Helou! Kto uwierzył, że wczoraj ponoć był najzimniejszy dzień tej zimy? Ja tak, a obecnie siedzę, marznę, przeglądam letnie zdjęcia, myślę o wszystkich kieckach, jakie posiadam i jak bardzo chciałabym je już założyć. Dajcie znać, jak przywołamy wiosnę, bo mi już powoli komórki wymierają z zimna ;D. Ale, ale najważniejsze, że mamy piątek! Ja w tym tygodniu zamierzam odpocząć i jakoś na spokojnie to przetrwać, żeby nazbierać siły na kolejny weekend.
Dzisiaj mam dla was denko! Zastanawiałyśmy się dzisiaj nawet z
Asią. jak to możliwe, że te denka są takie spore. Niby nic, niby wykańczamy jeden kosmetyk na jakiś czas, a pod koniec tygodnia jest tego cała torba, a niestety zapasy się nie zmniejszają. W tym tygodniu całe denko kosztuje niecałe 300zł. Więc zapraszam do czytania!
Kobo, matowy puder sypki transparentny - bardzo lubię ten puder. Jest jasny i biały, dzięki czemu potrafi dodatkowo rozjaśnić zbyt ciemny fluid, matowi skórę na długo, nie zapycha, nie uczula, nie zmienia wyglądu makijażu, tylko sprawia, że skóra w dalszym ciągu wygląda dobrze. Nie mam z nim najmniejszych problemów, jest wydajnywykorzystywałam go również do bakingu i w tym też się super sprawdził. Z cery mi nie znikał, nie ścierał się, więc ja jestem jak najbardziej zadowolona.
Ziaja, tonik zwężający pory na dzień/ na noc - kosmetyki marki Ziaja z serii liście manuka pojawiają się tutaj regularnie i to w tej samej kategorii. Nic nie poradzę na to, że je uwielbiam, działają cudownie, zwężają pory, oczyszczają cerę, dzięki nim wygląda świeżo, promiennie i po prostu pięknie! Tonik fajnie odświeża skórę i jest idealnym produktem stosowanym przed serami i maskami.
Schwarzkopf, got2be, Fresh it up! suchy szampon - po suchy szampon sięgam od czasu do czasu, kiedy naprawdę nie mam innego wyjścia. Obecnie mam ciemne włosy przy skórze głowy, a rozjaśnione końce, więc samo wyczesanie go trwa niesamowicie długo, a i tak potem narzekam, że mam jakby siwe włosy. Szampon super odświeża włosy na cały dzień, zwiększa ich objętość i unosi u nasady. Poza tym, jego zapach jest rewelacyjny, owocowy, świeży i często jest na promocji, więc ja go polecam - wszystkie jego wersje!
Iwostin, Purritin, żel do mycia twarzy - produkt apteczny, więc kosztuję trochę więcej niż inne kosmetyki, ale działanie ma bardzo dobre. Świetnie oczyszcza twarz, nie wysusza skóry, zapobiega powstawaniu nowym niedoskonałościom, wygodny w aplikacji, nie ściąga skóry, więc naprawdę jest fajny. Aczkolwiek! Jego zapach mógłby być trochę ładniejszy, ale przy takim działaniu da się przeżyć.
Iwostin, Purritin, krem na noc redukujący niedoskonałości - krem ma dokładnie takie same właściwości, co powyższy żel. Szybko się wchłania, nie wysusza skóry, a mimo wszystko działa przeciwtrądzikowo i hamuje powstawanie nowych niedoskonałości. Jak najbardziej, jestem na tak ;).
BeBeauty, płatki kosmetyczne - płatki, jak płatki, ale jakoś zawsze kupuję te same. Są tanie, mają fajną formułę, nie rozwarstwiają się, nie piją za dużo produktów i fajnie zmywają makijaż i inne zanieczyszczenia.
Nivea, fresh natural, dezodorant ekstrakty morskie - ten dezodorant pojawia się u mnie regularnie w różnych wersjach zapachowych. bardzo ładnie pachnie, nie plami ubrań. Cudownie odświeża skórę i sprawia, że w ciągu dnia czuję się bezpieczniej. Poza tym, pielęgnuje skórę pod pachami, która czasem jest podrażniona po depilacji, dzięki temu dezodorantowi skóra jest w dużo lepszym stanie.
Rossmann, myjka do mycia - nigdy nie pokazywałam Wam czym się myję (oh! ekscytujące), ale jeżeli lubicie myjki tak, jak ja polecam Wam bardzo te z Rossmanna. Są mega tanie, często są jeszcze na dodatkowej promocji, sprawiają, że produkt pieni się dwa razy bardziej, a ja mogę stosować mniej produktu i ja jestem zadowolona. Stosuję je już od dobrych kilku lat i raczej tego nie zmienię.
Fennel, peeling do ciała, kremowe ciastko z kokosem - nawet nie wiem ile ten peeling przeleżał u mnie na półce w łazience (co zresztą widać po jego wyglądzie). Zapach ma fenomenalny, naprawdę cudowny, słodki, ciasteczkowy, kokosowy - sztos. Konsystencja peelingu jest bardzo oleista i nawilżająca i mam wrażenie, że zostawia po sobie lekki, ale nieprzeszkadzający film. Osobiście wolę dużo mocniejsze peelingi, które naprawdę zdzierają martwy naskórek, ale jeżeli wolicie coś lżejszego to jak najbardziej, polecam Wam właśnie ten!
Yves Rocher, olejek odbudowujący do włosów - olejek już się pojawiał na pewno w denkach i to prawdopodobnie w cudach. Nie wiem czemu, ale teraz strasznie się z nim męczyłam, jakoś nie mogłam go wykończyć i nie działał tak, jak kiedyś. Moje włosy na pewno się zmieniły i wymagają obecnie czego innego, więc będzie on się bardziej nadawał do średnio-wymagających włosów. Nadaje się raczej tylko do olejowania włosów, suche włosy może bardzo obciążyć i posklejać. Zapach ma ładny, buteleczkę też, ale fajnie by było gdyby olejek przelewał się łatwiej i szybciej. Niby spoko, ale obecnie już do niego nie wrócę raczej.
Rival de Loop, tonik odżywczy do twarzy - miniaturka, którą kupiłam głównie z myślą o wyjazdach i w tej roli produkt sprawdził się idealnie. Na co dzień potrzebuję czegoś lepszego i bardziej wyspecjalizowanego, ale tak raz na jakiś czasu, żeby przemyć twarzy to produkt jest idealny Bardzo wodnisty, ładnie pachnie, wydajny no i cena, jak na mniejsze pojemności jest bardzo do przeżycia.
Eveline, multiodżywczy balsam-bomba witaminowa do ciała - ten balsam był w miarę w porządku. Nawet fajnie nawilżał skórę, wygładzał ją, zostawiał miłą w dotyku i pięknie pachniał, mega świeżo, wiosennie, owocowo i energizująco. Gdyby tylko efekty były bardziej długotrwałe byłoby idealnie. Aczkolwiek chętnie do niego powróciłabym latem w jakieś mega upalne dni, kiedy na szybko chce się czymś wysmarować i polecieć dalej.
Dove, deeply nourishing, żel pod prysznic - żele od Dove uwielbiam, pięknie pachną, mają naprawdę niesamowitą konsystencję, mam wrażenie, że otulają ciało najlepszym czym się da. Ale niestety opakowanie jest totalną porażką, tak ciężko się z niego wyciskało żel, że masakra. Jeśli popracują nad opakowaniem to byłoby całkiem fajne cudo, po które sięgałabym na pewno bardzo często.
Nivea, balsam do ciała pod prysznic cocoa&milk - pierwszy chyba kosmetyk, którego nie byłam w stanie zużyć do końca. Miniaturka, którą dostałam już dawno i właśnie teraz byłaby dla mnie idealna na basen, ale niestety nie nadaje się do niczego. Jak zapach i konsystencja są w porządku, tak niestety balsam pod wpływem wody zrobił się, jakby silikonowy na ciele i nie mogłam go z siebie zmyć... Masakra.
Schwarzkopf, GlissKur, Million Gloss, szampon, włosy matowe bez połysku - wiecie, że za marką bardzo przepadam, ale niestety jeżeli chodzi o ten produkt to jestem bardzo na nie. Ten szampon był dla mnie kompletnie nijaki. Okej, od kosmetyków do włosów oczekuję zupełnie czego innego, ale ten mi nawet nie dawał jakiegoś cudownego połysku, czyli tego co miał. Miałam wrażenie nawet, że je obciążał i były takie bez życia.
Rival de Loop, krem pod oczy zielona herbata - na początku byłam całkiem zadowolona z tego kremu, miał fajny zapach, super żelowa konsystencję i ciekawe kuleczki w środku, który ułożone symetrycznie dawały ładny wygląd. Ale nic więcej. Efektów za wielkich nie było, zielone kuleczki nie chciały się za bardzo rozpuszczać pod wpływem ciepła, a potem krem zmienił tą swoja fajną konsystencję na glut, który zaczął znikać, więc niestety. Tani, ale zdecydowanie nie warto.
CD, dezodorant - nic szczególnego, nic specjalnego, ja też nie szukam nie wiadomo czego w takich produktach, a też nie mam ogromnych potrzeb, ale nie czułam, żeby jakoś cudownie odświeżał ciało. Niestety, ale zapach mi bardzo nie podpasował, a chyba to jest jedna z najważniejszych cech w dezodorancie. Poza tym plamił ubrania, więc też słabo. Używałam go tylko, jak siedziałam w domu, więc trochę długo się z nim męczyłam.
Eveline, slim extreme 4D, antycellulitowe serum liftingujące - jakoś mimo wszystko nie przepadałam za tymi balsamami i peelingami. Zapach może i fajny, ma w sobie typowy mentol dla formuły chłodzącej, ale powiem Wam, że za bardzo nie chłodził. Może na początku coś tam dało się odczuć, ale nie było to taki efekt, jakiego się spodziewałam. Nie wiem czy to moja wina, czy coś się zmieniło we właściwościach, ale efektów nie było. Skóra była w lepszym stanie, ale nie powiedziałabym, że ten balsam jest hiper antycellulitowy i liftingujący, inne produkty są zdecydowanie lepsze.
Miałam zaszaleć z saszetkami, próbkami i jak zawsze wyszło słabo, ale wierzę, że w końcu zużyję wszystko. Na razie mogę Wam powiedzieć, że
sól krystaliczna do kąpieli od Isany ma cudowny zapach, nadaje wodzie fajny kolor i sprawia, że skóra jest bardziej nawilżona niż po zwykłej kąpieli. Ja się z nimi bardzo polubiłam i chętnie skuszę się na nie ponownie, jak i na inne wersje, tym bardziej, że pokochałam kąpiele ;). Maski
Peel-off uwielbiam, tym bardziej te od
7th Heaven, tutaj miałam
maskę algową Black Seaweed i muszę Wam powiedzieć, że pierwszy raz się zawiodłam na produktach tej marki. Jakoś mnie nie porwała, a efekty nie były zbyt imponujące. Trzecia rzecz to suplement diety od
Simplic Simple Weight Control. Jedna saszetka za dużo nie zmieni, więc nie wypowiem się na temat działania, ale mogę Wam powiedzieć, że smak był genialny, prawdziwie ciasteczkowy.
Z zużyciami to wszystko, więc przechodzimy do nowości lutego!
Jeżeli chodzi o moje zakupy kosmetyczne, w tym miesiącu jakoś nie udało mi się dopilnować ogarniania na bieżąco tego, co kupuję, ale było tego bardzo niewiele. Poza maską z 7th Heaven Black Seaweed Peel-Off, o której możecie poczytać wyżej, skusiłam się też na Shwarzkopf, Gliss Kur - spray regenerację w olejku do włosów osłabionych. Obecnie denkuję taki sam produkt, ale w inne wersji i jestem mega z niego zadowolona, więc mam ochotę przetestować wszystkie! Już niedługo na pewno o nim przeczytacie.
Poza tym wpadły w moje łapki produkty od
Initiale Botanica,
Synchroline oraz
Dermedic. O maskach od Initiale będziecie mogli poczytać już niedługo (
fejs!). Do testów dostałam algi morskie oraz czerwone owoce. Nie przepadam za bardzo za maskami, które samemu trzeba wymieszać, więc moja opinia będzie na pewno inna niż wszystkie. Od
Synchroline zaczynam testowanie antycellulitowego balsamu do masażu i do wszystkiego, który bo ma wiele różnych dodatkowych działań oraz krem na przebarwienia na noc (
fejs! insta!). Przy okazji dostałam też sporo próbek i będę się naprawdę starać je zużywać. Z kolei od mojej ulubionej marki Dermedic dostałam cudownie zapakowaną paczkę <3. Chwaliłam się już na
insta i na fejsie, ale tutaj też się pochwalę, że będę mogła przetestować tonik odżywiająco-regulującyy, serum nawadniające oraz kregenerujący rem do rąk (
fejs!)
Dawajcie znać, jak Wasze denko i kosmetyczne zakupy w tym miesiącu!