impreza, piękne kobiety, tajemnicze maski! Każda dziewczyna mogła sobie wybrać maskę dla siebie i wszystkie dostały inne, co jest fajną pamiątką i świetnym gadżetem do zdjęć. Ja na pewno ją kiedyś wykorzystam i jeszcze będziecie miały jej dość. Poza tym, na początku spotkania rozdałyśmy dziewczynom karty, każda blogerka miała swoją kartę, na której każda uczestniczka spotkania napisała każdej parę miłych słów od siebie, na temat jej, bloga, instagrama, sukcesów. Chciałyśmy dziewczyny zmotywować, pokazać, że jesteśmy najlepsze i,że każda jest idealna na swój nieidealny sposób :). Ja swoją kartę czytam sobie, co jakiś czas i zawsze mi to poprawia humor, więc ma też właściwości antydepresyjne ;).

Przechodząc do samego spotkania! Parę rzeczy bym zmieniła, ale mimo wszystko mam nadzieję, że spotkanie było udane. Gadałyśmy, robiłyśmy zdjęcia, nagrywałyśmy filmiki, mogłyśmy się poznać, dobrze bawić no i dobrze zjeść, bo jedzenie w restauracji było naprawdę pyszne. Na nasze spotkanie przyjechała moja ulubiona przedstawicielka, pani Lucyna Spyt z Dermacol. Markę poznałam na ostatnim spotkaniu i byłam tak zachwycona, że chciałam się nią podzielić z innymi dziewczynami. Marka Dermacol kojarzy się głównie ze swoim fluidem, który potrafi zakryć nawet tatuaże, a ja Wam polecam peelingi, żele pod prysznic, olejki, kremy do rąk, kredki do brwi, wszystkie produkty o zapachu winogrona, pomadki matowe itd. Szykujcie się, bo w niedługim czasie zaczną się pojawiać regularnie recenzje produktów tej marki, a jest o czym pisać!
Pani Lucyna pokazała nam cuda i hit produkty marki Dermacol. Opowiedziała trochę o historii marki i przeprowadziła konkurs ;). Gratuluję wszystkim dziewczynom, które wygrały! Poza tym, ja się zachwyciłam pomadkami matowymi, które już zamówiłam, bo pięknie pachną, mają super kolory i jeszcze lepszą konsystencję. Na instagramie się pochwalę na pewno jak już dojdą.






Tym powyższym zdjęciem zaspamowałam już internety, możecie je zobaczyć na instagramie i facebook'u, zostawcie serduszko, bo ma dla mnie spore znaczenie! :) Dziękuję.

Spotkanie oczywiście nie mogło obejść się bez genialnych zdjęć, długich rozmów, foteczek w toalecie i prezentów od naszych sponsorów. Ale, ale nie na tym koniec. Każde spotkanie może być po coś, zawsze można komuś pomóc i wesprzeć jakąś fajną akcję. Spotkałyśmy się dzień przed finałem WOŚP, a to idealna okazja, żeby dołączyć do akcji. Razem z dziewczynami uzbierałyśmy ładną sumkę, którą przekazałam później w Kafce, dodając cegiełkę od siebie ;).



















Kto dotrwał do samego końca? Podziwiam i zapowiem, że w kolejnym wpisie zobaczycie, produkty jakie przywiozłam ze sobą ze spotkania ;).
Ściskam! <3