Jak zmotywować się do ćwiczeń?

26 lutego 2019


Jesteście zdeterminowani? Jak coś chcecie to to robicie, czy znajdujecie zawsze tysiąc wymówek? Bo przecież jest tyle ważniejszych spraw, które muszą być najpierw zrobione. Oj ile razy ja tak miałam. Rano dzwonił budzik, a ja twierdziłam, że muszę tyle rzeczy załatwić, że się nie wyrobię z ćwiczeniami i... szłam spać. Budziłam się godzinę, czasem dwie później i jakoś nic ważnego mnie nie obudziło. Zawsze coś się znajdzie, a potem łatwo jojczeć, że ciuchy nie pasują. Wiadomo! Ale to muszę przyznać, że się na 'starość' strasznie rozleniwiłam! Jak sobie przypomnę, jak latałam w gimnazjum, czy liceum wszędzie; na trening, na spacer, na imprezę, wszystko jednego dnia i dalej było mi mało. Kwestia przyzwyczajenia, więc czas wrócić do niektórych przyzwyczajeń!
No to zaczynamy, jak się zmotywować, jak ruszyć tyłek i przestać narzekać, tym samym przestać denerwować ludzi wokół siebie?


*METODA 5 SEKUND
Ostatnio na kanale Fitlovers'ów usłyszałam o metodzie kilku sekund i nawet nie wiecie, jakie to prawdziwe! Chodzi w niej o to, że na podjęcie decyzji i rozpoczęcie działania mamy zazwyczaj kilka sekund. Kiedy przedłużamy ten czas, w naszym umyśle odezwie się opór i lenistwo, które z łatwością  sprawią, że nam się odechce. Pomysł i działanie,macie naprawdę kilka sekund, żeby zdziałać to co chcecie. Czyli, chcę ćwiczyć, przebieram się i idę ćwiczyć, bo inaczej.. będę farfoclem całe życie.
Poza tym, czytałam też o tym, że w takiej chwili warto zacząć odliczanie 5-4-3-2-1 to sprawi, że nasz mózg skupi się na odliczaniu, a część odpowiedzialna za emocje zostanie chwilowo wyłączona, więc wyłączycie myślenie, że wam się nie chce.

*SKIERUJ MYŚLI NA COŚ INNEGO
Nie jestem robotem i czasami po kilku minutach ćwiczeń przestaje mi się chcieć i mam ochotę przerwać. I wiecie, co? Wstyd się przyznać, ale nie raz przerywałam w połowie. Zresztą, raz nawet przebrałam się, włączyłam trening na youtube i stwierdziłam, że przecież wcale taka gruba nie jestem i poszłam na komputer --> strasznie lesersko brzmi, no nie? Haha, żenada!
Może to źle, ale nie skupiam się na ćwiczeniach w trakcie, nie myślę o bólu czy zmęczeniu. Zawsze kieruję myśli na coś innego. Zazwyczaj rozkminiam, co zrobię po, w jakiej kolejności i jak najlepiej będzie mi się zorganizować; zmywanie, pranie, odkurzanie, wpis na blogu, co napiszę dokładnie w danym wisie, co wrzucić na social media itp. 
Takie myślenie ma też dużo innych zalet! Jak już sobie zaplanuję 2-3 godziny ćwicząc, to potem wiem dokładnie jak się zorganizować, tak dokładnie sprecyzowany plan sprawia, że mam dużo więcej czasu niż myślałam, mimo że początkowo obawiałam się, że właśnie przez trening z niczym się nie wyrobię. 

*OTOCZ SIĘ ODPOWIEDNIMI LUDŹMI
Inne osoby, ich sukcesy i osiągnięcia jest mega motywujące. Jeżeli ktoś z Waszego otoczenia wstaje o 5 rano, idzie na siłownię, do pracy, ogarnia swoje życie zajebiście, no to szacun - też tak chcę. Ktoś jeździ w góry, na deskę, podróżuje, uprawia tysiąc innych sportów - no to wow, chyba też tak mogę jak się spróbuję. A z kolei, jak macie w towarzystwie osobę, która nic nie robi, ma wszystko podane na tacy, no to w głowie od razu pojawia się myśl: 'po co ja się będę zaharowywać". I przysłowie 'Kto z kim przystaje, takie się staje' jest niestety prawdziwe.
Mnie inspiruję dużo osób i z mojego otoczenia i obcy. Co tydzień jeżdżę z tatą na basen, bo aż mi głupio, że jemu się chce, a ja bym spała w tym czasie. Mimo że social media dają złudne wrażenie, że życie innych jest zajebiste, to w dalszym ciągu działają motywująco i budzą do działania. 


*ZNAJDŹ CEL
Wszystko warto robić dla siebie, dla swojego samopoczucia, ale czasem znalezienie celu, który jest oddalony w czasie jest pomocne, bo w tydzień nic ze sobą nie zrobicie. Jeżeli coś Cię czeka za kilka miesięcy, to warto o tym pamiętać. Może to być ślub, wakacje, wyjazd w super miejsce, facet,  czy nawet udowodnienie komuś czegoś, ale też pamiętajmy o naszym zdrowiu, warto o nie zadbać już teraz.

*WPADNIJ W RUTYNĘ
Tak wiem, rutyna jest zła i tragiczna i prowadzi do nudy. Ale! Rutyna też może być dobra, jeśli mówimy o rzeczach dobrych i przydatnych. Przez pierwsze 2 tygodnie nie chcę Wam się ćwiczyć, zmuszacie się do tego i robicie to na maksa na siłę, ale gwarantuję Wam, że trzeciego tygodnia każda wolna chwile będzie idealna do treningu, będziecie czekać aż w końcu się przebierzecie i ruszycie tyłek.


A tak w ogóle to po co ten wpis?
A no własnie, żeby się zmotywować. Łatwo jest słuchać czyichś rad, trudniej swoich, a kiedy coś napiszę, wydają się nie być już takie moje i mogę przy okazji poukładać myśli w głowie i sprecyzować priorytety. Zresztą mówienie o czymś publicznie mnie też motywuje. Bo jeśli napisze tu albo powiem głośno, że halo ćwiczę to będę ćwiczyć.
I dajcie koniecznie znać, jak Wy się motywujecie!

hiper szybki sposób na demakijaż, Tołpa, żel micelarny do mycia twarzy i oczu

23 lutego 2019


Cześć! Znowu kolejny weekend, u mnie już niestety wiąże się on z powrotem do rzeczywistości po feriach. Ale, ale! Dziś jeszcze czeka nas impreza, więc trochę się zrelaksujemy. Dajce koniecznie znać, czy bawicie gdzieś na ostatkach! I przechodząc od razu do sedna wpisu, mam dla Was dzisiaj recenzję produktu marki Tołpa do oczyszczania twarzy. Do którego podchodziłam bardzo sceptycznie, ale muszę przyznać, że naprawdę pozytywnie się zaskoczyłam ;)


Tołpa: *green oils, oczyszczanie
żel micelarny do mycia twarzy i oczu


Dzięki zawartości oleju z nasion lnu [8] żel ma za zadanie nawilżyć oraz delikatnie oczyścić wrażliwą skórę, złagodzić podrażnienia, a także nadać jej warstwę ochronną. Olej również sprawia, że produkt jest delikatny, a zarazem skuteczny i ma pozytywny wpływ na każdy rodzaj skóry. Żel marki Tołpa nie powoduje dyskomfortu związanego z naruszeniem bariery ochronnej. Ponadto, usunie zanieczyszczenia, makijaż, również oczu. Zapobiegnie suchości, pozostawi skórę gładką, nawilżoną i odświeżoną.
Produkt jest hipoalergiczny. Przeznaczony do skóry wrażliwej, normalnej i suchej. Nie zawiera parabenów, mydła i SLS-u.

Skład: Aqua, Disodim Cocoamphodiacetate, Propylene Glycol, Polysorbate 20, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Poloxamer 184, Peat Extract, Linum Usitatissimum Seed Oil [8], Eryngium Maritimum Callus Culture Filtrate, Glycerin, Sodium Hydroxide,Sodium Chloride, Disodium EDTA, Parfum, Salicylic Acid, Sorbic Acid, Benzyl Alcohol.

Sposób użycia: należy rozprowadzić żel na powierzchni twarzy, oczu i szyi. Delikatnie masować kolistymi ruchami, a następnie spłukać wodą. Do stosowania rano i wieczorem.


Żel micelarny od Tołpy znajduje się w przeźroczystej tubce stojącej 'na głowie'. Widać przez opakowanie ile produktu zostało nam do końca, a i na opakowaniu znajdują się wszystkie dodatkowe informacje typowe dla marki. Zamykane na zatrzask, który niestety u mnie jest nieszczelny. Za każdym razem, jak biorę żel do reki to wylewa się trochę produktu, podobnie wygląda przy otwarciu. Również nagle wyciska się z niego produkt. Z kolei, kiedy sami wyciskamy produkt na dłoń, to trzeba uważać, bo bardzo łatwo wycisnąć za dużo.
Konsystencja żelu kojarzy mi się trochę z konsystencją aloesu, żelowa, ale też wodnista i lejąca się zarazem. Po kontakcie z wodą nie pieni się. Zapach mi się bardzo podoba, mimo że jest dosyć męski, ale pachnie jak facet. Zapach się nie utrzymuje na skórze, więc spokojnie dziewczyny, będziecie pachnieć po swojemu.


Jak pisałam żel się nie pieni, a bardzo wygodnie przemywa się nim całą twarz, nie ma problemu z dojściem produktu w załamania, w okolice nosa czy oczu. Ogólnie jest delikatny, ale jak spróbujecie otworzyć oczy to żel wywoła lekkie pieczenie, ale nie utrzymuje się to, nie powoduje też żadnego filmu na oczach. Poza tym, skóra nie jest ściągnięta, a miejsca już podrażnione nie zaczynają dodatkowo piec.
Jego działanie jest rewelacyjne. Naprawdę, podchodziłam na maksa sceptycznie do tego produktu, jak do większości po raz pierwszy. Zmyłam nim podstawowy makijaż i to był sztos! Tusz do rzęs, makijaż twarzy, konturowanie wszystko zeszło w moment. Kiedy przeleciałam jeszcze twarz dodatkowo wacikiem nasączonym płynem micelarnym to wacik był praktycznie czysty (czasem zostawały pojedyncze ślady po tuszu do rzęs). Ja jestem wniebowzięta, bo szukam czegoś co szybko zmyje makijaż i oczyści twarz wow! Jeśli chodzi o mocniejszy makijaż, to znowu zastanawiałam się, czy żel poradzi sobie z brokatami, czarnymi eyelinerami, toną konturowania itp., ale daje radę! Nieważne, jak mocny jest makijaż, żel go zmyje, na raz.
Co do stosowania żelu rano.to też jest spoko. Bardzo fajnie oczyszcza i odświeża twarz rano, w żelu nie ma żadnych drobinek, więc jest jak najbardziej bezpieczny dla wrażliwej skóry rano, nie będziecie mieć zaczerwienionej skóry. Bardzo podoba mi się to, że żel nie wysusza w ogóle skóry, mam wrażenie, że po użyciu nie ma potrzeby nakładania żadnego kremu do twarzy, bo skóra już jest w idealnym stanie i przygotowana pod makijaż. Dla mnie szał, chociaż ja nie jestem przyzwyczajona do mycia twarzy rano żelami, ale jeśli ktoś z Was lubi to również będzie zadowolony.


Podsumowując ja jestem hiper zadowolona. Nie spodziewałabym się tego i właśnie dlatego żel strasznie długo leżał u mnie na półce nieruszany, bo po prostu jakoś tak było mi zawsze nie po drodze z nim. Ale jak już użyłam to byłam tak zaskoczona, że naprawdę! Najbardziej podoba mi się to, że nie zużywam pierdyliarda wacików do zmycia makijażu wieczorami, a i tak czasem mam wrażenie, że jeszcze twarz jest niedoczyszczona. Ten żel radzi sobie z tym świetnie, wystarczą 2-3 minuty masowania i cały makijaż jest zmyty. Dla mnie sztos! I myślę, że będę do niego wracać, jeśli w ogóle nie zamienię normalnych płynów na niego!


Nagietek, miodunka i pięciornik, czyli olejowanie włosów z Vianek

20 lutego 2019


Dzień dobry! U mnie powoli kończą się ferie, a to wiąże się z tym, że mój wolny czas jest coraz mniejszy. Chociaż i tak spodziewałam się dużo wolnego czasu, a ostatecznie okazało się, że było go niewiele, ale to nic. Kiedy ma się długoterminowe plany to inaczej podchodzi się do tego, co się dzieje teraz albo za tydzień, bo i tak najbliższe pół roku zleci w mgnieniu oka. Ale to dobrze, ja już się nie mogę doczekać!
Wczoraj byłam u fryzjera sprawdzić w jakiej kondycji są moje włosy po ostatnim rozjaśnianiu. Obecnie zależy mi bardzo na ich długości, więc potrójnie muszę zwracać uwagę na ich kondycję. Wróciłam na maksa do olejowania i jak możecie się domyślać w mojej łazience jest ok 5 rożnych olejków do włosów. Dzisiaj będzie o jednym, którego użyłam przypadkiem. Ciekawe jak wyszło!

Vianek, odżywczy olejek do włosów
z ekstraktem z nagietka, modunki i pięciornika


Odżywczy olejek zawiera wyciąg z nagietka lekarskiego [5], miodunki plamistej [6] i pięciornika gęsiego [7], jest przeznaczony do intensywnej pielęgnacji każdego rodzaju włosów. Poza tym, wspomaga ich odbudowę i wzrost. Połączenie olejków bogatych w witaminy (z pestek moreli [2], rokitnikowego [9]) oraz masła awokado [4] z lecytyną sojową [10] i witaminą E [8] zapewnia długotrwałe nawilżenie, wygładzenie i połysk. Olejek sprawdza się idealnie w zabiegu olejowania włosów, a także do stosowania jako serum by zregenerować końcówki.

Skład: Glycine Soja Oil, Prunus Armeniaca Kernel Oil [2], Coco-Caprylate, Persea Gratissima Butter [4], Calendula Officinalis Flower Extract [5], Pulmonaria Officinalis Extract [6], Potentillae Anserinae Herba Extract [7], Tocopheryl Acetate [8], Hippophae Rhamnoides Oil [9], Lecithin [10], Parfum.

Sposób użycia: Odpowiednią ilość olejku należy zaaplikować na lekko zwilżone włosy, należy wmasować i owinąć włosy ręcznikiem. Najlepiej pozostawić na minimum 30 minut, a następnie zmyć delikatnym szamponem. Przy stosowaniu jako serum regenerujące należy niewielką ilość olejku wetrzeć w końcówki włosów.


Jak widzicie olejek znajduje się w plastikowej buteleczce posiadającą pompkę. Nie wiem czego cały czas byłam przekonana, że olejkiem można pryskać włosy, ale to nic. Taka aplikacja też jest wygodna do pierwszego nałożenia, potem mając już tłuste dłonie od olejku może być to trochę ciężkie, ale da się temu zaradzić. Szata graficzna typowa dla marki Vianek, charakterystyczna, przez to jak najbardziej mi pasuje.
Przy pierwszym użyciu od razu zwróciłam uwagę na zapach, jest cudowny! Pachnie słodko i cukierkami, naprawdę jakbym nakładała na włosy cukierki. Poza tym, konsystencja jest już typowa dla olejków, jest zabarwiona na pomarańczowo, ale poza opakowaniem nic innego nie jest zabrudzone ani odplamione.


Pierwszy raz użyłam olejek przed basenem. A wiadomo, że na basenie szkoda mi czasu na pełny włosing, nakładanie potem masek i odżywek, więc postawiłam po prostu na olej przed. Potem szybki szampon, odzywka na parę sekund i suszę włosy. Po pierwszym użyciu byłam zachwycona! Od razu było widać różnicę między włosami, kiedy ich nie olejowałam na basenie. Były super gładkie, miękkie, nawilżona i odżywione. Dodatkowo sypkie i pięknie się układają. Nie elektryzują się i naprawdę sztos! I nie wyobrażam sobie teraz jechać na basen bez oleju.
Kiedy używam olejku w domu i część włosingu to również świetnie zdaje egzamin. Włosy są miękkie, delikatne, super nawilżone i odżywione. Olejek jest genialnym dopełnieniem całego włosingu, jaki przeprowadzam prawie przy każdym myciu włosów. Ale na wszelki wypadek, żeby włosy dostały jak najwięcej, to stosuje oleje na zmianę. Ale widzę, ze moje włosy go bardzo lubią i dzięki niemu ich kondycja jest naprawdę na plus!


Olejek dostaniecie w buteleczce o pojemności 200 ml do 20 zł głównie w internecie. Poza tym, jego data ważności to 3 miesiące od otwarcia i ja się obawiam, że nie będę w stanie tego użyć w tym czasie, bo jest hiper wydajny! Osobiście jak już olejuję włosy to nie oszczędzam oleju i zawsze nakładam dosyć spore ilości, a mam wrażenie, że on się prawie nie zużywa, więc zobaczymy, jak długo będę go używać!
Przy okazji pochwale się, że na wczorajszej wizycie u fryzjera włosy zostały podcięte dosłownie o 1 mm, tylko w celu odświeżenia końców, więcej nie trzeba było. Byłam na regeneracji włosów pielęgnicą, a poniżej możecie zobaczyć efekty.


Zapraszam na insta, gdzie na bieżąco informuję o takich rzeczach i produktach ;)!

Rapan Beauty, Power of Nature czyli smocza krew, śluz ślimaka i inne takie

17 lutego 2019


Hejo! Jak tam po Walentynkach i po weekendzie?  Świętujecie, czy wolicie sobie odpuścić? Ja osobiście świętuję, bo każda okazja jest do tego idealna. Poza tym, mamy też nasze 'małe i duże' święta w między czasie, więc inaczej <3. Ja już czuję w powietrzu wiosnę i to też przekłada się na weekendy ostatnio coraz więcej zajęć, coraz więcej wyjść,bo jakoś tak bardziej się chce. 
Dzisiaj mam dla Was recenzję glinek do twarzy. Osobiście nie  przepadam za maskami, które muszę sama mieszać. Jestem wygodna i wolę wziąć, otworzyć, nałożyć i jestem zadowolona. A zazwyczaj glinki należy wcześniej rozmieszać z wodą, a mi się po prostu nie chce. Dodatkowo nigdy nie wiem ile tej wody mam wlać, żeby było okej,a szkoda, bo glinki są fajne dla cery. Na szczęście Rapan Beauty ma maski już gotowe w słoiczku, które należy wymieszać i można nakładać! Żadnych dodatkowych misek, łyżeczek, wystarczy pędzel, którym nakładam glinkę na twarz.
Różową wersję dostałam na Spotkaniu Blogerek jakiś czas temu i byłam tak zakochana, że postanowiłam domówić wszystkie wersje, jak tylko zużyłam tą moją. Jak myślicie, jest z tego potrójna miłość?

RAPAN BEAUTY, Power of Nature

Zawierają SMOC*, czyli innowacyjny kompleks naturalnych, mineralno - organicznych substancji aktywnych. Bazą jest mix peloidów (niebieska i żółta glinka), a także syberyjskie błoto iłowo - siarczkowe.


Błoto iłowo-siarczkowe wzmacnia skuteczność działania kosmetyków. Posiada sporo przeciwutleniaczy, głęboko oczyszcza skórę, minimalizuje pojawianie się zmarszczek rewitalizuje i przywraca blask.

Olej ze słodkich migdałów zapewnia maseczce walory aplikacyjne, działa jako naturalny emolient, wygładza raz nawilża skórę. Bardzo łatwo się wchłania, nie pozostawia tłustego filtra na skórze, a także ujędrnia i pielęgnuje.

Ekstrakt ze śluzu ślimaka zwiększy elastyczność skóry, pomaga w usunięciu blizn, posiada właściwości eksfoliacyjne. Nawilża głębokie warstwy skóry, tworzy ochronny film na jej powierzchni.

Ekstrakt z żywicy 'smoczego drzewa' to bogate źródło fenoli, fitosteroli i alkaloidów, chroni naturalne włókna elastyny i kolagenu. Zawiera taspinę, dzięki czemu działa przeciwzapalnie oraz przyspiesza procesy gojenia. Odnawia naskórek i odmładza skórę.

Olejek z chińskiej cytryny (Yuzu) zapewnia dobudowę barierową zniszczonej i łuszczącej się skóry. Działa przeciwzmarszczkowo i nawilżająco.

Ekstrakt z owoców acai to bogate źródło polifenoli, kwasów Omega 6 i 9, witamin oraz mikroelementów.

Różowa wersja do każdego rodzaju skóry 

Zawiera mix peloidów, 'smoczą krew', a także śluz ślimaka. Jest prawdziwym bogactwem witamin, minerałów, peptydów antyoksydantów, a także innych substancji.
Skład: Illite, Kaolin, Sulphide Silt Mud, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Aqua, Propanediol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Glycoprotein, Croton Lechleri Resin Powder, Glycerin, Hydrolyzed Glycosaminoglycans, Sodium Hyluronate, Copper Gluconate, Sodium PCA.

Różowa wersja jest zdecydowanie moim numerem 1. Idealnie wpasowuje się w moją skórę i idealnie się ja aplikuje. Nie miałam problemów z mieszaniem ani nakładaniem, a glinka też nie spływała z twarzy. Jest to mieszanka niebieskiej i żółtej, więc może dlatego zdaje egzamin na każdej płaszczyźnie. Zapach ma lekko irytujący, ale szybko idzie się do niego przyzwyczaić. Czasem po użyciu skóra lekko piekła w podrażnionych miejscach i dało się odczuć mrowienie, ale nie było to uprzykrzające. Skóra po użyciu była niezwykle gładka, miła w dotyku i zmatowiona. Od razu była widoczna zmiana, że w pewien sposób została odżywiona, nawilżona, bo wyglądała po prostu zdrowo. Skóra zachowywała się inaczej przy regularnym stosowaniu, nie pojawiały się wypryski i była bardziej oczyszczona. Dla mnie - miodzio!

Niebieska wersja do skóry suchej i mieszanej

Niebieska glinka z 'syberyjskiego Morza Martwego' odżywia, odświeża, regeneruje oczyszcza, nawilża i mineralizuje skórę. Posiada działanie złuszczające. Zawiera smoczą krew, a także owoc Yuzu Ceramide.
Skład: Blue Clay, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Croton Lechleri Resin Powder, Euterpe Oleracea Fruit Extract, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.

Niebieska glinka m lekkie niebieskie zabarwienie [wow], bardzo dobrze się ją nakłada na twarz i nie spływa  z niej. Przy tej wersji nie odczułam żadnego pieczenia, tylko lekkie mrowienie. Muszę przyznać, że moja cera po niebieskiej glince również była w świetnym stanie, ale nabrała więcej blasku i była bardziej nawilżona. Nie była bardzo zmatowiona, jak w przypadku różowej glinki, ale była w bardzo dobrym stanie. Poza tym, skóra jest super oczyszczona, wypryski się nie pojawiają, a jakiekolwiek podrażnienia zostały złagodzone.

Żółta wersja do skóry tłustej i mieszanej

Żółta glinka z 'syberyjskiego Morza Martwego' oczyszcza, nawilża, wygładza, regeneruje i mineralizuje skórę. Posiada właściwości antyoksydacyjne. Pomaga również zwalczyć trądzik. Zawiera śluz ślimaka oraz owoce acai.
Skład: Yellow Clay, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Snail Secretion Filtrate, Euterpe Oleracea Fruit Extract, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.

Jeśli chodzi o żółtą glinkę to jest ona najmniej dopasowana do mojej cery i to też widać, kiedy jej używam. Ale muszę przyznać, że jest ona też najbardziej płynną z całej trójki, więc nie ma co szaleć z nakładaną ilością. Powoli, niewielkie ilości, bo inaczej glinka Wam pospada wszędzie dookoła, a tych glinek tak łatwo się nie domywa. Powiem Wam szczerze, że glinka u mnie nie robi za wiele. Wiadomo, jak to glinka coś tam nawilży, odżywi, ale nie ma efektu wow. U mnie zdecydowanie sprawdza się najgorzej, więc zużyje ją do końca moja siostra, dla której akurat się nadaje.


Jak wspominałam glinki ogólnie mają prawie takie same właściwości, jak konsystencję i zapach. Różnica jest widoczna w działaniu i u mnie zdecydowanie najlepiej sprawa się różowa, myślę że jest też najbezpieczniejszą wersją. Poza tym, glinka działa też trochę, jak peeling ze względu na konsystencję i sposób zmywania. Nie ma opcji, żeby glinka nie 'jeździła' po twarzy tym samy trochę ją peelingując, co dla mnie jest dużym plusem. Największym minusem jest z kolei sprzątanie po niej. Nieważne, jak bardzo będę się starać ją zmywać, zawsze cała umywalka będzie zielono jakaś i róbcie to od razu. Jak cokolwiek zaschnie to będzie bardzo ciężko to domyć. Ostrzegam też, że w momencie zasychania glinka lubi się osypywać, ja zazwyczaj przesiaduję przy komputerze, więc całe biurko jest pokryte lekkim zielonym pyłkiem.
Poza tym, moje glinki mają inną szatę graficzną niż te, jakie są teraz dostępne. Ja te zdjęcia zrobiłam bardzo dawno, więc nie wszystko jest takie, jak było. Widzę też niewielkie różnice w składach. Ale ogólnie ja jestem bardzo zadowolona;)
Znacie te glinki?


Jak stworzyć udany związek?

14 lutego 2019


Mamy Walentynki. Zdaje sobie sprawę z tego, że akurat na to święto jest jakaś dziwna nagonka wśród ludzi, o czym już pisałam dawno temu tutaj: Kontrowersyjne Walentynki. Ja jestem zdania, że każdy robi to co chce. Można świętować, można pić, można leżeć, można olać, ale każdy niech robi to, co sprawia mu przyjemność i nie ma sensu rzucać tekstami 'huehue, kochacie się tylko w walentynki'. Dzisiaj będzie tematycznie, bo związkowo. Co prawda psychologiem nie jestem, ale mam za sobą parę mniej lub bardziej poważnych, krótszych czy dłuższych związków i trochę już udało mi się zaobserwować. Miałam parę pomysłów na taki wpis, ale wszystkie miały dość negatywny wydźwięk, a nie chciałam żeby ktokolwiek poczuł się bezpośrednio urażony, więc ostatecznie stwierdziłam, że taka forma będzie najlepsza.
To wszystko wydaje się takie proste, ale prawda jest taka, że nawet ja kiedyś nie miałam tego wszystkiego, a wydawało mi się, że jest świetnie, że tak ma być i byłam szczęśliwa (?) Zaryzykowałam, zwyciężyłam z przyzwyczajeniem i mimo że nie było łatwo, to była jedna z lepszych decyzji w moim życiu, bo teraz wiem, że można inaczej, lepiej, tak jak zawsze marzyłam.
Co sprawi, że Wasz związek będzie lepszy i czego szukać w nowym związku?


ROZMOWA
Każda i na każdy temat. Nie chodzi tylko o zapytanie się, jak minął dzień, ale chodzi też o głębsze przemyślenia, o życiowe rozkminy, czy pierdoły. Dla mnie nie ma tematów tabu, potrafię zapytać o wszystko, co mnie ciekawi, czy śmieszy i jestem otwarta na każdy temat. Ludzie coraz mniej ze sobą rozmawiają, zresztą każdy mówi o tym, że widzi się parki w knajpach, które siedzą przy sobie na telefonach. Tak, ja też to przeżywam, ale aż wstyd się przyznać, jak często ja sama wyciągam telefon przy kimś, komu chcę poświęcić swój czas, a jednak ten telefon sam ląduje w dłoni. 
Poza tym, jeżeli tylko jest jakaś kiepska sytuacja między Wami to nie ma co udawać, że się nic nie stało, odwlekać temat, czy robić sobie ciche dni. Najlepszą opcją jest też rozmowa. Możecie poczekać chwilę, ochłonąć, zebrać myśli, pomilczeć, ale rozmowa, rozmowa, ROZMOWA. Kilka lat temu usłyszałam radę pewnej pary, że Nigdy nie kłócą się przy dzieciach i nigdy nie zasypiają pokłóceni. Dzieci nie mam, ale zawsze wszystko wyjaśniam od razu, nawet jeśli wiąże się to z rozmową do rana.

SZACUNEK
Kolejna rzecz, którą uważam za logiczną, ale jak sobie przypomnę ile razy pozwoliłam komuś mnie obrazić to aż mnie ściska. Nie i koniec. Cokolwiek się dzieje, nikt nie ma prawa nikogo urazić, rzucać obelgami, i nie ważne czy to w gniewie, w złości czy po pijaku. Mam wrażenie, że jak się powie coś raz to to zostaje między Wami. Szacunek obowiązuje nie tylko w stosunku do siebie, ale jak się opowiada o drugiej połówce, czasem słyszę tak straszne rzeczy publicznie, że aż mi się robi przykro. Wiadomo, że nie zawsze jest kolorowo, ale można zostawić niektóre rzeczy dla najlepszej przyjaciółki. Szacunek do siebie, szacunek do kogoś, liczenie się z czyimś zdaniem, empatia i zrozumienie, to mega ważne.

SZCZEROŚĆ
Nie ma co owijać w bawełnę, kręcić i ściemniać, bo to i tak wyjdzie na jaw (sama się o tym przekonałam - nie jestem święta). Wiadomo, nie o wszystkim trzeba mówić od razu na wstępie, ale chodzi o prawdę, o nieukrywanie czegoś na siłę. Mam wrażenie, że na początku jak się zacznie kręcić z różnych powodów, to potem będzie coraz trudniej z tego wyjść. 

ZAUFANIE
Osobiście myślałam, że już nigdy więcej nie będę mogła nikomu zaufać, że zawsze będę tą laską, która sprawdza czyjś telefon, maile, social media i musi wiedzieć wszystko! I wiecie, co? Ufam, najbardziej na świecie i to jest jedna z najlepszych rzeczy na świecie, ten spokój, brak chorej ciekawości, brak rozkmin - po prostu zdrowo! Jakiekolwiek domysły, narzucanie komuś nieprawdy, wmawianie czegoś - potrafi doprowadzić do samych beznadziejnych sytuacji.

SPĘDZANIE ZE SOBĄ CZASU
Okej, nie chodzi mi o to, że 24h/7 macie siedzieć razem i nic więcej nie robić, z nikim innym się nie widzieć, ale słyszałam różne rzeczy i doświadczyłam też różnych. Bo jeżeli ktoś woli spędzać czas z kimś innym, nie ma dla Ciebie czasu albo po prostu nie ma potrzeby widzieć się z Tobą przez kilka dni - to chyba coś jest nie tak. Z drugiej strony jeśli myślicie o kimś poważnie i 'chcecie' z nim spędzić resztę życia, a widujecie się raz na tydzień i to jest wystarczające, to potem można się zdziwić, kiedy nagle z kimś zamieszkacie.
Wspólne zajawki są idealne, można robić coś co się uwielbia razem = jeszcze więcej szczęścia. Ale mogą to być i drobne rzeczy. Jestem też zdania, że każdy musi mieć swój własny kwadrat tylko dla siebie, nie trzeba robić wszystkiego razem. Zachowajmy też balans.

WSPÓLNE WARTOŚCI
Jasne, można walczyć ze sobą całe życie i kłócić się o dzieci, ślub, religie albo spróbować jakoś to pogodzić. Podziwiam takich ludzi, bo dla mnie takie różnice są nie do przeskoczenia. Nie chce mi się walczyć, kłócić albo rezygnować z rzeczy dla mnie ważnych albo je odkładać w czasie, bo tej drugiej coś nie pasuje. Tak samo ta druga osoba może zrezygnować z czegoś dla mnie, nie tylko jedna strona musi się poświęcać, więc osobiście uważam, że takich związków nie ma co ciągnąć, bo raczej szczęśliwi w pełni nie będziecie.


Nie miałam tego wszystkiego o czym mówię i nigdy mi to nie przeszkadzało, myślałam, że tak ma być, że to jest normalne, że nie da się inaczej. A jednak się da. Wystarczy trafić na odpowiednią osobę. Obecnie, jestem na maksa zakochana, turbo szczęśliwa i planuję ślub i jest idealnie. Nie ma co się obawiać o przyszłość, lepiej zrezygnować z czegoś wcześniej niż nigdy, bo jest już za późno.
Dajcie znać, co jeszcze dodalibyście do mojej listy! :)


#34 kinomaniak, czyli ostatnie filmy, jakie oglądałam

11 lutego 2019


Jak wspominałam już w ostatnim wpisie w moim regionie zaczynają się ferie, a to oznacza, że mamy dużo wolnego czasu! Nie wiem ile z Was pochodzi z moich okolic, ale myślę, że część na pewno się trafi, która właśnie odpoczywa i nie robi nic. Poza tym, jak ktoś lubi to na film zawsze znajdzie czas, nie potrzeba do tego ferii, więc dzisiaj mam dla Was kolejne opinie na temat filmów!
A dzisiaj dla Was mam głównie lekkie filmy, komedie, komedie romantyczne, a i jeden dramat, który jest na maksa wart obejrzenia. Zapraszam!

Bękarty (2017) 'Father Figures' komedia

I to jest mega komedia, więc zaczynamy super! Uwielbiam tych aktorów, a poza tym historia jest tak zwariowana, że aż pocieszna. Rodzeństwo, standardowo różnią się od siebie na maksa, jeśli chodzi o charakter i o podejście do życia i podejście do wszystkiego. I nagle okazuje się, że to w co zawsze wierzyli okazało się nieprawdą, a ich mama ma wiele tajemnic. Mega śmieszne teksty wiadomo, większość krąży w tematyce seksu, ale nie znajdziecie tutaj nic obleśnego czy żenującego. Ja bawiłam się świetnie oglądając ten film, więc polecam bardzo!

Trzy Billbordy za Ebbing: Missouri (2017) 'Three Billbords Outside Ebbing: Missouri' dramat, komedia, kryminał

Ten film jest ciężki i nie nadaje się do oglądania w między czasie. Musicie mieć czas, musicie się skupić, żeby ogarnąć co się dzieje i nadążyć za fabułą. Dużo się dzieje, ale tematyka jest bardzo poruszająca i ważna, nie jest to lekki film na odstresowanie się, a na pewno zmusi Was do pewnej refleksji. Ja go bardzo polecam, lubię się wzruszać na filmach, lubię takie historie, które łapią mnie za serce i o których potem myślę. Film ma też otwarte zakończenie, na co musicie się przygotować. Ja za takimi nie przepadam, lubię wiedzieć na pewno co się potem wydarzyło, ale mimo to film bardzo mi się podobał.

Kopciuszek w świecie mody (2015) 'After The Ball' komedia romantyczna

Nie ma co ukrywać, ten film to lekka, ale fajna szmira, na maksa naciągany i niemożliwy. Bo nie ma szans, żeby taka historia wydarzyła się naprawdę. Wiadomo rodzinne problemy, ktoś komu należy na tym, żeby namieszać i czarna owca pokrzywdzona przez los i przez życie. Są kłótnie, są miłości, są intrygi, są randki i jest happy end. Film idealny na obejrzenie sobie, bo tak, bo nie ma co robić, żeby się odmóżdżyć, żeby się trochę pośmiać. Taka bajka, ale przyjemna.

Ślubna umowa (2014) 'The Wedding Pact' komedia romantyczna

Bo kto w życiu nie umówił się z kolega czy koleżanką, że jak coś Wam w życiu nie wyjdzie to pobranie się będzie idealnym pomysłem? Haha, ja tak miałam, rozmawiałam, planowałam, miałam opcję w razie w taki plan b, jakby coś nie wyszło i to nie jeden! Nie no takie głupie gadanie, wiadomo. Film, jak film, trochę ja ten wyżej, idealny na luźny wieczór, żeby odreagować, odstresować się, nic ciężkiego wymagającego głębszej refleksji, takie filmy są najlepsze :). Znajdziecie tutaj lamusa, który wierzy w niemożliwe i dziewczynę, która, no cóż, działała, robiła coś i zadziałała. No, ale wszystko się dobrze i romantycznie, pięknie skończyło.

Choć goni nas czas (2007) 'The Bucket List' dramat, komedia

To jet dobra komedia, ale powiem Wam, że nad tym filmem można momentami śmiać się przez łzy. Bo trochę pokazuje to, co czeka nas wszystkich, i przed czym nie uciekniemy Ale można próbować, można przynajmniej przeżyć życie po swojemu, można zrobić rzeczy, które się chciało, ale na które nie miało się odwagi, bo czego nie? Przeżyjmy życie tak, jak chcemy, róbmy głupie rzeczy, a niech inni się parzą - kogo to obchodzi. Ten film to jeden z tych, który mi uświadamia i przypomina, że hola! Moje życie, nie mogę i nie chcę go przespać

Bociany (2016) 'Storks' animacja, komedia

Od czasu do czasu oglądam bajki. Osoby, które w miarę na bieżąco ogarniają kinomaniaka, wiedzą, że może nawet częściej niż zwykły śmiertelnik haha. Ale lubię bajki, bajki są pocieszne, Te trochę opowiadają o największym kłamstwie, które się mówi dzieciom, że bociany przynoszą dzieci. Bajka początkowo trochę to dementuje, aż tu nagle trzeba dostarczyć dzieciątko! I tu się zaczyna mały kłopot. Bajka ma coś w sobie, chociaż nie jest jakaś super ekstra, jak niektóre bajki, które mogłabym oglądać non stop,ale tragedii też nie ma. Dla mniejszych dzieci będzie okej, ale ja jakoś nie szalałabym z zachwytami.


Dajcie znać, czy i Wy ostatnio coś ciekawego oglądaliście;)!


Idealnie utrwalone włosy, got2be!

08 lutego 2019


Dzień dobry! Kolejny piątek przed nami, a ja się z niego cieszę podwójnie bo oficjalnie dziś zaczynam ferie. Co prawda nie mam kompletnie wolnego, z czego też się cieszę, bo bym się zanudziła, ale mam więcej czasu, mam wolne popołudnia co jest na maksa satysfakcjonujące i wystarczające. Jutro jadę do Lublina, więc może coś powrzucam na instagram, także stay tunned!
Dzisiejsza recenzja jest dosyć inna od wszystkich, bo raczej u mnie w użyciu nie zobaczycie zbyt często lakieru do włosów. Nie rozumiem używania lakieru zaraz po fryzjerze ani po prostu na co dzień. Lakier u mnie wchodzi w grę tylko i wyłącznie na imprezy, większe i ważniejsze wyjścia. I już teraz powiem Wam, że znalazłam swój ideał  Schwarzkopf, got2be Volumania. 

Schwarzkopf, got2be
lakier do włosów
volumania, big volume, push up


Lakier got2be sprawi, że będziesz ekscytując seksowna, dzięki supermocnemu utrwaleniu włosów za pomocą volumania big volume. Lakier doda włosom wspaniałej i seksownej objętości, czyli dokładnie to, czego potrzebujesz. Twoja fryzura otrzyma uwodzicielskiego przepychu. Dzięki got2be będziesz zawsze gotowa i seksi! 

Skład: Dimethyl Ether, Alcohl denat., Aqua, Octylcrylamide/ Acrylates/ Butylaminoethyl Methacrylate Copolymer, Aminomethyl Propanol, Parfum, Isopropyl Myristate, Benzyl Alcohol, AlphaIsomethyl Ionone.

Sposób użycia: Aby nadać włosom wyjątkowej objętości, należy spryskać włosy z odległości 30 cm. Najlepiej spryskiwać krótkimi seriami.


Jak widzicie lakier jest bardzo dziewczęcy, różowe opakowanie bardzo rzuca się w oczy, a mi się ono bardzo podoba. Nie jest ani za duże ani za małe, pojemność 300 ml jest taka akurat w sam raz. W dłonie się mieści, dobrze się trzyma i lakieruje włosy. Poza tym, bardzo podoba mi się, że lakier spryskuje włosy idealną mgiełką, nie jest to strumień skoncentrowany w jednym kierunku, a idealnie pokrywa włosy. Kolejna mega sprawa to zapach. Nie znoszę duszących lakierów do włosów, które sprawiają, że nie ma czym oddychać, a ja potem włosy i tak muszę czymś spryskać, żeby ładnie pachniały. Ten pachnie cudownie.


Tak, jak już mówiłam, lakier pokrywa włosy idealną mgiełką, nie skleja ich ani nie obciąża. Możecie nawalić lakieru na maksa ile chcecie, a nie ma opcji, że zepsuje Wam to fryzurę. Bardzo mi się podoba to, że włosy nie są sztywne, nie ma się wrażenia, że macie na głowie hełm. Włosy w dalszym ciągu są elastyczne i sprężyste. Poza tym, po użyciu lakieru włosy nabierają tekstury, przez co objętość jest zwiększona. Co prawda nie jest to efekt jakiś hiper ekstra mocny, ze macie 3 razy więcej włosów, ale jest w porządku. Jeśli chodzi o utrwalenie, to mogę się wypowiedzieć na temat loków, bo właśnie je utrwalam najczęściej i muszę Wam powiedzieć, że lakier daje radę. Nie mogę powiedzieć, że nad ranem włosy są w stanie nienaruszonym, tym bardziej, że po keratynowym prostowaniu włosów ciężej mi utrzymać na głowie cokolwiek, ale po dłuższej imprezie, włosy są w dalszym ciągu ładnie pofalowane, nie są ulizane ani kluskowate, więc mi to wystarczy i pasuje.


Jak posiadaczka cienkich włosów. jestem bardzo zadowolona, fryzura jest utrwalona nie ważne czy jakieś mini upięcie, czy robię sobie loki, albo po prostu prostuję włosy. Zapach jest ekstra, utrwalenie nie jest turbo mocne, ale jest zadowalające, włosy nie są sklejone i sztywne, a za to sprężyste i naturalne, a na tym zależy mi najbardziej. Jak tylko go gdzieś znajdę (bo coś widzę, że nie wszędzie go dorwę) to będę do niego na pewno wracać regularnie.

Efektima, Masło do ciała, konopia i oliwa z oliwek

05 lutego 2019


Cześć! Co tam, jak tam? U mnie zbliżają się powoli ferie, a to oznacza też dla mnie trochę więcej luzu i odpoczynku, którego mi bardzo brakuje i potrzeba. Potrzeba mi relaksu, odetchnięcia i zajęcia się sobą. Za dużo siedzi mi w i na głowie, co potrafi być przytłaczające, ale! Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła wrócić na odpowiednie tory, tym bardziej, że zbliża się bardzo fajny czas, którego na maksa nie mogę się doczekać. Pogoda też już coraz bardziej wiosenna, co poprawia humor, więc oby zima już nie wróciła!
Za to dzisiaj mam dla Was recenzję masła do ciała, które ostatnio trafiło do mojej łazienki. I pewnie większość z Was wie, że nie przepadam za masłami, głównie ze względu na ich ciężką konsystencję i długą wchłanialność, więc ciekawe czy w końcu zmieniłam zdanie ;).

Efektima,
konopne masło do ciała
z oliwą z oliwek


Łagodząco odżywcze masło do ciała z olejem konopnym ma za zadanie przywrócić blask i gładkość skórze. Poza tym, doskonale pielęgnuje koi suchą skórę, a także utrzymuje ją w dobrej kondycji. Pomaga również utrzymać płaszcz hydrolipidowy naskórka oraz przywrócić prawidłowe nawilżenie. Dzięki oliwie z oliwek masło będzie regenerować, uelastyczniać i poprawiać koloryt skóry. Zapach pobudzi zmysły i uprzyjemni aplikację.
Będzie idealne dla skóry skłonnej do podrażnień

Skład: Aqua, Glycerin, Glyceryl Stearate, Cannabis Sativa Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Cocos Nucifera Oil, PEG-100 Stearate, Stearic Acid, Cetyl Alcohol, Cetearyl Ethylhexanoate, Pehnoxyethanol, Olea Europaea Fruit Oil, Parfum, Xanthan Gum, Olea Europaea Husk Oil, Acrylates/ C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Butylphenyl Methylpropional, Coumarin, Limonene, Hydroxycitronellal, lpha-Isomethyl Ionone, Tocopheryl Acetate.

Sposób użycia: masło do ciała należy wmasować w skórę i pozostawić do wchłonięcia.


Ze względu na swoją konsystencję masła zawsze znajdują się w zakręcanych słoiczkach, z których musimy palcami wyciągnąć produkt. Nie za bardzo za tym przepadam, bo nie lubię, jak mam jakieś kremy za paznokciami, ale rozumiem to rozwiązanie, bo nie wyobrażam sobie też innego sposobu na wydobywanie masła z opakowania, za pomocą pompki mogłoby to być bardzo utrudnione. Mimo wszystko brzegi zakrętki nie są gładkie, dzięki czemu nie ważne czy mamy tłuste czy mokre dłonie spokojnie je odkręcimy i zakręcimy. Konsystencja jest zbita, ale nie jest tłusta, za co ogromny plus.
Zapach jest fenomenalny, ja w ogóle bardzo lubię te konopne zapachy, są takie inne niż wszystkie i lekko uzależniające, że aż chce się je wąchać i wąchać.
Jak na masło przystało nie rozsmaruje się super ekstra hiper łatwo. Musimy trochę z nim popracować na skórze. Nie ma co przesadzać z ilością, bo będzie Wam ciężko ją wmasować w skórę i będziecie się męczyć z białą warstwą na skórze. Im mniej tym lepiej. Produkt jest ekstra wydajny i nie potrzeba dużej ilości masła, żeby wsmarować w skórę. Jeśli nie przesadzimy z ilością to masło szybko się wchłania! Nie pozostawia po sobie żadnego filmu ani lepkiej warstwy na skórze, nie przykleja się do ubrań, więc dla mnie - rewelacja.


Działanie! Wiem, że masła to super bomba nawilżająca i odżywcza, ale ja dopiero teraz to odkryłam, zakochałam się w tych w efektach. Skóra po zastosowaniu masła jest super gładka, miękka, miła w dotyku i pachnąca, bo zapach długo się utrzymuje, za co plus. Poza tym, pozostawia po sobie wrażenie mega odżywionej i nawilżonej skóry jakby nic jej nie brakowało, a miała wszystko co potrzeba. Efekty są też długotrwałe, nie ma potrzeby smarowania się codziennie, więc nie panikuję jak czasem rano nie mam kompletnie czasu na używanie masła, skóra nie wysuszy się i nic jej się nie stanie. Idealne rozwiązanie na zimę, czy taką chłodna deszczową pogodę, bo jest tak cudownie otulające, chroniące i ma się wrażenie, że masło działa cały dzień po nałożeniu, Uwielbiam też stosować zaraz po depilacji, kiedy ta skóra może być lekko podrażniona i ściągnięta. A po użyciu masła to uczucie od razu mija, więc ja jestem zachwycona.
Mimo że, masło idealnie mi się wpasowuję w taką pogodę, jaka jest teraz to mam rażenie, że na lato, na oparzenia słoneczne będzie idealne, jak znalazł! Ukoi, załagodzi podrażnienia, a do tego na maksa ją nawilży, odżywi. Jestem pewna, że świetnie zaradzi. Jako, że jestem kiepska w zużywaniu balsamów (a co dopiero maseł, które są mega wydajne!), to nie zdziwię się, jak przetrzymam jakąś końcówkę na lato, żeby to sprawdzić i dam Wam znać! :)


Podsumowując, ja jestem bardzo zadowolona z tego masła. Jest na maksa nawilżające, odżywiające i działające. Poza tym, zapach ma obłędny i tak czarujący, że ciężko się od niego oderwać. I jeżeli ja, przeciwniczka maseł, lubię codziennie go używać to naprawdę musi coś w nim być ;).

Jeżeli również tak, jak ja lubicie konopne kosmetyki to zapraszam Was jeszcze do:


Denko, styczeń 2019r.!

02 lutego 2019



Pierwsze denko tego roku (!), w końcu! Powiem Wam szczerze, że miałam już dość tego stycznia i miałam wrażenie, że jest co najmniej z 50 dzień. No, ale. W tym roku, mam ogromny cel zużywania, zużywania i jeszcze raz zużywania, a i najlepiej bez kupowania. A jakoś tak się w tym styczniu złożyło, że wydałam mnóstwo kasy na kosmetyki, bo a to promocja, a to w sumie coś by mi się przydało, a to ktoś mi coś polecił i stwierdziłam, że muszę to mieć, no życie.
Ale! Przechodzimy do denka:


Standardowo kilka rzeczy udało mi się zużyć, jak co miesiąc. Facelle, chusteczki do higieny intymnej i Be Beauty płatki kosmetyczne to coś, bez czego nie wyobrażam sobie podstawowej pielęgnacji i zastanawiam się, co ja kiedyś używałam, jak ich nie miałam. Poza tym, dezodoranty z Nivea, fresh natural zawsze się sprawdzają, a że mają mnóstwo różnych wersji zapachowych, to i każdy może sobie coś wybrać dla siebie. No i Garnier, 3w1 płyn micelarny to cudo, które przydaje się zawsze, bo zmywa każdy makijaż; twarzy, oczu, a także posłuży nam np. na wyjazdach, jako tonik, czy po prostu odświeżenie naszej cery.

  • Balea, Liebestraum, krem do rąk - jestem kieska w zużywaniu kremów do rąk, nie lubię tego uczucia, że po nałożeniu moje dłonie są tłuste i nie można niczego dotknąć, dlatego akurat te kremy od Balea są zdecydowanie najlepsze. Wchłaniają się w moment, przy czym pachną wspaniale i dają wspaniałe rezultaty; nawilżają i odżywiają skórę, więc czego chcieć więcej? No może, żeby były gdzieś dostępne w Pl ;)
  • Rapan Beauty, maska do twarzy; mix pleoidów, 'smocza krew', śluz ślimaka - uwielbiam tę maskę. Wspaniale odżywia, regeneruje i nawilża skórę, co widać od razu po nałożeniu. Wersja różowa u mnie zdecydowanie wygrywa, a są jeszcze żółta i niebieska i niestety reszta się u mnie aż tak nie sprawdza, ale ta różowa - rewelacja  na pewno regularnie będę wracać.
  • La Roche-Posay, ekstremalnie delikatny szampon fizjologiczny - ja myję włosy w dziwny sposób. Najpierw używam szamponu, który ma na celu (w moim mniemaniu) doskonale oczyścić włosy i skórę głowy, a dopiero potem używam, jakiegoś innego szamponu, który ma je pielęgnować. Szampon od La Roche - Posay używałam, żeby oczyścić włosy i skalp i sprawdzał się fantastycznie. Cudownie je oczyszczał, nie wysuszał i trochę pielęgnował. Poza tym, myłam nim pędzle i tak samo - byłam na maksa zadowolona.
  • Selfie Project, łagodny tonik oczyszczający - to jest produkt mega tani, łatwo dostępny i bardzo prostej, 'zwykłej' marki, a mimo wszystko sprawdza się genialnie. Fajnie odświeża cerę, nawilża ją i przy okazji oczyszcza z sebum, zabrudzeń, kurzu itp. Ja mega jestem zadowolona i lubię go używać naprzemiennie z Ziają.
  • Isana, Clean+Care,mleczko do demakijażu oczu zawierające olej - to jest moje ostatnie cudowne odkrycie. Produkt śmiesznie tani, a niezwykle wydajny. Najważniejsze to jego działanie, działa, zmywa każdy makijaż z oczu; cienie, brokat, eyeliner, jak i tusz do rzęs, nic nie ciągnie, nie osłabia rzęs, ani nie podrażnia delikatnej skóry wokół oczu. Jeden wacik i wszystko jest super zmyte, ja go bardzo polecam!
  • Natura Siberica, gruboziarnisty peeling do ciała z rokitnikiem i miodem - kolejne odkrycie, uwielbiam ten zapach, uwielbiam konsystencję, uwielbiam to, że ten peeling jest niesamowicie mocnym zdzierakiem, a skóra po użyciu jest miękka, gładka, a zarazem nawilżona i odżywiona. Ja go bardzo polecam, jeśli jeszcze nikt go nie zna ;). Ja do niego na pewno będę wracać często.
  • Lactacyd, chusteczki do higieny intymnej - z jednej strony chusteczki, jak chusteczki, ale z drugiej bardzo mi podpasowały i nic nie wygra w sumie z tymi od Facelle, ale te są fajnie niewielkiej wielkości, dzięki czemu można łatwiej zmieścić do każdej torebki i mieć przy sobie. Zapach mają bardzo fajny, dobrze też odświeżają delikatną skórę
  • Annayake, żel pod prysznic, 24h Hydration - zazwyczaj próbek nie wrzucam w cuda, ale ten żel jest tak genialny, że nie mogłam się oprzeć. Pierwszy raz miałam aż tak intensywnie pachnący żel pod prysznic, który utrzymuje się później na skórze i na ubraniach. poważnie, cały dzień po basenie go czułam, a że zapach ma piękny to bardzo mi to pasowało. I teraz mi szkoda, że zużyłam próbkę na basen...
  • Miss Sporty, mascara pump up booster - ten tusz do rzęs kupiłam kiedyś w bardzo głupiej sytuacji. Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale zdarza mi się zapomnieć o tuszu do rzęs, kiedy wykonuję sobie cały pełny makijaż. Tak też kiedyś się przytrafiło, jechałam mpk'iem do pracy i nagle dotarło do mnie, że zapomniałam o tuszu, więc poszłam do drogerii i kupiłam ten tusz. I o dziwo, okazał się być strzałem w 10! Ma grzebykową szczoteczkę, bardzo specyficzną, ale genialnie rozdziela rzęsy. Bardzo mi się podobał ten efekt.
  • Hean, volume, mascara + conditioner - kolejny tusz do rzęs, który bardzo fajnie mi się sprawdzał. Uwielbiałam go stosować głównie jako drugą warstwę na inny tusz, między innymi ze względu na rewelacyjną szczoteczkę, która rozdziela i rozkleja rzęsy. Przy okazji, szczoteczka jest niewielka, więc idealnie sprawdza się do dolnych rzęs.

  • Yves Rocher, żele do mycia rąk, złota herbata i czerwone jabłuszko - w sumie to dopiero co pisałam o tych żelach do mycia rak. Zapachy dość fajne, ale szkoda, że mało intensywne, dobrze myją, nie wysuszają, ale są niewydajne i bardzo szybko się skończyły. Świątecznego orgazmu też nie zrobiły, a tego się spodziewałam!
  • Synchrocell, krem do pielęgnacji ciała i masażu - oczywiście wiem, że w walce z cellulitem najlepiej sprawdzają się ćwiczenia i picie dużo wody, ale osobiście uważam, że dobry balsam, krem i dodatkowy masaż ciała również może się fajnie przyczynić od szybszej walki z cellulitem. Balsam był spoko, fajnie zadziałał na moje uda, ale zapach był tak specyficzny, że jakoś ciężko było mi się do niego przekonać.
  • Venus, hipoalergiczny żel do higieny intymnej - markę bardzo lubię, tak samo i ich produkty, ale żel do higieny intymnej to jak najbardziej coś takiego, że ciężko, żeby produkt okazał się być cudem. Ten jest fajny, ja go oczywiście polecam, ale zaraz po nim chętnie wypróbuję i kolejne.
  • Indigo, krem do rąk - ja kremy do rąk od Indigo lubię, są mega malutkie, więc mogę je mieć zawsze przy sobie, a poza tym naprawdę mają świetne działanie, zapach i wszystko. Ale opakowanie mi nagle przestało działać. O dziwo jest praktycznie w 3/4 pełne, a ja nie jestem w stanie nic z niego wycisnąć, więc szkoda, dlatego średniak, ale miałam już jedno opakowanie i byłam zadowolona...

  • Marion, chusteczki micelarne do demakijażu - te chusteczki kompletnie u mnie nie nadawały się do niczego. Nie wiem, czy miałam jakiś stary produkt, który już stracił swoje właściwości, ale były zbyt suche i nic się nie dało nimi zmywać. A nawet było to bardzo nieprzyjemne, jak próbowałam przecierać nimi twarz. Były po prostu tępe i nie takie, jak powinny być..
  • L'biotica, ochronny balsam do ust, SPF 30 - znalazłam go na dnie moich koszyczków i pamiętam, że nie chciałam go za bardzo używać ze względu na niefajny smak. Był bardzo niefajny, niesmaczny, a dodatkowo konsystencja była strasznie lepka, więc nie. Przeleżał u mnie dobrych kilka lat, więc czas najwyższy się go pozbyć.
  • Cosnature, Naturkosmetik, maska do twarzy - kolejna rzecz, która przeleżała u mnie w łazience kilka miesięcy. Użyłam jedną połówkę, z którą też się męczyłam bardzo długo i przyszedł czas na kolejną część, ale jakoś nie byłam skora do używania.


Ostatnio pokazywałam Wam lakiery do paznokci, których się pozbyłam, a teraz pozbyłam się niektórych cieni do oczu. Co prawda nie jest tego dużo, w moich pudełkach wciąż jest mnóstwo takich cieni, których nie używam. Czy tylko ja tak mam, że jak się czegoś uczepię, to mogę używać tylko tego na okrągło? Czas to zmienić, a jak coś mi nie podejdzie to sukcesywnie się pozbywać. Nie twierdzę, że powyższe rzeczy są złe, czy beznadziejne, ale niektóre są bardzo stare i nawet nie chce się zastanawiać jak bardzo.

No i to by było moje denko, trochę rzeczy udało mi się pozbyć, a mam nadzieję, że z miesiąca na miesiąc będzie coraz lepiej. Myślałam pokazać Wam również moje zakupy, ale pokazywałam na bieżąco na instagramie na insta story co kupowałam, więc tutaj sobie podaruję, a i tak nie miałam czasu ich wszystkich zebrać i zrobić zdjęć :).