Zmixuj swój zapach z Nivea Mix Me!

31 lipca 2018


Cześć! Co działacie? Jak wakacje i jak Wam się podoba pogoda? Osobiście uwielbiam burze, więc ja się tam cieszę, a że jest trochę chłodniej to też milej. Wróciłam z Białego, gdzie wygrzałam się wystarczająco, więc trochę chłodu nie zaszkodzi. A tam na miejscu się tak zrelaksowałam, że nawet zapomniałam opublikować wpisy, które pisałam i pisałam przed wyjazdem, żeby nie było tu tak pusto i coś nie wyszło. No nic, nadrobię teraz, także nic nie ucieknie.
Dziś będzie o kremach nawilżających, które otrzymałam od Nivea w ramach Klubu Przyjaciółek Nivea! Na pewno kojarzycie te mini kolorowe i rozkoszne kremiki, bo teraz jest o nich wszędzie głośno, więc przyszedł czas i na moją recenzję.


Nivea Soft, Mix Me
kremy nawilżające

* dopasowane do Ciebie * możliwość stworzenia swojego zapachu * zakręć i zmiksuj swój krem *
Intensywnie nawilżające kremy,które pachną wyjątkowo same lub w akompaniamencie pozostałych kremów, ponieważ zostały stworzone z kreatorami perfum. Zmieszaj je w dowolnych proporcjach i stwórz swój własny wyjątkowy zapach. Produkt odpowiedni do ciała, twarzy oraz dłoni.


Na wstępie powiem, że kremy znajdują się w przeuroczych małych słoiczkach, którymi kupują mnie całkowicie. Są genialne, bo są niewielkie, dzięki czemu na wakacje są jak znalazł, można zabrać je wszędzie, zmieszczą się bez problemu. Poza tym są idealnie uniwersalne, bo możemy ich używać do ciała, twarzy czy dłoni. Jeżeli chcecie zminimalizować ilość kosmetyków w torebce czy kosmetyczce, te kremy będą idealne! Poza tym, wszystkie opakowania posiadają dodatkowe wieczko, dzięki czemu mamy pewność, że krem nie był wcześniej używany, a i był bardzo dobrze zamknięty. 
Konsystencję mają gęstą i treściwą, ale w żaden sposób nie utrudnia ona korzystania z kremów. Super się rozsmarowują przy czym pachną obłędnie. Kremy bardzo szybko się wchłaniają i nie pozostawiają po sobie tłustego filmu, a stosowałam je dosłownie wszędzie i w każdej sytuacji.
Jak zobaczycie poniżej, kremy są stworzone praktycznie na bazie parafiny, a ich składy nie różnią się od siebie prawie wcale (inne fragmenty zostały pogrubione). Mi parafina nie przeszkadza, ale wiem, że część z Was woli jej unikać. 
Co wyróżnia poszczególne kremy na tle pozostałych? Zapach!

I AM THE BERRY CHARMING ONE jest zapachem zmysłowym, świeżych czerwonych owoców. To jest na maksa piękny,intensywny, słodki,ale nie przesłodzony, letni zapach, który potrafi uzależnić. Uwielbiam wąchać go prost ze słoiczka. Nie zalatuje mi sztucznością, a przenosi mnie w jakieś piękne, ciepłe i odludne miejsce. Zapach niezwykle kobiecy, kojarzy mi się z miejscami typu SPA, gdzie zawsze pachnie ładnie. I tak właśnie pachnie ten krem - bardzo zjadliwie i obłędnie. Długo utrzymuje się na skórze. 
Krem idealny do pielęgnacji twarzy i dłoni.

Skład: Aqua, Glycerin, Paraffinum Liquidum, Myristyl Alcohol, Butylene Glycol, Alcohol Denat., Stearic Acid, Myristyl Myristate, Cera Microcristallina, Glyceryl Stearate, Hydrogenated Coco-Glycerides, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Lanolin Alcohol (Eucerit), Polyglyceryl-2 Caprate, Dimethicone, Sodium Hydroxide, Carbomer, Phenoxyethanol, Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Linalool, Geraniol, Alpha-Isomethyl Ionone, Citronellol, Limonene, Parfum.

I AM THE HAPPY EXOTIC ONE jest zapachem radosnym, pełnym życia przypominającym tropikalne owoce. Krem bardzo owocowy, dość mocny i trochę ciężki, ale bardzo to fajnie ze sobą współpracuje. Można wyczuć w nim głównie woń ananasa. Mi bardzo przypomina zapach jakiegoś kolorowego drinka, dlatego do razu przenosi mnie na szaloną imprezę nad brzegiem oceanu, gdzie bawię się do białego rana. Niezwykle energetyzujący krem, od razu chce się działać coś robić, na pewno nie jest to zapach na siedzenie w domu, bo się wtedy marnuje. Bardzo motywuje i przypomina, żeby ruszyć tyłek i dobrze się zabawić!
Krem idealny do pielęgnacji ciała.

Skład: Aqua, Glycerin, Paraffinum Liquidum, Myristyl Alcohol, Butylene Glycol, Alcohol Denat., Stearic Acid, Myristyl Myristate, Cera Microcristallina, Glyceryl Stearate, Hydrogenated Coco-Glycerides, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Lanolin Alcohol (Eucerit), Polyglyceryl-2 Caprate, Dimethicone, Sodium Hydroxide, Carbomer, Phenoxyethanol, Limonene, Coumarin, Citronellol, Parfum.

I AM THE CHILLED OASIS ONE jest zapachem stylowym, orzeźwiającym z wyczuwalnymi zielonymi nutami. Bardzo, ale to bardzo ziołowy zapach, który przenosi mnie na jakąś łąkę pełną kwiatów i innych różnych nieznanych mi roślin. Zapach dość intensywny i pozostający w pamięci, niesamowicie oryginalny i jedyny w swoim rodzaju, przez który przebija się lekka mięta. Sprawia, że chce się go wąchać non stop, bo mam wrażenie, że takiego zapachu jeszcze nigdzie indziej nie spotkałam. Dla mnie zapach bardzo relaksujący i taki, że mogę zamknąć oczy i po prostu odpłynąć, zregenerować siebie i myśleć o niczym. Bardzo uniwersalny zapach, nie tylko dla kobiet, ale i dla mężczyzn.
Krem idealny do pielęgnacji całego ciała.

Skład: Aqua, Glycerin, Paraffinum Liquidum, Myristyl Alcohol, Butylene Glycol, Alcohol Denat., Stearic Acid, Myristyl Myristate, Cera Microcristallina, Glyceryl Stearate, Hydrogenated Coco-Glycerides, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Tocopheryl Acetate, Lanolin Alcohol (Eucerit), Polyglyceryl-2 Caprate, Dimethicone, Sodium Hydroxide,, Carbomer, Phenoxyethanol, Linalool, Geraniol, Limonene, Citronellol, Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Parfum.

Tak właśnie prezentują się moje podróże małe i duże, w które zabierają mnie kremy z Nivea Soft Mix Me. Każdy inny, każdy tak samo oryginalny, specyficzny i niezwykle intrygujący. Dopełniają się bardzo, co prawda ja kremów ze sobą bezpośrednio nie mieszałam, ale lubię na ciało nałożyć żółty, na twarz zielony, a na dłonie różowy. Wtedy jestem otulona każdym zapachem, który przypomina o sobie z każdej możliwej strony. Nie jest nudno, a pięknie, letnio i intensywnie!
Ogólnie bardzo mi się podoba działanie kremów, ich uniwersalność, a zapachy to jest po prostu bajka! Znacie mnie i wiecie, że mam delikatny nos i mi musi po prostu pachnieć, bo inaczej mi źle na duszy. Kremy fajnie nawilżają i odżywiają skórę, a efekt się utrzymuje dość długo. Nie podrażniają, nie uczulają ani nic złego mi nie zrobiły.


Te kremy są dla mnie strzałem w 10, a że ostatnio bardzo często ruszam tyłek poza swoje miejsce zamieszkania, to skondensowanie kremu do twarzy, kremu do rąk i balsamu w tak małym, jednym i przeuroczym słoiczku jest dla mnie rewelacyjną opcją! Mogę wtedy napakować do walizki inne równie potrzebne rzeczy!


Spotkanie z marką Dermacol
21.07.2018r. Kraków

26 lipca 2018


Dzień dobry! Jak wiecie tak się złożyło, że ostatni weekend spędziłam w różnych miejscach Polski. Byłam w Krakowie, Wrocławiu i Rzeszowie, ale dziś jak widzicie po tytule wpisu będzie o Krakowie!  Już kilka miesięcy temu zadzwoniła do mnie pani Lucyna i wspomniała o tym spotkaniu, a ja nie mogłam się na maksa doczekać tego lipca! Znalazłam się tam dzięki jednej z moich ulubionych marek kosmetycznych - Dermacol, która postanowiła zebrać parę blogerek urodowych w jednym mejscu, żebyśmy się spotkały, poznały, porozmawiały i super spędziły czas. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek i fajnych dodatków. 


Spotkanie odbyło się w tę sobotę w Krakowie, w bardzo klimatycznym miejscu - Starej Zajezdni. Kiedy dotarłam na miejsce spotkałam panią Lucynę z Dermacol, a także moją współlokatorkę z Meet Beauty - Dianę, czyli naszą gwiazdę, która tego dnia miała zadanie do wykonania! Na każdą z nas czekało piękne, różowe ciasteczko podpisane marką Dermacol i naszymi imionami, więc na samym początku każda musiała się najpierw znaleźć na ciasteczku. 
A razem ze mną na spotkaniu były jeszcze: Diana z Dajanalogist, SylwiaCzerwonousta, Paulina z Not too serious blog, Aleksandra z Aleksandra Rutana, Sylwia z Thugaal, Justyna z Blankita, Kasia z Kasia Koniakowska, Ania z Anjak Makeup, Ania z AnnaPoint, Agata z Pink Lipstick, a także Joanna z Riki tiki kosmetiki.




Kiedy wszystkie dziewczyny były już na miejscu - zaczęłyśmy spotkanie. Diana wykonywała makijaż produktami marki Dermacol na naszej modelce - Aleksandrze z Rozalia Fashion. W między czasie razem z panią Lucyną omawiały produkty, które były używane, a także wspominały o innych produktach Ja markę, jak i część produktów już znam, więc mogłam skupić się na wykonywanym makijażu oraz na nowościach, które marka wprowadza na okrągło! Przy okazji mogłyśmy zszamać przepyszne ciacho, a pani Lucyna tradycyjnie przeprowadziła konkurs na temat znajomości marki! Udało mi się wygrać produkt, którym byłam zachwycona, bo Diana używała go wykonując makijaż - ultralekki krem nawilżający, który nie dość, że idealnie nadaje się pod makijaż, to jeszcze pachnie obłędnie. 



Poniżej zobaczycie z bliska, jak Diana wykonywała makijaż. W ogóle spójrzcie na Anię, jaką dziewczyna ma śliczną urodę, a rzęs zazdrościłyśmy jej wszystkie. Są hiper długie i takie piękne! Diana przy okazji wykonywania makijażu nie tylko opowiadała nam o produktach, ale i świetnie dopowiadała nam o teorii. Mówiła np.: o tym, jak idealnie dobrać sobie podkład albo omawiała zasady konturowania. Także jej pierwszy publiczny występ wyszedł jej perfekcyjnie, tak samo, jak i makijaże, które tworzy. Koniecznie zajrzyjcie na jej makijażowy insta: Dajanalogist.makeup.










Kiedy Diana wykonała przepiękny makijaż, my miałyśmy czas dla siebie, na zdjęcia, na przeglądanie upominków, a także macanie produktów użytych do wykonania makijażu. Jedna dziewczyna idealnie zaprezentowała nam zdolności kultowego fluidu marki Dermacol, który idealnie potrafi zakryć nawet tatuaże. Poza tym, zjadłyśmy naprawdę przepyszny lunch i ja chętnie wrócę do tej restauracji kiedyś żeby coś jeszcze zszamać. 







Bawiłam się super i bardzo dziękuję za zaproszenie i niezmiernie się cieszę, że mogłam uczestniczyć w takim spotkaniu. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się zobaczymy, a poniżej możecie zobaczyć, co będę niedługo testować i o czym będziecie mogły czytać.
  • pielęgnacja: wspomniany wygrany ultralekki krem nawilżający, nawilżający balsam do ciała, głęboko oczyszczająca maseczka, a także z serii słonecznej: regenerujący i nawilżający balsam po opalaniu oraz produkt 2w1, czyli krem z SPF 30 i balsam do ust
  • kolorówka: wszystkie próbki kultowego fluidu Dermacol Make Up Cover, nawilżający fluid Sheer face illuminator, długotrwały fluid 24h Control, satynowa baza pod makijaż, róż w kulkach Beauty Powder Pearls, transparentny puder Invisible Fixing Powder, rozświetlająca kredka do brwi Correcting & Illuminatin Pen, matujący korektor Matt Control Corrector, tusz do rzęs Angelash, metaliczna pomadka, metaliczny eyeliner oraz metaliczna kredka do oczu.


A przy okazji, jeżeli chcecie poznać markę bliżej to zapraszam do moich wpisów na blogu, w których pojawiła się marka Dermacol. 

Przy okazji, tak zgadza się - jestem winogronową dziewczyną, ale ta seria pachnie najpiękniej i chcę mieć ją całą - i będę mieć!
Dajcie znać w komentarzach czy znacie markę Dermacol :)!



walka o gładkie i miękkie stopy z shefoot

24 lipca 2018


Hejo! Jako,że jestem po dość intensywnym weekendzie i czas mnie goni, dlatego dzisiaj będzie bez zbędnego gadania. Jeżeli jesteście ze mną od dawna, na pewno wiecie, że najbardziej nie lubię dbać o stopy. Brak mi regularności, jakiegoś samozaparcia i zawsze zapominam o nakładaniu kremu, masek, nawet jeżeli takie kosmetyki leżą u mnie na widoku; w łazience czy nawet przy łóżku. Ostatnio, kiedy robiłam porządki w kosmetykach i próbkach, stwierdziłam, że czas najwyższy wziąć się za siebie, a przy okazji w końcu zużyć zalegające produkty. Są wakacje, więc idealna pora na to, żeby stopy były w fajnym stanie, bo w końcu to jest czas na sandałki, klapki i odkryte buty. Możecie się domyślać, że skoro tyle czasu nie używałam nic na stopy to teraz mam dużo do nakładania i dużo do zmiękczania, ścierania i regenerowania. Dlatego też uwielbiam produkty, które działają błyskawicznie, a efekty widoczne są już po pierwszym użyciu. Dzisiaj biorę na tapet produkty marki Shefoot i będzie o plastrach, kremach, peelingu i masce. Zapraszam! 

Plastry kosmetyczne na zrogowaciałe pięty

* zmiękczają twardą skórę * nie zawierają barwników, parabenów, PEG, ftalanów, silikonów * z wyciągiem z papai i Aloe Vera * nawilżają i regenerują pięty * pomagają usunąć zrogowacenia * nie pozostawiają tłustych śladów *

Plastry zostały nasączone naturalnym ekstraktem z papai, który regeneruje naskórek. Wraz z innymi składnikami nawilżającymi (mocznik, witamina B5, gliceryna, wyciąg z aloesu oraz magnez) zatrzymują wodę w głębszych warstwach naskórka i dostarczają składników odżywczych, dzięki czemu skóra pięt jest mięska, gładka i elastyczna; poza tym, łagodzą podrażnienia i działają ściągająco. Efekty zależą od stopnia zrogowacenia, czasem pierwsze efekty widać po jednym zastosowaniu, ale zazwyczaj efekty widoczne są po kilku dniach regularnego stosowania plastrów. Plastry nakłada się na pięty na 12 godzin, na dzień lub na noc.
Skład: Acrylates Copolymer, Glycerin, Papain, Urea, Calcium Pantothenate, Proline, Alanine, Serine, Aloe Barbadensis Extract, Xanthan Gum, Caprylyl Glycol, Magnesium Lactate, Potassium Lactate, Magnesium Chloride, Sodium Citrate, Ethylhexylglycerin.


Takie plastry to dla mnie totalna nowość. Miałam do czynienia ze skarpetkami złuszczającymi, ale o plastrach nie słyszałam. W opakowaniu znajdują się 4 plastry, więc mamy na dwa razy. Na początku nie mogłam za bardzo rozkminić jak najlepiej je przykleić, żeby idealnie przywierały do pięty i od razu powiem, że i tak się nie udało ani razu haha. Ale to nic. W razie w najlepiej naklejać najpierw środek, a dopiero potem boki. Naklejałam plastry wieczorem, zakładałam skarpety i szłam spać. 
Rano ściągnęłam plastry i pięty były na maksa mięciutkie, gładkie i nawilżone. Lekko mokre od produktu, który znajduje się na plastrach, ale zaraz się wchłania. Oczywiście dwa razy to niewiele żeby stwierdzić, jak działa kosmetyk,ale ja jestem zadowolona. Powiem Wam, że takie plastry na noc naprawdę mogą sporo zdziałać, tym bardziej jeżeli macie problem tylko z piętami. Nie trzeba używać całych skarpetek nawilżających, tylko wystarczą takie plastry. Efekt utrzymuję się jakiś czas, a jeżeli będziemy pamiętać o ciągłym nawilżaniu stóp to już w ogóle będzie sztos.
Teplastry nie pwodują złuszczenia jak coś.

Krem do stóp, intensywne nawilżanie i wygładzenie

Krem zawiera roślinne komórki macierzyste i masło arganowe, a także shea.Nie zawiera barwników,parabenw, ftalanów, silikonw oraz PEG. Efekt młodej satynowej skórystóp.
Skład: Aqua, C12-15 Alkyl Benzoate, Ethylhexyl Stearate, Dicetyl Phospate, Ceteth-10 Phospate, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Panthenol, Argania Spinosa Oil, Palmitic/Stearic Triglyceride, Phenylpropanol, Propanediol, Ceprylyl Glycol, Tocopherol, Parfum, Lauryl Olivate, Sodium Hydroxide, Polyacrylate Crosspolymer-11, Magnolia Siebolii Callus Culture Extract, Butylene Glyl, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Chlorphenesin, Limonene, Benzyl Sailcylate, Amyl Cinnamal, Linalool, Coumarin.


Zacznę od tego, że ta mała próbka wystarczyła mi na jakieś 2-3 użycia, co nie jest źle jeżeli chcemy w miarę przetestować produkt przed zakupem. Stosowałam po prysznicu, raz na noc i raz kiedyś tam przy okazji. Po użyciu skóra była zdecydowanie fajniejsza w dotyku niż przed. Stopy były gładkie, miękkie i na maksa nawilżone. Krem używałam z odstępami jedno, czy dwudniowymi i powiem Wam, że efekty się utrzymywały między kolejnymi użyciami, więc fajnie. Konsystencja była w miarę rzadka, zapach taki bardzo zadymiony, ciężki i mi się nie podobał, ale wiadomo - na stopach aż tak nie czuć  Ja jestem zadowolona, bo skóra była naprawdę w lepszym stanie, a zapachu nie dało się wyczuć, więc git.

Domowe SPA dla stóp; peeling naturalny + maska regeneracyjno-odprężająca do stóp

*Peeling naturalny --> opis i recenzja już na blogu
*Maska regeneracyjno-odprężająca do stóp ma za zadanie intensywnie nawilżyć i odbudować naskórek, pozostawić stopy gładkie i miękkie. Dzięki zawartości masła shea oraz emolientów z soi, avocado i baobabu maska odpręży i poprawi przemianę materii w komórkach skóry, zwiększając jej elastyczność i wspomagając odnowę naskórka.
Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, C12-15 Alkyl Benzoate, Ethylhexyl Stearate, Dicetyl Phosphate, Ceteth-10 Phoshate, Glycerin, Glycine Soja Oil, Glycine Soja Sterol, Hexyl Laurate, Persea Gratissima Oil, Ascorbyl Palmitate, Tocopherol, Hydrogenated Palm Glycirides Citrate, Panthenol, Lauryl Olivate, Ricinus Communis (Castrol) See Oil, Adansonia Digitata Oil, Palmitic/Stearic Triglyceride, Chlorhexidine Digluconate, Hydrolyzed Keratin, Parfum, Polyacrylate Crosspolymer-11, Chlorphenesin, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Benzyl Alcohol, EDTA, Sodium Hydroxide, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Coumarin, Alpha-Isomethyl Ionone.


Tak, jak wspominałam wyżej recenzja peelingu naturalnego, czyli 1 kroku, znajduje się już na blogu - zapraszam tutaj. A jeżeli chodzi o maskę, stosowałam ją w sumie 4 razy. Dwa razy po prysznicu i dwa razy grubszą warstwę na noc wraz z bawełnianymi skarpetkami. Kiedy używałam maski, jako kremu po prysznicu, stopy były fajne, gładkie i miękkie w dotyku, efekt był, ale dość delikatny, więc spoko. Natomiast, kiedy robiłam maskę na noc, to efekty były zniewalające. Miałam wrażenie, że stopy są jak nowe - mięciutkie, gładkie, skóra była zregenerowana i odżywiona. Naprawdę - sztos. Zapach był intrygujący, dosyć intensywny, ja bardzo mocno wyczuwałam cynamon, takie korzenne przyprawy, nie wiem dlaczego, może mój nos już po prostu świruje, ale w sumie spoko. Aż tak nie czuć, bo to stopy - wiadomo. Konsystencja była dość gęsta, ale bardzo fajnie nakładało się na stopy i powiem Wam, że ja praktycznie od razu odczuwałam fajne odprężenie stóp, miałam wrażenie, że one zaraz po nałożeniu maski odpoczywają. Także fajnie, bardzo! Jestem mega zadowolona.


Znacie te produkty? Ja jestem bardzo z nich zadowolona i polubiłam się z samą marki, dlatego tym chętniej wypróbuję jeszcze inne produkty by moje stopy były w końcu w nieskazitelnym stanie!
Piszcie mi koniecznie,  jak Wy dbacie o swoje stopy!

\

Niekończąca się noc z Playboy'em

21 lipca 2018


Hej! Ja już wczoraj zaczęłam mój szalony weekend! Zapraszam na moje social media, bo tam będę na pewno dawać znać na bieżąco, co i jak działamy! Na pewno dużo się będzie działo. A skoro dużo się będzie działo, to wiadomo,że zależy mina nienagannym wyglądzie, więc dzisiaj wpis w miarę tematyczny, bo będzie o perfumach!
Dziś będzie o wodzie toaletowej. Mimo, że mam swoje ulubione perfumy, do których wracam regularnie od 5 lat, tak raz na jakiś czas lubię psiknąć się czymś innym. Jako nastolatka regularnie kupowałam zapachy Playboy'a i miałam prawie wszystkie. W sumie to zawsze wszystkie mi się podobały, nie tylko damskie, ale i męskie! Dzisiaj mam mały powrót do przeszłości i będzie właśnie o perfumach Playboya - Endless Night.

Playboy, woda toaletowa
Endless Night


Woda toaletowa dla kobiet - Endless Night jest intensywnie kwiatowym zapachem róży oraz drzewa sandałowego. Dzięki unikatowej formule nightproof, zapach ma się utrzymywać i wyróżniać przez całą noc, zarówno podczas gorącej nocy i szalonych tańców. Endless Night jest długotrwałym i uwodzicielskim zapachem, który będzie dodawał każdej z Was pewności siebie. Ten zapach udowadnia,że nie ma rzeczy niemożliwych, a są jedynie niezliczone opcje, z których możemy korzystać, a wtedy będą się dziać różne rzeczy. Zapach Endless Night jest interpretacją odważnej kobiety, przepełnioną radością oraz zmysłowością. Energia jest zniewalająca, a urok bezgraniczny.
Skład: Alcohol Denat., Aqua, Parfum, Benzyl Salicylate, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Limonene, Benzophenone-3, Ethylhexyl Salicylate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Hydroxycitronellal, Acrylates/Octylacrylamide Copolymer, Linalool, Propylene Glycol, Hexyl Cinnamal, Alpha-Isomethyl Ionone, Geraniol, Citronellol, BHT, Hydrolyzed Jojoba Esters, Coumarin, Citral, Cinnamyl Alcohol, Benzyl Alcohol, Cinnamal, Disodium EDTA, Ext. D&C Violet No. 2 (Cl 60730), D&C Red No. 33 (Cl 17200), Fd&C Yellow No. 5 (Cl 19140), Fd&C Green No. 3 (Cl 42053).

Nuty zapachowe
*baza: paczula, drzewo sandałowe, piżmo
*serce: róża, kwiat pomarańczy, davana
*głowa: różowy szampan, różowy pieprz i czerwona pomarańcza


Damskie perfumy Playboya zawsze znajdują się w charakterystycznych flakonikach, które swój urok zawdzięczają wdzięcznemu króliczkowi na zatyczce. Wody toaletowe również dostajemy w zawsze ładnym i idealnie dobranym do perfum kolorystycznie kartoniku. Design bardzo mi się podoba i firma zawsze dba o szczegóły. Flakonik ma bardzo dobrze działający atomizer, który fajnie rozpyla zapach po ciele na sporej powierzchni. Nie jest to jeden strumień wody toaletowej, a idealna mgiełka. Wystarczy raz psiknąć dekolt oraz nadgarstki, a już wyczuwalna jest niesamowita i lekko tajemnicza woń.


Nie jestem świetna w opisywaniu zapachów, nie znam też części nut zapachowych, jakie kryją się w tym flakoniku, ale mogę Wam powiedzieć, że zapach jest tajemniczy, wyjątkowy, uwodzicielski i zmysłowy. Idealny na noc, na wieczorne szaleństwa, czy też na romantyczną kolację, co sprawia, że jest dość uniwersalny, a my możemy go użyć kiedy tylko chcemy poczuć się seksowne.
Początkowo unosi się intensywny, trochę ciężki i jakby zadymiony zapach, który jest wyczuwalny przez dłuższy czas. W ciągu dnia zapach co jakiś czas się zmienia, dzięki czemu na nowo o sobie przypomina i jest bardzo wyróżniający, co mega mi się podoba. Są to kwiatowe zapachy, cały czas mocne i intensywnie, a na koniec pozostawiona jest słodka, ale nie przesłodzona nuta, która jest też potem głównie wyczuwalna na ubraniach.


Zapach rzeczywiście utrzymuję się bardzo długo na skórze i jest wyczuwalny dosyć mocno. Nie ulatnia się i aż szkoda mi, że inne moje perfumy nie posiadają takiej formuły nightproof. Zapach jest mocny i bardziej nadaje się na spokojniejsze, deszczowe, a nawet jesienne dni, kiedy chcemy poczuć się przytulnie czy na szalone imprezowe wieczory. W lato, kiedy słońce grzeje, jest dla mnie zbyt przytłaczający. Ale mimo to, używam go teraz czasami, głównie wieczorami na większe wyjścia, ten zapach jest idealny i rewelacyjnie się do tego nadaje.
Perfumy Playboy są tańszymi zapachami, łatwo dostępnymi w każdej chwili w wielu drogeriach i nie tylko. Dlatego ja ogólnie je polecam, fajnie mi się z nimi współpracuje i lubię otulać się tym zapachem Endless Night ;).
A Wy jakie zapachy i marki perfum wolicie?



Lovenue, czy specjalny płyn wyczyści pędzle lepiej niż zwykły szampon?

18 lipca 2018


Dzień dobry! Przede mną bardzo 'pracowity' weekend i jeszcze bardziej pracowite kolejne dwa dni. Czekają mnie podróże małe i duże, ale jaram się niesamowicie, bo przy okazji zobaczę tyle osób, że szok!.W piątek jadę do Krakowa do koleżanki, w sobotę w Krakowie czeka mnie cudowne spotkanie z jeszcze cudowniejszą marką kosmetyczną, którą wiecie, że uwielbiam - Dermacol! Następnie z Krakowa ewakuuje się do Wrocławia na wieczór panieński; no i wow. Szał ciał. W niedzielę będę musiała jakoś wrócić na moje ukochane zadupie, ale tym się nie martwię, jakoś damy radę. Obczajajcie instagramy, tam na pewno będzie się dużo działo i będzie relacja. W ciągu tych ostatnich moich spokojniejszych dni w domu mam zamiar napisać wpisy do przodu, żeby coś tu się mimo wszystko działo. Aza tydzień jedziemy nad Białe! Więc lipiec jest bardzo hot, ale o tym innym razem. 
Dzisiaj mam dla Was recenzję Płynu do czyszczenia pędzli i loveblenderów od Lovenue. Bo która z nas lubi myć swoje pędzle? Każdy możliwy sposób usprawnienia tego jest na wagę złota!

Lovenue, Purelove
płyn do czyszczenia pędzli i loveblenderów


Płyn do czyszczenia pędzli oraz loveblenderów z pompką nie tylko ma za zadanie wyczyścić dokładnie narzędzia do wykonywania makijażu, ale również je zdezynfekować. 
Skład: Glicyne Soja Oil, Laureth-4, Mipa-Laureth Sulfate, Paraffinum Liquidum, Hellanthus Annuus Seed Oil, Ethyl Alcohol, Isopropyl Palmitate, Propylene Glycol, Panthenol, Tocopheryl Acetate, BHT, Parfum, Cl 17200.

Jedna z czynności, za którą bardzo nie przepadam jest właśnie mycie pędzli. Nie lubię, bo strasznie szybko się brudzą, a zazwyczaj schodzi mi z tym jakieś pół godziny, a to tylko dzięki jajeczku eggbrush, które naprawdę przyspiesza tę czynność! Dlatego tym bardziej byłam podjarana na wypróbowanie specjalnego płynu do czyszczenia pędzli, które chciałam wypróbować już przez taaaak długi czas! Co z tego wyszło?


Płyn znajduje się w przeźroczystej plastikowej buteleczce z pompką. Pompka działa całkowicie bez zarzutu, produkt wydobywa się świetnie i bezproblemowo. Zazwyczaj uwielbiam pompki, ale w tym przypadku, kiedy i tak płyn przelewam do miseczki, to takie pompowanie odpowiedniej ilości trochę trwa. Na opakowaniu mamy najważniejsze informacje, ale akurat jeżeli chodzi o czyszczenie pędzli to większej filozofii w tym nie ma, a i tak każdy ma swój własny sprawdzony sposób.
Konsystencja jest lekko oleista, ale nietłusta i się nie lepi, zapachu za bardzo nie wyczuwam w trakcie mycia pędzli. Przechodzi lekko na pędzle,ale pachną ładnie, także spoko.


U mnie mycie pędzli wygląda tak, że przelewam szampon, czy w tej sytuacji płyn do miseczki, w którym maczam lekko zwilżone wodą pędzle i za pomocą jajeczka eggbrush myję je. Jednorazowo myję około 20 pędzli,zawsze staram się mieć jakieś suche i czyste w zapasie, kiedy reszta schnie. Płyn jest niestety średnio wystarczający. Prawie każdy pędzel muszę moczyć w płynie dwukrotnie,a przy pędzlach bardziej zabrudzonych (np. flat top do podkładu) nawet trzykrotnie. Poza tym, płyn jest niewydajny. Całe opakowanie starczyło mi na jakieś 3 mycia pędzli.

Jak moje wrażenia? Powiem Wam, że w sumie to słabo. Cały czas miałam wrażenie że pędzle są niedomyte i coś na nich jest, pewnie przez tą oleistą konsystencję, ale nie było to zbyt komfortowe. Płukałam pędzle kilka razy, przez co trwało to niemiłosiernie długo. Mimo wszystko, po jakimś czasie udawało mi się domyć pędzle dokładnie. Czas suszeniu pędzli się nie zmienił, a po wyschnięciu były świeże, ładne, pachnące i zadbane. Żaden pędzel nie ucierpiał, nie zauważyłam też, żeby włosie zaczęło wypadać.


Czy płyn, który został specjalnie stworzony do mycia pędzli, wyczyści je lepiej niż zwykły szampon? Zdecydowanie, nie. Szampon Alterra czyści pędzle już za pierwszym podejściem. Poza tym, jest bardziej wydajny i jest dużo tańszy. Jedyna przewaga płynu to działanie dezynfekujące, szampon tego nie zrobi, ale nie mam większych problemów z cerą, więc nie wymagam zdezynfekowanych pędzli 


Selfie Project, czyli próbujemy pozbyć się zaskórników

13 lipca 2018


Dzień dobry! Co u Was? Jakie macie plany na weekend? Ja dzisiaj cały dzień się ogarniam, zbieram i pakuję, bo weekend spędzam nad Soliną Nigdy tam nie byłam tak na dłużej, wiec tym bardziej się cieszę na weekend spędzony w trochę innym, spokojniejszym środowisku. Zresztą cały lipiec mam praktycznie weekendy wyjęte z życia, spędzone na jeżdżeniu, odwiedzaniu, zabawie, ale warto i fajnie, że tak w wakacje wypadło akurat ;).
Dzisiaj zostajemy w temacie masek peel-off. Ostatnia recenzja co prawda zbyt pozytywna nie jest, ale dzisiaj będzie bardziej kolorowo albo i czarno, ale będzie nie najgorzej. Zapraszam do recenzji czarnej maski od Selfie Project, która ma za zadanie pozbyć się zaskórników i odblokować pory.

Selfie Project,
Czarna maska peel-off

* wyciąganie zaskórników * odblokowanie porów * perfekcyjne wygładzenie *
*brak parabenów, SLS i SLES oraz oleju parafinowego *


Produkty marki Selfie Project zostały stworzone przez specjalistów na potrzeby wymagającej młodej cery. Stop niedoskonałościom, wypryskom, zaskórnikom. Stop błyszczeniu się. Koniec myślenia o skórze.
Czarna maska peel-off #blackkheadkiller z węglem bioaktywnym dzięki innowacyjnej, lśniącej konsystencji przywiera do skóry i ma za zadanie błyskawicznie przyciągnąć i usunąć zaskórniki oraz zanieczyszczenia, głęboko oczyścić oraz zwęzić pory. Skóra będzie oczyszczona oraz wygładzona. Maska ma również działanie przeciwbakteryjne, przeciwzapalne, przeciwutleniające, łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia, koi i wycisza skórę, wyłapuje wolne rodniki i zapobiega powstawaniu nowych zaskórników.

Skład: Aqua, Polyvinyl Alcohol, Alcohol, Propylene Glycol, VA/Cotonates Copolymer, Glycyrrhiza Glabra Root Extract, Charcoal Powder, Hamamelis Cirginiana (Witch Hazel) Leaf Water, Citrus Paradisi Fruit Extract, Glycerin, Xanthan Gum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum, Citric Acid, Sodium Benzoate, Sorbic Acid, Potassium Sorbate, Sdium Dehydroacetate, Polyglyceryl-10 Stearate, Polyglycerin-10, Polyglyceryl-10 Myristate.

Sposób użycia: Należy umyć twarz, następnie rozprowadzić równomiernie grubą warstwę na twarzy, pamiętając by ominąć okolice oczu oraz ust. Można również nałożyć maskę jedynie na strefę T: czoło, nos oraz brodę, które są najbardziej podatne na występowanie zaskórników. Należy pozostawić do całkowitego wchłonięcia - w zależności od ilości maski na twarzy - od 15 do 20 minut. Następnie należy delikatnie ściągnąć maskę, zaczynając od dołu twarzy. Jeżeli cokolwiek zostanie na twarzy wystarczy ściągnąć to za pomocą wacika nasączonego płynem micelarnym.


Jak widzicie maska znajduje się w czarnej tubce, przez którą kompletnie nic nie widać, więc ciężko będzie ocenić ile produktu zostało nam do końca. Tubkę dostaniecie w kartoniku, a wszystkie najważniejsze informacje wraz ze składem znajdziecie w obu miejscach. Opakowanie jest całkiem w porządku, co prawda nie moje klimaty, ale produkty są skierowane do nastolatek, więc design zrozumiały. Zamknięcie mogłoby być dla mnie bardziej dopracowane, bo czasem mam wrażenie, że nie chce się domknąć do końca.
Konsystencja jest standardowa dla wszystkich czarnych masek, na maksa gęsta, treściwa, ciężko się ją wyciska z tubki i różnie się ją nakłada na twarz. Czasem lepiej, czasem gorzej, co prawda z twarzy nie spływa, ale jest tak gęsta, że czasami ciężko ją rozprowadzić na twarzy. Da się, tylko trzeba nad tym popracować.
Zapach jest lekko przydymiony i duszący, ale nie jest intensywny, czuć go głównie przy nakładaniu, a potem bardzo szybko się ulatnia i staje się niewyczuwalny.


Pisałam, że nakładanie jest lekko problematyczne. Ale wiadomo - wszystko jest kwestią wprawy. Ja najbardziej w czarnych maskach nie lubię tego, że ciężko się je zmywa potem z palców. Asia kiedyś mi zdradziła, że ponoć silikonowe gąbeczki najlepiej nadają się do nakładania tego typu masek i przetestowałam do tego Siliblender od Lovenue i powiem Wam, że jest duże ułatwienie. Też trzeba dojść do wprawy, ale dużo łatwiej jest mi rozprowadzać tę maskę na twarzy.
Maska szybko wysycha i zastyga niezależnie od grubości warstwy. Po kilkunastu minutach zabieram się za jej ściąganie i tak: boli. Są momenty lżejsze, w których da się wytrzymać, jak nos czy czoło, ale policzki i reszta twarzy to u mnie ssą najbardziej wrażliwymi miejscami. Ale tak jest ze wszystkimi czarnymi maskami, że trochę trzeba się przemęczyć, parę łez puścić, bo one naprawdę potrafią przywrzeć mocno do twarzy.

Efekty! Po zastosowaniu tej maski skóra wygląda na zmatowioną i oczyszczoną, pory zostały w miarę odblokowane, ale czy pozbędziecie się większości zaskórników tak, jak na filmach na yt? No niestety nie. Coś tam wyciągnie, ale nie wszystko, ja się spodziewałam dużo lepszych efektów. Co najbardziej mnie cieszy to wygładzenie skóry, maska działa przy okazji jak depilacja woskiem, wyrwie Wam praktycznie wszystkie włoski, które znajdują się na twarzy, co sprawia, że skóra jest idealnie gładka i miękka w dotyku.


Czy jestem zadowolona? Trochę tak, a trochę nie. Chciałabym mieć efekt jak z internetu, gdzie naprawdę czarne maski wyciągają wszystkie zaskórniki i jest to satysfakcjonujący efekt wow. Wiadomo, jak się napatrzymy na ogromne oczyszczanie, to też liczymy na takie działanie. Ale z drugiej strony, lubię efekt wygładzenia i zmatowienia skóry, który jest naprawdę super. Poza tym, no coś tam wyciąga, coś tam oczyszcza, skóra jest w sumie w dobrej kondycji. Maska jej nie podrażnia ani nie uczula, więc źle nie jest.
Na razie, nie spisuję jej jeszcze na straty. Popróbuję, pokombinuję, może dojdę do lepszej wprawy albo odkryję coś, że jednak powyciąga te zaskórniki i będzie super! Możecie dać mi jakieś wskazówki w komentarzach, chętnie ogarnę co i jak;) Dam Wam znać na pewno jak się skończy ta druga szansa.


Initiale Botanica, czyli możliwość samodzielnego wykonywania profesjonalnych zabiegów w domu

11 lipca 2018


Hej! Dzisiaj nie będę przedłużać wstępu, bo i tak będzie długi. A to za sprawą tematu moich ulubionych maseczek typu peel-off. Nie mam pojęcia dlaczego aż tak bardzo je lubię, ale chętniej sięgnę po te ściągane niż zmywane maseczki. Initiale Botanica ma w swojej ofercie rewelacyjnie brzmiące maski peel-off, które mają pozwolić nam na samodzielne wykonywanie profesjonalnych zabiegów SPA w domu. Produkty są nazywane ekskluzywnymi, wcześniej dostępnymi tylko w najbardziej prestiżowych salonach SPA. Bazą kosmetyku jest cukier trzcinowy, który zawiera minerały i pierwiastki (żelazo, wapń, fosfor, potas i magnez), a także sole mineralne. Ma za zadanie złuszczać, oczyszczać, nawilżać i jest dedykowany dla skóry wrażliwej i trądzikowej; nie wywołuje podrażnień i uczuleń.
Brzmi cudownie, no nie? Profesjonalne SPA w domu, genialne składniki, czego chcieć więcej? Niby nie przepadam za mieszaniem i kminieniem odpowiedniej temperatury i ilości wody, ale peel-off to peel-off - musi być ekstra! No właśnie, u mnie tak kolorowo nie było i miałam możliwość przetestowana dwóch masek i miałam do nich dwa podejścia; pierwsze dawno temu, a drugie niedawno.

Sposób użycia: Zawartość saszetki należy wsypać do pojemnika, dodać 20 ml wody o temperaturze 20/35 stopni. Wymieszać do uzyskania jednolitej konsystencji (ok. 1 minuty). Natychmiast równomiernie rozprowadzić warstwę maseczki na oczyszczoną skórę twarzy omijając okolice oczu. Maseczka zastyga po kilku minutach. Po upływie 10-15 minut delikatnie zdjąć maskę zaczynając od zewnętrznych stron twarzy. Pozostałość zmyć ciepłą wodą. W przypadku kontaktu z oczami przemyć dużą ilością wody.

Biomax peel-off; czerwone owoce
Żurawina zwalcza wolne rodniki, wygładza,ujędrnia i rozjaśnia, zapobiega przebarwieniom, nawilża i pielęgnuje. Ponadto, zawiera flawanoidy, witaminy A, C oraz witaminy z grupy B, żelazo, fosfor, wapń oraz kwasy owocowe.
Truskawka, jako źródło witaminy C, B1, B2, B6, E, walczy z przebarwieniami, trądzikiem, łojotokowym zapaleniem skóry, a także wzmacnia i ujędrnia skórę, przyspiesza gojenie, odmładza, normalizuje wydzielanie sebum, chroni skórę przed promieniowaniem UV, zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry. Dzięki zawartości potasu, fosforu, sodu, wapnia i żelaza, nawilża, łagodzi zmiany trądzikowe, regeneruje, odnawia, poprawia ukrwienie i wyrównuje koloryt skóry
Malina, bogata w witaminę C i E, oczyszcza skórę z toksyn i zanieczyszczeń, poprawia wygląd skóry, rozświetla, dodaje blasku, rewitalizuje i odżywia.

Skład: Sucrose, Calcium Sulfate Hydrate, Algin, Vaccinum Macrocarpon Fruit Powder, Fragaria Vesca Seed, Parfum, Magnesium Oxide, Xanthan Gum, Tetrasodium Pyrophosphate Hydrated Silica, Rubus Ideus Seed, Cl 17200.

Moje pierwsze podejście miałam właśnie z wersją z czerwonymi owocami. Ilość i temperaturę, wydaje mi się, że dobrałam odpowiednią i zaczęłam mieszać, jak każą, przez ok. minutę. Zapach był rewelacyjny, 100% jak kisiel żurawinowy, więc ja zostałam na wstępie kupiona. Mieszam, mieszam i nagle robią się jakieś grudki, których nie idzie się pozbyć w żaden sposób - no to okej, nakładam całość na twarz,bo nic innego mi nie pozostaje - zobaczymy, co to będzie.
I tu zaczęła się tragedia. Konsystencja była grudkowata, więc nie będę mówić jak wyglądałam, ale podobnie wyglądają niektóre maski z Chic Chiq, z tym, że te od Initiale Botanica były rzadsze i wyglądały dużo gorzej. Spływała z twarzy, ja się czułam maks niekomfortowo no i masakra. Maska na twarzy nie zastygła, więc nie było mowy o ściąganiu, a o zmywaniu niefajnych glutów z twarzy, co nie było takie proste. Efekt na skórze był żaden, o czym mówić chyba nie muszę.

No i dobra. Stwierdziłam, że pewnie zrobiłam coś źle, bo w końcu nie jestem kosmetyczką, pewnie coś z wodą nie tak albo nie wiem, po prostu sknociłam. Ale stwierdziłam, że poczekam aż użyję drugą, żeby ogarnąć co i jak.

Biomax peel-off; algi morskie
Algi, bogate w białka, tłuszcze, węglowodany, związki jodu, potasu, magnezu chloru i żelaza oraz witaminy A, E, C, B1, B2, B5, B6, B3, niacyny, 12 i PP, nawilżają, chronią, regulują funkcje gruczołów łojowych, hamują rozwój bakterii, regulują równowagę wodno-tłuszczową skóry, stymulują odbudowę i ochronę naskórka, łagodzą podrażnienia, oczyszczają z toksyn i przywracają naturalne pH skóry, wzmacniają, uszczelniają naczynia włosowate, poprawiają ukrwienie, łagodzą skłonność naczynek do pękania, stymulują mikro cyrkulację, przywracają świeżość i sprężystość, działają regeneracyjnie, odmładzająco, antyalergicznie i przeciwzapalnie

Skład: Sucrose, Calcium Sulfate Hydrate, Algin, Palmaria Palmata Powder, Laminaria Digitata Powder, Parfum, Magnesium, Xanthan Gum, Tetrasodium Pyrophosphate, Hydrated Silica, Porphyra Umbilicalis Powder, Undaria Pinnatifida Powder, Mica, Cl 77288, Menthol, Cl 77891, Limonene, Linalool.

Możecie uwierzyć, że długo zwlekałam z tym, żeby wziąć się za drugą maskę. Cały czas kminiłam, że jeśli znowu ma być taka masakra, jak ostatnio to ja dziękuję bardzo. No, ale. Chciałam to mieć za sobą, więc znowu zaczęłam mieszanie, ilość i temperatura wody - idealna, byłam na maksa dokładna, żeby nić nie popsuć. Aczkolwiek mieszając stwierdziłam, że nie będę mieszać w nieskończoność, jak tylko zobaczyłam, że mieszanka ma już jednolitą konsystencję - zaczęłam nakładać ją na twarz.
Nie nałożyłam wszystkiego, bo dosyć szybko w masce zaczęły się tworzyć jakieś grudki, nie wiem skąd, nie wiem jak, ale były. Udało mi się nałożyć fajną warstwę maseczki na twarz, bez żadnych grudek. Nie za dużo, żeby miała spływać, nie za mało, żeby nie było czego ściągać, byłam serio zadowolona, że tym razem mi się udało i jednak coś z tych masek będzie.
Ale nie było. Maska zastygła, wyschła i nie dało się jej ściągnąć. Z wierzchu była sucha, ale kiedy próbowałam ją ściągnąć, albo raczej zrolować z twarzy, była dalej wilgotna. I na nic się zdało czekanie kolejnych kilkunastu minut, nic to nie dało - maska do zmycia.


Nie jestem ekspertem ani kosmetyczką,ale przyjaciółka mówiła, że do takich masek trzeba mieć naprawdę dużo wprawy, żeby szybko i dobrze ją nałożyć na twarz. Nie twierdzę, że maski są złe, biorę cały czas pod uwagę to, że ja jednak mogłam zrobić coś źle, mimo że ogarniałam wszystko tak, jak pisało na opakowaniu. Aczkolwiek, uważam, że jeżeli już coś ma być do domowego użytku, to nie powinno być w tym większej filozofii czy kombinowania lub eksperymentowania, bo wiadomo, że w domu nie mamy czasu na zabawę, a jak coś nie działa to przecież można sięgnąć po coś, co działa bez problemu.
Napiszcie mi czy znacie markę Initiale Botanica i jak maski sprawowały się u Was?

Le Petit Marseillas; zmysłowo pachnący duet, śródziemnomorski granat i czerwona pomarańcza

07 lipca 2018


Dzień dobry! Kolejny weekend i kolejny tydzień za nami. Czas ucieka na maksa szybko, pogoda co chwilę się zmienia i raz mamy lato, a raz jesień co mi nie przeszkadza, bo uwielbiam obie te pory roku. W sumie prawda jest taka, że pewnie zanim się nie obejrzę, a będzie już wrzesień, a moje słodkie lenistwo się skończy, ale póki jeszcze mogę się lenić to będę póki mogę, bo to są najprawdopodobniej moje ostatnie takie błogie wakacje, więc elo!;D
Dzisiaj będzie o żelach pod prysznic, które dostałam w ramach ambasadorstwa Le Petit Marseillais! Zmysłowy duet, żele pod prysznic dla dwojga, fajna inicjatywa, bo produkty dość ciekawe i mają ciekawe zapachy, więc zapraszam do recenzji!


wersja dla niej; śródziemnomorski granat

Marka LPM została stworzona w ciepłym, letnim klimacie Prowansji, wybrała i zamknęła w swoich żelach wyjątkowe składniki, które dojrzewały naturalnie. Wyjątkowo delikatny żel pod prysznic dzięki lekkiej pianie delikatnie oczyszcza skórę, a zarazem otula ją owocowym zapachem. Skóra będzie nawilżona i odżywiona  Żel ma pH naturalne dla skóry i jest testowany dermatologicznie.
Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine,Sodium Chloride, Glycerin, Punica Granatum Fruit Extrract, Polyquaternium-7,Citric Acid,Sodium Hydroxide, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Limonene, Geraniol, Citronellol, Cl 14700, Cl 15985.


Osobiście niewiele wymagam od żelów pod prysznic Mają głównie ładnie pachnieć i dodatkowo nie wysuszać mojej skóry, fajnie jak ładnie wyglądają, są wygodne w użyciu i inne pierdoły, ale zawsze stawiam najpierw na zapach, bo jak długo żel znajduje się na skórze, żeby mógł mieć jakieś magiczne i odżywiające właściwości?
Akurat wyglądu nie można odmówić żelom od Le Petit Marseillais. Wyglądają bardzo ładnie i typowo dla marki, wszystko jest dopracowane i wyróżniają się na tle innych żelów. Wygodne otwarcie, solidne zamknięcie, sama czasem się siłuję żeby otworzyć, ale to dobrze, lepiej w tą stronę.  Żele na opakowaniu posiadają dodatkowe wypustki umożliwiające lepsze korzystanie pod prysznicem, dzięki nim na pewno Wam się nie wyślizgnie z dłoni Konsystencja standardowa, żel nie wylewa się z opakowania, więc nie mam problemów, że wylewam za dużo na myjkę. Pieni się na maksa - idealnie, co lubię.
Nie powiedziałabym, że żel pachnie granatem, ale na pewno pachnie słodko i owocowo, dość intensywnie, ale ładnie i bardzo ten zapach mi się podoba. Kojarzy mi się z jakimiś czekoladkami owocowymi z galaretką w środku, a kto nie lubi takich słodkości?
Poza tym, żel nie wysusza skóry nie ma dramatu jeżeli nie mam czasu nałożyć balsamu po prysznicu i mogę powiedzieć, że trochę pielęgnuję moją skórę. Pojemność mają ogromną i są jeszcze bardziej wydajne. Ja jestem bardzo zadowolona i na pewno z chęcią przetestuję inne wersje, a najlepiej wszystkie - soon! ;D.

wersja dla niego; czerwona pomarańcza & szafran

Wersja dla mężczyzn również została stworzona w klimacie słonecznej Prowansji. Żel kryje wyjątkowe połączenie składników, które są ucieleśnieniem natury. Dojrzałe czerwone pomarańcze zostały połączone z szafranem - orientalną przyprawą, czy tzw czerwonym złotem. Ten żel pod prysznic ma za zadanie łagodnie oczyścić ciało, twarz oraz włosy - formuła 3w1, nawilżyć skórę, a także pozostawić po sobie odświeżający i energetyzujący zapach.
Posiada naturalne pH dla skóry oaz jest testowany dermatologicznie.

Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Sodium Chloride, Citrus Sinensis Fruit Extract, Crocus Sativus Flower Extract, Polyquaternium-7, Citric Acid, Sodium Hydroxide, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Parfum, Limonene,Cl 14700 Cl 1200, Cl 42090


Wersja dla mężczyzn, pod kątem właściwości czysto ogólnych, różni się niewiele od wersji żeńskiej. Butelka ma ten sam wygodny kształt, pojemność i mniej więcej wizualnie wygląda podobnie, jest tylko bardziej męska - wiadomo, róż nie jest dla facetów. Konsystencja jest standardowa, pieni się tak samo i jest tak samo wydajny. Nie wysusza, nie podrażnia, więc tutaj wszystko gra. Fajnie, że dla mężczyzn tworzone są wersje 3 w 1, bo dla nich im mniej kosmetyków tym lepiej, ja z kolei nie wyobrażam sobie używać jednego produktu do ciała, twarzy i do włosów, ale dla facetów wygoda przede wszystkim.
Zapach jest intrygujący, inny niż wszystkie inne 'męskie' zapachy. Wiem, że większość dziewczyn jest taka sama jak i ja i lubicie ten typowy męski zapach, który często jest skrywany w kosmetykach czy perfumach. Zapach tego żelu pod prysznic trochę przypomina ten standardowy, ale przebija się przez niego intensywna o owocowa woń. Nie wiem, jak pachnie szafran, czy właśnie w taki sposób, ale zapach mi się podoba, więc dziewczyny możecie kupować swoim - razem będziecie zadowoleni! :)


Znacie produkty LPM? Które żele pod prysznic lubicie najbardziej? Dawajcie swoje typy w komentarzach, chętnie poznam i ciekawe wersje żeńskie i męskie.

#22 Kinomaniak, czyli ostatnie filmy, jakie oglądałam

05 lipca 2018


Dzień dobry! Jak działacie w wakacje? Obijacie się, czy jednak jest to dla Was czas, jak zawsze kiedy trzeba pracować i wypełniać wszystkie żmudne obowiązki? Ja na razie mam to szczęście, że mogę odpocząć, poogarniać wszystko to, co chcę, nadrobić, uporządkować, także bardzo się z tego cieszę! Wiem, że w wakacje w czas wolny jeździ się nad wodę, spaceruje, imprezuje i raczej mało czasu spędzamy w domu przed tv czy laptopem, ale mimo wszystko, co jakiś czas jeszcze trafia się słaba pogoda, a wtedy miło jest się owinąć w koc i obejrzeć, coś fajnego, więc Kinomaniak dalej w akcji!

Poradnik pozytywnego myślenia (2012) 'Silver Lining Playbook' dramat, komedia

Podchodziłam do tego filmu kilka razy i za każdym razem jakoś nie mogłam wytrzymać pierwszych kilku minut i wyłączałam, a mega chciałam go obejrzeć. I w sumie nie żałuję. Sama jestem pozytywna i uwielbiam przeróżne optymistyczne 'bzdety', więc już tytuł na wstępie mnie zaintrygował. Uwielbiam aktorów, którzy się tam pojawiają i uwielbiam zamysł dwóch świrniętych ludzi, którzy mają ogromne problemy, a mimo wszystko razem jakoś dużo łatwiej jest im przez to przejść i stanąć na nogi. Zwariowany film, dużo się dzieje, ale najważniejsze, że jest pozytywny i ja bardzo go wam polecam!

Człowiek z bieguna (2014) 'Infinitely Polar Bear' dramat, komedia

Na maksa wzruszający film. Każda rodzina ma w sobie coś niezwykłego i wspaniałego. Ten film pokazuje, jak bardzo można kochać pomimo choroby, która powoduje wiele problemów, jak bardzo można w kogoś wierzyć i być dla kogoś oparciem. Pokazuje trochę inny rodzaj miłości, nie taki standardowy, a właśnie na swój sposób słodki i jedyny, który pokazuje inny rodzaj relacji bezwarunkowej I czasem nawet jeśli sytuacja wydaje się być beznadziejna, tak naprawdę zawsze można jakoś z niej wyjść. Mega fajny film ;)

Colonia (2015) dramat

Uwielbiam filmy oparte na faktach. Zawsze wtedy jakoś inaczej mi się takie ogląda. Colonia to film, który wywarł na mnie przeogromne wrażenie. Oglądałam jak zaczarowana, trochę zestresowana  i nie mogłam się doczekać tego, co wydarzy się za chwilę Lekko przerażające jest to, że coś takiego miało miejsce naprawdę, dlatego tym bardziej uważam, że każdy powinien poznać historię takiego miejsca, w którym działy się rzeczy, które wydają się być niemożliwe. Wciągający, pełen emocji, wzruszający i przejmujący. Musicie go obejrzeć!

Dzień matki (2016) 'Mother's Day' komedia

I przyszedł czas na naprawdę fajną komedię! Moje ulubione aktorki i aktor, fajny pomysł na przedstawienie różnego rodzaju modele rodziny; samotne matki, ojcowie, nie tak samotne matki, a takie będące w niestandardowych związkach, a także relacje między córkami, a matkami. Film udowadnia, że nie zawsze musi być idealne, ale hej! Zawsze można każdą sytuację zmienić, a matka to matka, jest jedna i na zawsze. Są wątki miłosne, ale głównie jest to komedia i często będziecie się śmiać, gwarantuję

Jak zostać kotem (2016) 'Nine Lives' familijny, komedia

Lubię oglądać takie głupiutkie i odmóżdżające filmy. Zwierzęta lubię, kociaki są rozkoszne, a ojcowie w ciele kota - tym bardziej. Na każdym kroku film udowadnia, że rodzina jest ważna i musimy pamiętać o tym, żeby jej nie zaniedbywać, zawsze o nią dbać i podtrzymywać tak silne i mocne więzi, jakie istnieją między członkami rodziny. Szkoda, że czasami inne rzeczy okazują się być ważniejsze, przez co cierpią wszyscy. No i właśnie, wtedy działają czary, które w prawdziwym życiu nie mają racji bytu, ale zawsze można coś naprawić, jeśli się chce. Super się oglądało tę komedię i jest zdecydowanie dla każdego - poleeecam

Rodzinne rewolucje (2014) 'Blended' komedia

Uwielbiam tę dwójkę z innego filmu '50 pierwszych randek', idealnie do siebie pasują, super ze sobą współpracują, a ja ich kocham. W tej komedii też pokazali tę samą chemię i naprawdę rewelacyjne się to oglądało. Przypadki się zdarzają, a najlepszego nie zaplanujesz. Może się wydawać, że będzie koszmary wyjazd, a jednak będzie to najlepsza przygoda w Twoim życiu, która dodatkowo je odmieni. Mega fajna, śmieszna i zabawna komedia. Bardzo polecam, bo historie są genialne 


Dajcie znać w komentarzach co Wy ostatnio oglądaliście i co możecie mi polecić!


Thiospot na noc intensywna likwidacja przebarwień

02 lipca 2018


Dzień dobry! Pogodę mamy bardzo jesienną, czyli coś co ja uwielbiam. Wbiłam się w dresy, w ciepłe skarpety siedzę z kubkiem gorącej herbaty i nie może być lepiej. Ci z Was co obserwują mnie na insta, wiedzą, że wczoraj byłam cały dzień na zawodach strażackich, ponieważ mój narzeczony jest w OSP i brał udział, więc i mnie nie mogło tam zabraknąć! Chłopaki zajęli pierwsze miejsce, ja się przejechałam wozem strażackim, także fakt że zmokłam i trochę zmarzłam mi kompletnie nie przeszkadza. Ale właśnie z tego względu fajnie mi dzisiaj się tak pokisić pod kocem i napisać coś dla was.
Dzisiaj będzie akurat o produkcie idealnym na lato dla osób, które mają problem z przebarwieniami na skórze, a w wiadomo, że kiedy słońce grzeje tych przebarwień, plamek, piegów pojawia się na naszej twarzy dużo więcej. Sama mam z tym problem, zawsze jak tylko zrobi się cieplej na mojej twarzy pojawia się mnóstwo piegów i różnych innych przebarwień, nie mam z tym w sumie za dużego problemu, bo makijaż i tak wszystko ukryje, ale jak mam okazję sprawdzić, czy jest szansa chociaż trochę zniwelować ten proces to dlaczego nie! I właśnie dziś będzie o takim produkcie od Synchroline, z serii Thiospot.

Thiospot intensive
krem na noc do skóry z przebarwieniami


Krem jest wskazany do skóry z dość wyraźnymi zmianami przebarwieniowymi. Krem ma na celu zredukować przebarwienia, wyrównać koloryt skóry, delikatnie złuścić oraz nawilżyć skórę, poprawić wygląd skóry, ograniczyć ilość i wielkość zmian pigmentacyjnych, rozjaśnić oraz zapobiegać tworzeniu nowych przebarwień. Produkt działa rozjaśniająco dzięki wielofazowemu i zsynchronizowanemu działaniu podczas enzymatycznej fazy utlenienia tyrozyny w warstwie podstawowej komórek naskórka, czyli już w pierwszym etapie formowania przebarwień.
Dzięki zawartości kwasu ferolowego krem hamuje enzym, który odpowiedzialny jest za powstawanie przebarwień, przeciwdziała powstawaniu nowych i rozjaśnia te, które już istnieją. Dodatkowo chroni przed negatywnym działaniem promieniowania słonecznego i niweluje wolne rodniki. 

Składniki aktywne: fenyloetyl rezorcynolu, acetyloglukozamina, linolan etylu, kwas ferulowy.
Skład: Aqua, Ethyl Linoleate, Alcohol Denat., Acetyl Glucosamine, Glycerin, Propylene Glycol, Steareth-2, Phenylethyl Resorcinol, Ferulic Acid, Polymethylsilsesquioxane, Steareth-21, HDI/Trimetylol Hexyllactone Crosspolymer, Benzyl PCA, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloydimethyl Taurate Copolymer, Polyisobutene Polyacrylate Crosspolymer-6,Pentaerythrytyl Tetra-Di-T-Butyl Hydroxyhydrocinnamate, PEG-7 Trimethylolpropane Coconut Ether, Phenoxyethanol, Disodium EDTA, Benzyl Alcohol, Silica, Parfum

Sposób użycia: aplikować na noc na oczyszczoną skórę twarzy. Na dzień zaleca się stosowanie ochrony przeciwsłonecznej w postaci Thiospot ultra z filtrem SPF 50+.
Efekty działania preparatów Thiospot widoczne są po 60 dniach stosowania 2 razy dziennie. 


Tubka, w której znajduje się krem Thiospot, wygląda bardzo specjalistycznie i aptecznie, nie przypomina mi w ogóle drogeryjnego kremu, z jakimi mamy do czynienia na co dzień. Poza tym, żółte napisy są bardzo słoneczne, więc mam wrażenie, że wszystko jest tutaj dokładnie przemyślane, w jednym klimacie, żeby skojarzenia pojawiały się od razu. Bardzo estetyczne, aczkolwiek na opakowaniu mamy niewiele informacji, większość znajdziemy w internecie. Tubka ma to do siebie, że nie mamy problemu z wydobyciem produktu, a jak widzicie zakończona jest dziubkiem, dzięki czemu mamy możliwość być bardziej precyzyjne jeżeli chodzi o ilość nakładanego kremu.
Konsystencja jest bardzo lekka i rzadka, aczkolwiek krem nie rozlewa się wszędzie dookoła. Osobiście na noc jestem bardziej przyzwyczajona do cięższych i bardziej tłustych kremów, ale w sumie ta na lato, kiedy nawet w nocy jest mega gorąco jest jak najbardziej w porządku.
Zapach mi średnio odpowiada, trochę ciężki i intensywny i dosyć apteczny, bardzo kojarzy mi się z jakimiś lekami w żelach, ale mimo wszystko zapach się szybko ulatnia, więc mi to pasuje, że nie muszę go potem czuć i się z nim męczyć.


Najważniejsze, czyli działanie. Myślę, że używam tego kremu już dłużej niż dwa miesiące, ale nie stosowałam żadnego kremu czy ochrony przeciwsłonecznej na dzień, więc to będą odczucia po stosowaniau jedynie tego kremu, raz dziennie na noc
Co zauważyłam? Zauważyłam, że ilość piegów w porównaniu o innych lat jest zdecydowanie mniejsza, dalej się pojawiają, ale jest ich mniej, a te które się pojawiają są bledsze niż zazwyczaj. Co mnie bardzo cieszy to fakt, że z kolei większe przebarwienia się już raczej u mnie nie pojawiają od kiedy stosuję ten krem. Ponadto, skóra jest ładnie rozjaśniona, ale nie blada. Stosowałam też parę masek wybielających, po których zawsze wyglądałam jak zjawa, a ten krem stopniowo rozjaśnia cerę, ale cały czas utrzymując przy tym jej zdrowy i promienny wygląd. Myślę, że gdybym stosowała na dzień też jakiś krem z co najmniej filtrami SPF to efekty byłyby jeszcze lepsze!
Poza tym, nie zauważyłam, żeby krem wysuszał, podrażniał i nie spowodował u mnie żadnej alergii. Skóra rano była mimo wszystko w dobrym stanie; nawilżona, lekko odżywiona, miękka i gładka w dotyku, więc fajnie.


Ja polecam ten krem. W sumie sama nie do końca myślałam, że on rzeczywiście będzie działał, ale działa i to bardzo dobrze! Obecnie mam mniej piegów, a większe przebarwienia już się u mnie nie pojawiają. A wiadomo, że jest lato i najchętniej by się chodziło bez makijażu, bo i tak on Ci spłynie, więc tak działający krem to strzał w 10, żeby na lato poczuć się naturalnie piękna i chodzić bez makijażu do woli. Super, że zapach kremu się nie utrzymuje na skórze i jest niewyczuwalny,b inaczej miałabym problem z używaniem, ale tak to jest bardzo okej. Na pewno będziecie zadowolone!