Hej! Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i idealnie, a końcówka listopada jest dla Was dość łaskawa i cieszycie się razem ze mną na grudzień. Ja dzisiaj mam dzień pełen roboty, koniec miesiąca, planowanie wpisów, lekkie sprzątanie i ogarnianie, bo juto jedziemy na weekend w okolice Jeleniej Góry, żeby trochę odpocząć, odetchnąć i fajnie spędzić razem czas. Ale zanim to fajnie - trzeba umyć pędzle, spakować się i zostawić wszystko w odpowiednim stanie. Myślę, że mogę spamować trochę na insta, więc w razie w wpadajcie tam.
A dzisiaj zapraszam Was na denko! Wszystkie denka w tym roku były ogromne i aż przerażało mnie opisywanie ich, bo ilość kosmetyków była zabójcza. Za to w tym miesiącu chill, niewiele nowych rzeczy, niewiele w ogóle produktów, więc będzie na pewno szybko i przyjemnie.
Zaczynamy od stałych bywalców w denku, stałych ulubieńców, bez których nie wyobrażam sobie swojego 'kosmetycznego funkcjonowania'. Bez BeBeauty, płatki kosmetyczne, a także Facelle, chusteczki do higieny intymnej się nie obejdzie. Standard w podstawowej pielęgnacji, najlepsze, najtańsze, najlepiej dostępne i naprawdę świetnie mi się tego używa i nie zamierzam wymieniać ich na nic innego. Jeżeli chodzi o włosy, są one cały czas mocno pielęgnowane i największą uwagę skupiam właśnie na nich. Moje włosy nie wyobrażają sobie już dnia bez obu tych produktów: Schwarzkopf, Gliss Kur, ekspresowa odżywka regeneracyjna - Oil Nutritive jak i Schwarzkopf, Gliss Kur, Fiber Therapy - spray regeneracja w olejku. Cudownie pachną, idealnie nawilżają i odżywiają włosy, nie sklejają ich, nie przetłuszczają i nie obciążają. Ja widzę naprawdę sporą różnicę w stanie moich włosów, końcówki są w miarę nawilżone, nie są tępe ani szorstkie, a gładkie i miękkie. Więc ja jestem super zadowolona. Z kolei do twarzy,najlepszy i najmocniejszy Clean&Clear, głęboko oczyszczająco tonik. Mimo że nie jest to produkt na co dzień, bo strasznie wysusza skórę, ale w dniach kiedy jej stan jest tragiczny to właśnie on sprawia, że wszelkie niedoskonałości znikają szybciej.
- Organic Shop, mango z Kenii, peeling do ciała - to jest mój pierwszy peeling tej marki i powiem szczerze, że przepadłam maks. Uwielbiam zapach, konsystencję, idealnie gruboziarnisty, wygładza, ujędrnia skórę i fantastycznie ściera martwy naskórek. Ja jestem naprawdę zadowolona. Kręciłam się dookoła tych peelingów już długo i żałuję, że tak późno się na nie skusiłam, b teraz chcę je wszystkie.
- Mediheal N.M.F.- maska-ampułka nawilżająco-wygładzająca - uwielbiam maski w płachcie, bo jest to najszybsza metoda na nawilżenie skóry i zrelaksowanie się. Nie przepadam za mieszaniem własnych mikstur, nakładaniem masek czy glinek na skórę. Płachta daje mi niesamowitą wygodę, a maski od Mediheal mają świetnie proporcjonalne i skrojone maski, nie spadają z twarzy i dopasowują się do jej kształtu. A jeśli chodzi o działanie to dają mi fajnego odżywczego i nawilżającego kopa. A ten zapach! Obłędny, dawno nie niuchałam nic o tak fantastycznym zapachu. Piękny, kobiecy, kosmetyczny, ale mega. A skóra była w genialnym stanie po zastosowaniu tej maski.
- Dermacol, Matt Control, fluid matujący - długo mi zajęło zanim przekonałam się do fluidów od Dermacol - zawsze tak mam. Początkowo kolor był jakiś nie do końca, a i tak miałam kilka innych pootwieranych. W końcu użyłam raz i używałam namiętnie codziennie. To, co robił ten fluid z cerą było mega. Co prawda nie powiem, że jest on matujący, bo na mojej skórze był o dziwo efekt rozświetlenia, ale magiczny, bo rozświetlenie było dokładnie w tych miejscach, w których bym sama użyła rozświetlacza. W innych miejscach był w miarę matowy, ale bez pudru by się nie obyło. Idealnie wtapia się w skórę, mimo że odcień był dla mnie trochę za ciemny, ale jakoś bardzo się to nie odznaczało. Na imprezy jak znalazł, nawet te szalone i całonocne. Siedzi na twarzy, nie rusza się z niej i nadaje nam super glam efekt. Ja jestem zachwycona i czekajcie na recenzję!
- Petal Fresh,odżywka rozjaśniająca, łagodząca z wyciągiem z róży i wiciokrzewu - odżywka okazała się być bardzo fajna, ma ciekawy zapach, fajne połączenie składników, dobrze odżywia i nawilża włosy, po użyciu włosy są idealnie sypkie, gładkie i lśniące. Marka dla mnie jest totalnie nowa, ale jestem bardzo ciekawa innych produktów.
- Efektima, olejek konopny - byłam zadowolona nawet z tego olejku, bardzo ładnie pachnie, nawilżał włosy, uwielbiam efekt, jaki mi dawał na skórze - ostatecznie bardziej mi to odpowiadało niż na włosach. Skóra była gładka, miękka i pachnąca, natomiast do włosów miałam wrażenie, że coś tam nie do końca. Na początku dostały zastrzyk nawilżenia, ale potem szybko się przyzwyczaiły i przestały reagować. A ja od każdego olejowania wymagam mega efektu.
- Nivea, black&white invisible, antyperspirant - silky smooth - antyperspirant był bardzo fajny, ładnie pachniał, nadawał skórze takiej aksamitności i była ona bardzo gładka i miękka w dotyku, nie plamił ubrań, co mega mi się podobało, bo nie znoszę tych białych pasków na czarnych ubraniach. Ale pod koniec używania, jak już produkt się kończył sam zapach i 'opary' zaczęły być męczące i duszące, więc nie wiem od czego to zależy.
- Iwostin, Purritin, aktywny żel do mycia twarzy - ten żel jest naprawdę fajny, super ma działanie, dobrze oczyszcza cerę i radzi sobie z produkcją nadmiar sebum, jak i z niedoskonałościami. Pojawia się w sumie w denku nie pierwszy raz, ale mimo wszystko ten produkt apteczny jest dość drogi, więc nie wszyscy mogą sobie na niego pozwolić, a przy okazji czasem ciężko go dostać.
- L'Oreal Paris, maska, czysta glinka zielona - produkt na maksa drogi, a z cerą nie robi nic, totalnie nic. A jest to już drug produkt tego rodzaju, który pojawia się w bublach, jakiś czas temu wylądowała tutaj niebieska wersja - szkoda, bo zapowiadały się świetne produkty.
Aż miło się pisze takie krótkie denka. Zobaczymy, jakie będzie zakończenie roku, jak na razie to tyle. Kolejny wpis już w grudniu, a to oznacza, że będzie to wpis świąteczny z serii Blogmas. Ja się nie mogę doczekać, a Wyyy? :))