Gdyby ktoś rok temu przepowiedziałby mi moją przyszłość i powiedział co najmniej połowę tego wszystkiego, co się wydarzyło, co się zmieniło - nigdy w życiu bym mu nie uwierzyła, wyśmiałabym i powiedziałabym, żeby się stuknął w łeb.
A tu proszę - życie mnie nieźle zaskoczyło.
A tu proszę - życie mnie nieźle zaskoczyło.
W ciągu tego roku wydarzyło się tak wiele, że sama czasem w to nie wierzę. Kto by się spodziewał, że dopiero jak się wyprowadzę z Lublina i wrócę do domu, los będzie miał dla mnie parę mocnych kopniaków w tyłek? Kiedy spakowana wracałam do domu miałam plan. Miałam plan, jak będzie wyglądała moja przyszłość, może nie jakoś dokładnie, ale mniej więcej wiedziałam, co gdzie i z kim. Bo w końcu co może się zmienić po ponad 6 latach starań, wiary i trwaniu? Ha. Wystarczył miesiąc, żeby wszystko runęło i rozbiło się na milion kawałków.
Miałam momenty, że nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać, a tak w sumie i tak nie miałam sił na okazywanie jakichkolwiek emocji. Nie wierzyłam w to co się dzieje i nie docierało to do mnie, a i tak myślałam, że jeszcze wszystko wróci do 'normy', a ja muszę być po prostu cierpliwa. Mimo że znajdowałam się przez wiele czasu w beznadziejnej sytuacji, męczyłam się i nie byłam szczęśliwa, a ja i tak chciałam z powrotem tę moją dupowatą 'bezpieczną normę' - śmieszne. Szybko się zorientowałam (albo wmówiłam sobie), że okej, jeśli już się tak dzieje, to to się dzieje po coś. Ja mam z tego wynieść jakąś lekcję i te wszystkie beznadziejne doświadczenia doprowadzą mnie do szczęścia. Ja naprawdę chciałam w to wierzyć, bo w sumie nic innego mi nie zostało.
Ale życie zaskoczyło mnie ponownie, bo okazało się, że miałam rację. Było źle, a nawet najgorzej, ale los mi to wszystko solidnie i cudownie wynagrodził. Ale nie jest aż tak łatwo. Kilka lat życia w stagnacji, i nawet mogłabym to nazwać w marazmie, sprawiło, że się zmieniłam, odsunęłam i zdystansowałam do wszystkiego. Z jednej strony odżyłam, zaczęłam robić rzeczy, na które zawsze miałam ochotę, a nigdy nie było mi po drodze, ale z drugiej strony na nowo muszę się uczyć zachowań, przestawić się na myślenie, które kilka lat temu były dla mnie normą i codziennością. Teraz od nowa nastawiam się na ten pozytywny tryb działania i robienia. Najważniejsze, że teraz jestem maks szczęśliwa i mam najlepsze wsparcie.
Przez ten czas przestałam planować, bo i tak wszystko szlag trafiał. Brałam to, co życie mi oferuje, korzystałam z okazji, wychodziłam ze swoich stref komfortu, robiłam progres i nagle okazało się, że jest zajebiście. Poddałam się temu, co się działo dookoła mnie, nie myśląc, nie wypisując 'za i przeciw', po prostu żyłam sobie w pełni każdego dnia. Okazało się, że to wystarczyło, żeby poznać nowy plan, który został napisany przez nie wiem kogo, przez życie, przez przypadek albo przez przeznaczenie. Wiem, że to nie koniec zmian, nie koniec rozwoju, nauki i nie koniec życia na nowo. Ale teraz to wszystko ma całkiem inne znaczenie i inny sens. Wiem, że teraz te zmiany będą tylko pozytywne, szczęśliwe i wywołujące uśmiech na mojej twarzy. A przede mną największa, najlepsza i najpiękniejsza zmiana, na jaką mogłam się zgodzić... Dokładnie za rok.
Jestem wdzięczna - na maksa.
Wiem, że wpis może być chaotyczny i bezsensu, i trochę nie wiadomo o czym, ale ja wiem i czasem muszę z siebie wyrzucić potok słów. A i nauczyłam się też przez ten rok, że o życiu prywatnym wolę mówić jak najmniej, ale też chcę trochę przemycać rzeczy, którymi się jaram i chce się nimi dzielić. A wiem, że kto wie - ten wie, kto mądry - ten się domyśli o co chodzi, a kogo to nie interesuje - ten i tak pomyśli 'Uoj, ale głupia lala, przestań pitolić'. I don't care!
Ale pamiętajcie! Jakkolwiek jest źle, otwórzcie się na to, co daje Wam los, a gwarantuję Wam, że wynagrodzi Wam wszystkie te mocne kopniaki w tyłek.
Miałam momenty, że nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać, a tak w sumie i tak nie miałam sił na okazywanie jakichkolwiek emocji. Nie wierzyłam w to co się dzieje i nie docierało to do mnie, a i tak myślałam, że jeszcze wszystko wróci do 'normy', a ja muszę być po prostu cierpliwa. Mimo że znajdowałam się przez wiele czasu w beznadziejnej sytuacji, męczyłam się i nie byłam szczęśliwa, a ja i tak chciałam z powrotem tę moją dupowatą 'bezpieczną normę' - śmieszne. Szybko się zorientowałam (albo wmówiłam sobie), że okej, jeśli już się tak dzieje, to to się dzieje po coś. Ja mam z tego wynieść jakąś lekcję i te wszystkie beznadziejne doświadczenia doprowadzą mnie do szczęścia. Ja naprawdę chciałam w to wierzyć, bo w sumie nic innego mi nie zostało.
Ale życie zaskoczyło mnie ponownie, bo okazało się, że miałam rację. Było źle, a nawet najgorzej, ale los mi to wszystko solidnie i cudownie wynagrodził. Ale nie jest aż tak łatwo. Kilka lat życia w stagnacji, i nawet mogłabym to nazwać w marazmie, sprawiło, że się zmieniłam, odsunęłam i zdystansowałam do wszystkiego. Z jednej strony odżyłam, zaczęłam robić rzeczy, na które zawsze miałam ochotę, a nigdy nie było mi po drodze, ale z drugiej strony na nowo muszę się uczyć zachowań, przestawić się na myślenie, które kilka lat temu były dla mnie normą i codziennością. Teraz od nowa nastawiam się na ten pozytywny tryb działania i robienia. Najważniejsze, że teraz jestem maks szczęśliwa i mam najlepsze wsparcie.
Przez ten czas przestałam planować, bo i tak wszystko szlag trafiał. Brałam to, co życie mi oferuje, korzystałam z okazji, wychodziłam ze swoich stref komfortu, robiłam progres i nagle okazało się, że jest zajebiście. Poddałam się temu, co się działo dookoła mnie, nie myśląc, nie wypisując 'za i przeciw', po prostu żyłam sobie w pełni każdego dnia. Okazało się, że to wystarczyło, żeby poznać nowy plan, który został napisany przez nie wiem kogo, przez życie, przez przypadek albo przez przeznaczenie. Wiem, że to nie koniec zmian, nie koniec rozwoju, nauki i nie koniec życia na nowo. Ale teraz to wszystko ma całkiem inne znaczenie i inny sens. Wiem, że teraz te zmiany będą tylko pozytywne, szczęśliwe i wywołujące uśmiech na mojej twarzy. A przede mną największa, najlepsza i najpiękniejsza zmiana, na jaką mogłam się zgodzić... Dokładnie za rok.
Jestem wdzięczna - na maksa.
Ale pamiętajcie! Jakkolwiek jest źle, otwórzcie się na to, co daje Wam los, a gwarantuję Wam, że wynagrodzi Wam wszystkie te mocne kopniaki w tyłek.
I niech się dzieje to co najlepsze :)
OdpowiedzUsuńNie ma sensu na siłę trzymać się przeszłości. Nikt nie wie, co zdarzy się za chwilę, dlatego nie da się na to w jakikolwiek sposób przygotować. Warto jest czekać, bo z czasem często przychodzą wspaniałe rzeczy, których często nawet się nie spodziewamy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
https://www.monabednarska.com/
Amen! Cudny, motywujący tekst. Biorę do serducha:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
u mnie było podobnie. Po 4 latach nagle bach i koniec bo cyt. możemy się kiedyś rozwieść przez różnicę charakterów lol. i całe szczęście że tak się stało bo zaledwie kilka miesięcy później poznałam swego obecnego narzeczonego :)
OdpowiedzUsuńczasem trzeba się wygadać :)
OdpowiedzUsuńJa też chroni prywatność, pokazuję, a raczej opisuje mały, malutki element
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten optymistyczny akcent na koniec :)
OdpowiedzUsuńŚwietne teksty :)
OdpowiedzUsuńKiedyś temu tez robiłam bardzo dalekie plany, listy noworocznych postanowień- kilka late temu prezstałam , zdałam sie na los, na zmiany- nauczyąłm się bardziej cieszyć z rzeczy małych. W zyciu zdarzają się i takie i takie rzeczy trzeba nauczyć się je ( jeśli nie mamy na nie wpływu w jakiś sposób akceptować i szukać pozytywnych stron- wtedy jest łatwiej) Czasami wydaje nam się ,że jakies wydarzenie to koniec swiata, a po paru miesiacach dostajemy piękne szanse i oakzuje się,ze można zyc dalej. Zatem trzymam za Ciebie kciuki.
OdpowiedzUsuńudanego dnia:D
OdpowiedzUsuńRozumiem Twoją potrzebę wygadania się i wyrzucenia z siebie zalegających emocji. Mam nadzieję, że będzie u Ciebie już tylko lepiej i wszystko co złe zostało daleko za Tobą :)
OdpowiedzUsuń