Strajk nauczycieli
Dlaczego jestem za?

31 marca 2019


Zazwyczaj nie wchodzę w polityczne tematy, bo ani mnie to za bardzo nie interere ani się na tym nie znam, ale temat nauczycieli i strajku akurat nie jest mi obojętny. Nie tylko dlatego, że po części też jestem nauczycielem, ale mam wielu nauczycieli w rodzinie, więc doskonale zdaję sobie sprawę jak naprawdę wygląda praca nauczyciela i o wielu aspektach ludzie nie mają pojęcia. Jak najbardziej uważam, że zawód nauczyciela w Polsce jest niedoceniany. Kiedyś słowo nauczyciela było święte, a obecnie wszyscy wiemy, jak wygląda sytuacja w polskich szkołach, na ile pozwalają sobie rozpieszczone dzieci i roszczeniowi rodzice. Ale to już zostawię.


DLACZEGO ZAWÓD NAUCZYCIELA JEST WAŻNY?
Dziecko spędza w szkole naprawdę dużo czasu, więc dużo wynosi ze szkoły, też od innych uczniów. I to nauczyciele się nim w tym czasie zajmują, to nauczyciele kształcą, edukują i wychowują nieswoje dzieci. To od nich też zależy, jak dziecko będzie patrzyło na świat, czym będzie się kierować w dorosłym życiu. Nie oszukujmy się, rodzice mają coraz mniej czasu na swoje dzieci, to skąd mają brać przykład? Jest wielu nauczycieli którzy wywarli na mnie wpływ, których słowa pamiętam do dziś i którzy sprawili, że robię to, co robię. Gdybym w podstawówce nie miała świetnej nauczycielki od angielskiego wątpię, żebym chciała go studiować. Dlatego uważam, że nauczyciele to ważny zawód i mają na dzieci ogromny wpływ i odwalają kawał ważnej roboty.
Ciężko jest poradzić sobie ze swoimi dziećmi, a wyobrażacie sobie siedzieć i uczyć czyjeś ? Brać na siebie taką odpowiedzialność? Słuchać wymówek 20 dzieci, pilnować żeby się nie pozabijały, słuchać, kiedy każdy chce czegoś innego, utrzymać spokój w klasie i powtarzać jedno i to samo 200 razy? Ja bym nie dała rady i zdaję sobie z tego sprawę

WOLNE WAKACJE, FERIE I NAUCZYCIEL KOŃCZY PRACĘ O 14 - BULLSHIT
Po pierwsze nauczyciele i tak spędzają część ferii i wakacji w szkole, dyżury, konsultacje, rekrutacja - od tego nie ma ludzi, są nauczyciele, którzy nie mają dwóch miesięcy balangi, jak innym się wydaje. Egzaminy zawodowe odbywają się początkiem wakacji, matury poprawkowe w sierpniu, tak samo, jak i różne poprawki z przedmiotów. Gdzie te wakacje? Poza tym, nauczyciel nie może wziąć sobie urlopu na żądanie, nie ma urlopów, kiedy mu się podoba czy kiedy mu pasuje, chcesz albo potrzebujesz wolne? Bierzesz urlop bezpłatny i trudno - radź sobie, a lekcje, które przepadły? Materiał i tak trzeba nadrobić, a to wiąże się z dodatkową pracą.
Okej, nauczyciel może i kończy pracę wcześniej, ale nie wraca o 13 do domu i leży do rana. Jest jeszcze nauczanie indywidualne. Wiecie ile czasu nauczyciele spędzają po pracy w szkole na wywiadówkach, konferencjach, plenarkach, radach pedagogicznych, które potrafią przeciągać się do wieczora? Potem jeszcze trzeba napisać sprawozdanie. Część nauczycieli uczy w 2-3 szkołach,bo nie ma godzin, więc tych spotkań jest 2-3 razy więcej. A jeszcze przecież sprawdzian sam się nie ułoży, tym bardziej sam się nie sprawdzi. Jeżeli szkoła bierze udział w dodatkowych programach, to kto pisze po nocach wnioski? Nauczyciel nie robi tego w szkole w czasie pracy,  bo wtedy nie ma  na to czasu, często siedzi wieczorami i zamiast spędzać czas z rodziną czy odpoczywać - siedzi nad sprawdzianami, sprawozdaniami, projektami, uzupełnia dziennik i przygotowuje się na kolejne lekcje (tak, nauczyciele nie przychodzą sobie goli i weseli na lekcje, też muszę się przygotować).

Ja w szkole nie pracuję, bo nie chcę, bo się do tego nie nadaję i wiem, że to ciężka robota, duża odpowiedzialność. A poza tym, to wszystko się nie kalkuluje, przekazywanie wiedzy, wychowywanie dzieci, zajmowanie się nimi, poszerzanie horyzontów... i to wszystko za 2-3 tysiące? Nie wierzcie w to, że nauczyciel zarabia 5 koła. A najlepsze jest to, że wystarczy, że urodzisz dziecko, weźmiesz zasiłki, 500+ i inne, i masz więcej niż nauczyciel. Gdzie tu logika? Ja uważam, że każdemu należy się solidne wynagrodzenie za jego ciężką pracę, za kilkanaście lat spędzonych na nauce, szkoleniach, za ciągłe dokształcanie się, a większość kursów i szkoleń nie odbywa się w czasie pracy, jak normalnie, tylko popołudniami i w weekendy. Nauczyciele się cenią i wiedzą, ile są warci, ale w tym kraju nie opłaca się pracować.

NA 500+ PIENIĄDZE SIĘ ZNAJDĄ
Wiecie skąd? Z podwyżek na wszystkim, za zakupy zapłacisz więcej, za paliwo zapłacisz więcej i więcej będą kosztować wszelkie usługi. Ja nie neguje posiadania dzieci, ale chyba nikt sobie nie zdaje sprawy, że te 500+ rząd musi skądś wziąć. Poza tym, fajnie by było, gdyby te pieniądze były rzeczywiście wydawane na dzieci, a chyba każdy zna pokolenie 'madek' robiących dzieci, jak maszyny, bo będzie za co kupić sobie piwko i ciuszki. Gdyby 500+ było dawane w formie bonów na ubrania, na jedzenie, oczywiście z wyłączeniem alkoholu, nie byłoby aż tak kolorowo. A nauczyciel wychowujący te dzieci suma summarum zarabia mniej. Śmieszne!
A teksty, że nauczyciele nie żyją w celibacie i mogą skorzystać z 500+ są obrzydliwe. Serio, trzeba mówić o tym, że nie każdy jest wystarczająco młody na dziecko albo nie może zajść w ciąże z różnych innych powodów? 

Ludzie w swoim miejscu pracy idą do szefa i żądają podwyżki. Lekarze i pielęgniarki odchodzą od łóżek chorych, policjanci biorą urlopy na żądanie i nikogo nie ma w pracy - to jest w porządku i jak najbardziej etyczne. Nauczyciele mają prawo walczyć o swoje, ale kiedy to robią to źle. Rodzice narzekają, bo co zrobić z dziećmi, gdy szkoły są zamknięte. Dziwi mnie ich reakcja na to wszystko. Bo im też powinno chyba zależeć na tym, żeby nauczyciele którym powierzają swoje pociechy byli traktowani sprawiedliwie, mieli motywacje do pracy i byli docenieni. Narzekając na ich postawę, pokazujecie dzieciom, że są mało warci. A jak oni mają ich szanować? Serio, tego mamy uczyć nasze dzieci? Żeby siedzieć cicho? Nie cenić się? Pozwalać, żeby świat traktował nas niepoważnie? Nie walczyć o swoje? Jeśli praca nauczyciela to taki prestiż i duma, to niech i wynagrodzenie będzie prestiżowe i dumne. 

Ciężko wejść w czyjeś buty, wyobrazić sobie z czym wiąże się praca, o której nie mamy zielonego pojęcia. Ja kiedyś tez uważałam, że praca w sklepie odzieżowym to czysta przyjemność, dopóki nie przepracowałam w galerii handlowej ponad rok. Dlatego nie odzywam się na temat innych zawodów. Z boku wszystko wygląda ładnie pięknie, ale jak przyjdzie, co do czego to nagle sytuacja wygląda całkiem inaczej


Daj znać w komentarzach, jakie Ty masz zdanie na ten temat, bo jestem strasznie tego ciekawa, jak wyobrażasz sobie pracę nauczyciela. Uważasz, że nie powinni strajkować albo że im nie wolno i to nieetyczne? Uważasz, że nauczyciele nie powinni narzekać, bo mają zajebiście? To dlaczego nie jesteś nauczycielem?


Dermacol, rozświetlające upiększające perełki!

28 marca 2019


Dzień dobry! Przeraża mnie to, jak ten czas szybko ucieka. Już kończy się marzec, a w sumie wydaje mi się, jakby dopiero co był grudzień i blogmasy (jakoś tak mnie cofnęło trochę daleko). Szok, ale spoko - niech leci jak najszybciej! Pogoda powoli, powoli jest coraz lepsza i coraz fajniejsza. W moim pokoju zagościły ponownie goździki, więc wiosna na całego, ale takie kwiatki zwiastują zazwyczaj nowe zdjęcia, więc koniecznie muszę siąść pewnego dnia i narobić zdjęć kosmetyków i produktów, bo niestety, ale kończą mi się zapasy, więc będzie co robić.
Na pewno to widać, że nie jestem makijażowym guru, ale uwielbiam się malować, uwielbiam efekt przed i po i to, że mimo wszystko w makijażu czuję się lepiej i jestem bardziej pewna siebie. Dlatego też lubię wszelkie nowinki, cuda i produkty, które będą dla mnie trochę wyzwaniem w nakładaniu, tym bardziej jeśli nigdy wcześniej nie miałam z czymś takim do czynienia. A więc dziś - kuleczki rozświetlające od Dermacol!


Dermacol, Illuminating Beauty Powder Pearls
Rozświetlające perełki upiększające


Rozświetlający puder w kulkach zawiera mieszankę perełek w odcieniach różu, które nadadzą cerze złotego blasku, świetlistego, dziewczęcego oraz zdrowego wyglądu. Ponadto poprawiają i pielęgnują skórę. Subtelna nuta zapachowa ukoi zmysły i wprowadzi w dobry nastrój. Do eleganckiego opakowania dołączony jest miękki puszek ułatwiający aplikację. Jest bardzo trwały i wydajny

Skład: Talc, Mica, Isostearyl Neopentanoate, Octyldodecyl Stearoyl Stearate, Polyacrylamide, C13-14 Isoparaffin, Laureth-7, Methylpropanediol, Caprylyl Glycol, Phenylpropanol, Cyclopentasiloxane, C30-45 Alkyl Cetearyl Dimethicone, Crosspolymer, Polymethyl Methacrylate, Synthetic Fluorphlogopite, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Linalool, Hydroxycitronellal, Benzyl Benzoate, Cl 77891, Cl 77491, Cl 77492, Cl 77742, Cl 77728, Cl 77007, Cl 15850, Cl 77718.



Jak widzicie kuleczki znajdują się w przepięknym opakowaniu. Są trzy wersje, brązujące i tonizujące, i każda z nich jest dopasowana kolorystycznie do przeznaczenia. Ja mam rozświetlające różowe kuleczki, więc takie samo musi być opakowanie. Jest bardzo wygodne, odkręcane i na szczęście nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby te kuleczki wyleciały i się rozsypały wszędzie. Poza tym, fajne jest to, że słoiczek jest dosyć wysoki, więc to też sprawia, że przy używaniu nic nie wypadnie. Dołączony puszek jest spoko, ale rzadko kiedy z niego korzystam, raczej miziam się pędzlem.
Zapach jest przerewelacjny - mega słodki i owocowy, przenosi mnie od razu w jakieś gorące wakacje - poważnie. Natomiast, kulki są wszystkie mniej więcej jednakowej wielkości, macie różne odcienie różu, beżu i fioletu - mieszanka idealna.


Pigmentacja tych kulek jest tak mocna, że hej! Trzeba uważać, żeby nie zrobić sobie nimi krzywdy, bo spokojnie możecie się wystylizować na laleczkę z okrągłymi różowymi policzkami. Puszek sam łapie kolor, jako że znajduje się cały czas w opakowaniu, więc kiedy chce go użyć to po prostu go biorę, ale efekt nim jest dla mnie dosyć płaski i często używam go w celu dodatkowego rozświetlenia. Natomiast uwielbiam nakładać go pędzlem, delikatnie wkładałam w kuleczki, lekko pomiziam i zawsze strzepuję nadmiar, bo kolor jest na maksa mocny i wtedy delikatnie nakładam na policzki. U mnie perełki spełniają funkcję różu i zarazem rozświetlacza. Odcień jest dosyć różowy - wpadający w fiolet, kojarzy mi się z takim kolorem typowym Lalki Barbie - wiadomo kolor też jest uzależniony od intensywności, ale jest to typowy ładny, dziewczęcy róż.
produkt jest mega trwały, uwielbiam takie produkty, które nie ścierają się przy pierwszej lepszej okazji, a z różami zazwyczaj mam ten problem. Przy tym, nic nie muszę poprawiać w ciągu dnia, a policzki są super delikatnie zaróżowione i rozświetlone.
A poniższe zdjęcie nie została w żaden sposób podrasowane w programach.



Nie muszę chyba wspominać, że perełki są wydajne. Myślę, że będę ich używać i używać, dobrze, że termin przydatności to 30 miesięcy od otwarcia, bo myślę, że to i tak za mało, żeby je zużyć, ale zobaczymy. I to jest kolejny genialny produkt marki Dermacol, który idealnie dopełnia makijaż i nawet taki laik makijażowy, jak ja potrafi się nimi pomalować bez problemu. Metodą prób i błędów i każdy dojdzie do perfekcji, a efekt jest przepiękny i idealny na nadchodzącą wiosnę.


Tipli.pl, czyli jak wydawać żeby zaoszczędzić

25 marca 2019


Przed każdymi zakupami szukam jakichś kodów rabatowych, zajmuje mi to kilka minut, a zazwyczaj udaje mi się znaleźć. Też tak robicie? Mam zamiar coś kupić, a nagle okazuje się, że wydam mniej - to cieszy. Aczkolwiek, ostatnio zauważyłam, że takich kodów jest jakoś mniej, ale z pomocą przychodzi ostatni fenomen, czyli cashback Tipli.pl! Nie musicie czekać na promocje, na jakąś akcję rabatową, robicie zakupy kiedy chcecie, a mimo to zawsze oszczędzacie - ekstra!


Oferta zakupów na cashbackach jest mega szeroka; od kosmetyków i ubrań, przez dekoracje i rzeczy do domu, po usługi i części samochodowe - dosłownie wszystko. Znajduje się tam też sporo popularnych sklepów, z których na pewno korzystacie. Bo kto nie robi zakupów na allegro? Żałuję, że nie odkryłam tego wcześniej. Tyle zakupów ile poczyniłam w ostatnim czasie, że fajnie byłoby zapłacić mniej. Jak pomyślimy o różnych świętach, z okazji których coś kupujemy, urodziny, święta Bożego Narodzenia, rocznice - to naprawdę warto zainteresować się tym wcześniej. Poza tym, na na stronie znajdziecie również kody rabatowe, jak i gazetki reklamowe - wszystko w jednym miejscu.

Muszę się przyznać, że już próbowałam różnych cashbacków, ale zawsze o nich zapominałam i jak przychodziło, co do czego to było za późno na jakikolwiek zwrot. Na szczęście Tipli.pl ma wtyczkę do przeglądarki! Wystarczy ją zainstalować i od razu wiecie, że czeka na Was zwrot. Nie musicie wchodzić na stronę, robicie normalnie zakupy, jak zawsze w ulubionym przez Was miejscu, a przeglądarka wyśle do Was powiadomienie: 'Hej, hej, hej! Hajs' - i to się sprawdza - dla mnie rewelacja! Poza tym, powiadomienie nie jest ogromne, nachalne ani w żaden sposób przeszkadzające, więc nic nie będzie was irytować ;)


Znacie cashbacki? Robiliście już jakieś zakupy i otrzymywaliście zwroty? Najfajniejszy w tym jest to, że nie ponosicie żadnych kosztów związanych z rejestracją, która jest banalnie prosta, a spróbować nie zaszkodzi, jeśli się uda to przecież genialna sprawa!


Garnier Fructis, owocowe maski do włosów
odżywienie, wygładzenie i regeneracja

22 marca 2019


Dzień dobry! Jak samopoczucia? Dopiero teraz zauważyłam, że czas leci nieubłaganie, a ja co chwilę piszę, że kolejny piątek, czy sobota przed nami i jakie macie plany na weekend. Nim się nie obejrzę, a obudzę się pewnie w lipcu i będą błogie wakacje. No i fajnie! Potrzeba mi słońca, potrzeba mi ciepła, potrzeba mi takiego jakiegoś fajnego relaksu i szalonych pomysłów. Właśnie tak działa na mnie wiosna, że mi się chce i czas wrócić na właściwe działające tory.
A dzisiaj będzie recenzja kultowych masek do włosów, hair food, które można przez pomyłkę zjeść, bo ich zapachy są jedyne w swoim rodzaju i gwarantuję Wam, że jak tylko je powąchacie to poczujecie dokładnie to samo!

GARNIER FRUCTIS HAIR FOOD


* wegańska formuła * formuła w 96% biodegradowalna * testowana dermatologicznie *olejki roślinne *bez silikonów - dla naturalnej lekkości włosów * 98% pochodzenia naturalnego *

3 sposoby użycia:
Jako odżywkę: nanieś na mokre włosy, aby je wygładzić i ułatwić ich rozczesywanie, bez obciążenia.
Jako maskę: nanieś na mokre włosy, pozostaw na 3 minuty i dokładnie spłucz, aby intensywnie odżywić i wygładzić niesforne włosy.
Jako pielęgnację bez spłukiwania: nanieś niewielką ilość produktu na mokre lub suche włosy, aby je wygładzić i ograniczyć ich puszenie.


Wszystkie trzy maski znajdują się w takim samych opakowaniach, słoiczkach, odkręcanych od góry. Nie lubię takich opakowań i grzebać palcami w jakichkolwiek kosmetykach, ale maski to maski, tutaj mogę to przeżyć. Poza tym, opakowania są bardzo fajne, wygodne, dobrze się je odkręca i zakręca nawet przy mokrych dłoniach. Wszystko mi tutaj gra. Składy są też bardziej rozpisane, wiemy jaki składnik jest jaki i jakiego pochodzenia, więc też fajna opcja. Jak widzicie konsystencja masek jest bardzo gęsta, zbita i taka na maksa treściwa, dla mnie bomba, bo idealnie wnika wgłąb włosa.
Wszystkie maski mają właściwości nawilżające, odżywiające i ujarzmiające włosy. Pachną wspaniale,  nie ma opcji żeby przetłuściły czy obciążały wasze włosy. Co prawda nie stosowałam ich na suche włosy, bez spłukiwania, bo trochę się bałam, ale jako maska i odżywka - rewelacja! Różnią się od siebie głównie zapachem, niektórymi składnikami i przeznaczeniem, ale ja uwielbiam wszystkie trzy.
Maski są też hiper wydajne, wiadomo jedne używam częściej drugie rzadziej, ale ogólnie w mojej łazience już leżą na pewno z 2 miesiące i jeszcze sobie cześć z nich poleży. Ich dostępność też jest całkiem spoko, znajdziecie je praktycznie w każdej drogerii i niektórych supermarketach, cenowo jest różnie, do 30 zł, ale na jakiejś dobrej promocji spokojnie kupicie je za około 15zł.
A i jest jeszcze jedna wersja Goji Hair Food - maska nadająca blask do włosów koloryzowanych. A przechodząc do szczegółów na temat poszczególnych masek.

GARNIER FRUCTIS, PAPAYA HAIR FOOD
regenerująca maska do włosów zniszczonych

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Carica Papaya Fruit Extract, Phyllanthus Emblica Fruit Extract, Glycine Soja Oil / Soybean Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil / Sunflower Seed Oil, Coco-Caprylate / Caprate, Cocos Nucifera Oil / Coconut Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylic / Capric Triglyceride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Potassium Sorbate, Salicylic Acid, Caramel, Linalool, Geraniol, Limonene, Parfum.

Maska pachnie mi poziomkami i truskawkami. Albo tak pachnie papaja, a ja tego po prostu nie wiem. Maska jest tak samo gęsta, wnika we włosy i nie spływa z nich.
Włosy po użyciu tej maski są na prawdę gładkie, miękkie i odżywione. Nie jest to moja ulubiona maska z całej trójki, ale używałam jej często i moja siostra też i też jest zadowolona. Więc wydaje mi się, że maska jest idealnie uniwersalna i przyda się każdemu.


GARNIER FRUCTIS, BANANA HAIR FOOD
odżywcza maska do włosów bardzo suchych

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine,  Butyrospermum Parkii Butter / Shea Butter, Olea Europaea Oil / Olive Fruit Oil, Musa Paradisiaca Fruit Juice, Banana Fruit Juice, Glycine Soja Oil / Soybean Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil / Sunflower Seed Oil, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Rosemary Leaf Extract, Coco-Caprylate / Caprate, Cocos Nucifera Oil / Coconut Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Persea Gratissima Oil / Avocado Oil, Lactic Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Tocopherol, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Salicylic Acid, Caramel, Linalool, Eugenol, Cumarin, Benzyl Alcohol, Parfum.

Bananowa wersja jest zdecydowanie moją ulubioną, uwielbiam banany i uwielbiam wszystko, co bananowe. Zapach jest dosłownie taki, jak powinien być - mega czarujący, uzależniający i no uwielbiam. Maska jest tak samo gęsta, treściwa, jak pozostałe.
Moje włosy tez najbardziej się lubią z tą maską. Są idealnie miękkie, gładkie, końcówki wyglądają mega treściwie, nie są poszczerbione, a włosy nie odstają, tylko wszystkie ładnie ze sobą współgrają i są hiper lejące. Dla mnie sztos, bo i włosy mi się genialnie po niej kręcą! Zapach utrzymuje się w łazience, na włosach niestety nie, ale i tak możemy się naniuchać.

GARNIER FRUCTIS, MACADAMIA HAIR FOOD
wygładzająca maska do włosów suchych i niesfornych

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropyl Myristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Glycine Soja Oil / Soybean Oil, Sodium Hydroxide, Helianthus Annuus Seed Oil / Sunflower Seed Oil, Simmndsia Chinensis Seed Oil / Jojoba Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil / Sweet Almond Oil, Coco-Caprylate / Caprate, Cocos Nucifera Oil / Coconut Oil, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Salicylic Acid, Caramel, Linalool, Geraniol, Cumarin, Limonene, Citral, Citronellol, Benzyl Alcohol, Benzyl Cinnamate, Benzyl Salicylate, Parfum.

Tak maska też pachnie przerewelacyjnie, przez olejkowy zapach masła shea i innych olejków przebija się słodki i owocowy zapach, który jest tak wyrazisty, że cała kompozycja dla mnie jest genialna, bardzo energetyzująca i pobudzająca.
Maska ma identyczne właściwości, jak powyższe dwie; też fajnie wnika we włosy, odżywia, nawilża i regeneruje je. Lubię jej używać głównie wtedy, kiedy nie mam zamiaru zostawiać kręconych włosów, bo fajnie ujarzmia i wygładza włosy. Nic nie sterczy, nie odstaje, nie puszy się i wszystko fajnie się trzyma. Włosy są sypkie, lejące i wyglądają idealnie zdrowo, końcówki są w stanie genialnym, więc ja jestem zadowolona.

update [07.11.2019r.]

GARNIER FRUCTIS, ALOE HAIR FOOD
maska do włosów normalnych i suchych

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Isopropylmyristate, Stearamidopropyl Dimethylamine, Glycine Soja Oil (Soybean Oil), Aloe Barbadensis Leaf Juice, Helianthus Annuus Seed Oil (Sunflower Seed Oil), Vitis Vinifera Fruit Extract (Grape Fruit Extract), Cocos Nucifera Oil (Coconut Oil), Sodium Hydroxide, Coco-Caprylate/Caprate, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Caprylyl Glycol, Citric Acid, Tartaric Acid, Cetyl Esters, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Salicylic Acid, Linalool, Geraniol, Citronellol, Benzyl Alcohol, Parfum/Fragrance.

Update, ale jaki cudowny! Jak kupowałam pozostałe maski Hair Food, tej jakoś nie mogłam znaleźć, a moje włosy przecież kochają aloes i o dziwo olej kokosowy, no to jak to tak! I tak niedawno, trafiłam na nią i to jeszcze na promocji, to wzięłam i się zakochałam! Zapach ma cudowny, Bardzo świeży i trochę owocowy, ale i bardzo intensywny, co mi nie przeszkadza, bo zapach jest po prostu cudowny! Konsystencja jest tak samo gęsta i treściwa, jak w przypadku pozostałych wersji maski.
A działanie jest zdecydowanie najlepsze! To moja ulubiona maska z całej czwórki i na pewno będę ją mieć regularnie u siebie w łazience. Moje włosy po tej masce odżywają, kręcą się, jak szalone, są miękkie, połyskują, są milusie w dotyku i maska naprawdę cudownie na nie działa. Naprawdę jest genialna, a ja nie potrafię przestać się nią zachwycać. Super regeneruje włosy i daje im odetchnąć, tym bardziej, że ja ostatnio coraz częściej je prostuję i wiem, że robię źle, także cieszę się, że maska je ratuje ;). I nadaje się na każdą okazję, i kiedy zostawiam kręcone włosy i kiedy mam ochotę je wyprostować, więc sztos! Zdecydowanie ulubieniec i bardzo polecam!
Na instagramie wrzucałam zdjęcia na instastory, więc zapraszam do bycia tam na bieżąco.

Znacie je?


#35 kinomaniak, czyli ostatnie filmy, jakie oglądałam

19 marca 2019



Hej, hej ! Co tam, jak tam? Mam nadzieję, że wszystko w porządku i wiosna Was rozpieszcza. Miał być dzisiaj trochę inny wpis, ale w sumie jakoś tak nie miałam ostatnio weny na kosmetyczne wpisy, więc stwierdziłam, że będzie coś innego. Co prawda, liczę n to, że pogoda będzie tak idealna że nie będzie czasu na oglądanie filmów,ale mimo wszystko deszczowe popołudnia i wieczory jeszcze się trafiają, więc idealnie: zaszyć się w koc i włączyć jakiś film! No to go!

303. Bitwa o Anglię (2018) 'Hurricane: Squadron 303' dramat, wojenny

Mimo że z historią jest mi bardzo nie po drodze, to uwielbiam oglądać filmy historyczne i dokumenty. Wiadomo, że nie zawsze informacje z filmów mogą być wiarygodne, ale i tak ogólny zarys tego, co się działo jakoś łatwiej przyswajam z takich rzeczy. Jeśli chodzi o ten film, to jest to angielska wersja, nie mylcie z polską produkcją. Ale ja byłam naprawdę zadowolona i przejęta. Świetni aktorzy, historie poboczne, muzyka i wszystko. Nie tylko wątek historyczny jest rozwinięty. Ale to trzeba zobaczyć samemu.

Vaiana: Skarb oceanu (2016) 'Moana' animacja, familijny, przygodowy

Bajki oglądam i doskonale o tym wiecie - nawet je uwielbiam. Ale nie wszystkie bajki mi się podobają. Niektóre są po prostu powtórzeniem i połączeniem tysiąca innych bajek. I właśnie ta bajka Vaiana jest dokładnie taka. Nie podobała mi się totalnie, bardzo wtórne i mega nieciekawe, nudne no nie, serio drama. 

Szofer do usług (2016) 'Amateur Nght' komedia

Aktor z American Pie, więc jakiś tam sentyment się ma i film czakiem przyjemnie się ogląda, ale nie jest on wysokich lotów, nie szaleję za nim i nie wspominam go. Teraz jak piszę kinomaniaka to dopiero sobie przypomniałam, że faktycznie coś takiego oglądałam, ale szału nie ma. Biedny facet, farfocelek, który musi jakoś utrzymać rodzinę, nagle staje się powiedzmy alfonsem. Fajny film na spędzenie wieczoru, trochę się pośmiejecie, ale jeżeli nie lubicie takich żartów i wasze poczucie humoru odbiega od tematu seksu, to pewnie przez większość czasu będziecie zażenowani. Dużo prostytutek, alkoholu, narkotyków, a to wiąże się z innymi niezbyt ładnymi scenami ,a nie każdy to lubi.

Evan Wszechmogący (2007) 'Evan Almighty' fantasy, komedia

Film 'stary, jak świat', ale jaki genialny! Mimo wszystko te stare filmy mają coś w sobie, są niepowtarzalne, zabawne, niosą za sobą jakąś ważną lekcję i dobrze się je ogląda. Myślę, że każdy z Was kojarzy ten film (jeśli nie to koniecznie obejrzyjcie), a poza tym sam aktor Steve Carrell mnie rozbraja swoją mimiką,  gestykulacją i sposobem grania dodatkowo jego głos i wszystko łączy mi się w cudowną całość. Historia z motywem religijnym, ale pokazuje też inną wartość, która jest ponad wszystko: rodzina jest najważniejsza i od niej zawsze dostaniesz wsparcie, nawet przy najbardziej absurdalnych pomysłach. Dla mnie film bomba.

Milczące miasto (2012) 'Silent city' dramat, fantasy

Na ten film trafiłam jakoś rzez przypadek w necie. Szukałam chyba czegoś innego, a trafiłam na to i na początku byłam w szoku. Nie wiedziałam co chodzi - film jest creepy i przerażający, utrzymany w przedziwnym klimacie. Pojawia się dziewczyna w obcym, azjatyckim miejscu i chce pracować w gastronomii, kroi ryby prawie przez cały film i symbolika ryby też przewija się przez cały film. I w sumie chyba nadal nie wiem o co chodzi w tym filmie i jakoś do mnie nie przemówił, ale mimo wszystko oglądałam go jak zaczarowana, bo był na tyle dziwny i tajemniczy, że aż mnie przyciągnął. Ale chyba nie znajdzie z wielu fanów, więc raczej go nie szukajcie.

Kate i Leopold (2001) fantasy, komedia romantyczna

Wiecie, co jest ciekawe? Że mogą być takie osoby, których jeszcze nie było na świecie jak powstawał ten film. A ja uwielbiam takie historie, uwielbiam romantyczne historie, które są totalnie niemożliwe w realnym świecie. Uwielbiam filmy, w których miłość pokonuje wszystko, a nawet niemożliwe staje się możliwe. Nie często miesza się teraźniejszość z bardzo dawną przeszłością. Więc jeśli nie lubicie takich naciąganych historii to uważajcie. A Meg Ryan tez się świetnie nadaje do takich filmów i uwielbiam filmy z nią!


Dajcie mi koniecznie znać,co ostatnio oglądaliście! Na pewno wkrótce obejrzę wszystkie ;).


Gliss Kur, Supreme Length,
zamiast obcinać lepiej używać serum w sprayu?

16 marca 2019


No witam! Znowu weekend, znowu sobota, moje plany na dzisiaj nieco się zmieniły, ale to nic, nic nie ucieknie, nic się nie stanie, ale czasem tak jest, że rozkłada nas w najmniej oczekiwanym momencie. Dzisiaj działam, bo ostatnio zostałam totalnie wytrącona z mojego typowego planu dnia, przez co ciężko jest mi wrócić trochę na właściwe tory, ale jakoś się staram naprostować i ogarnąć.
A dzisiaj mam dla Was produkt do włosów; marki, którą uwielbiam jeśli chodzi o pielęgnację i mimo że nie wierzę, w żadne cuda spajające włosy, tak wierzyłam w ten produkt, że mi pomoże. I mam na maksa mieszane uczucia, więc zapraszam do recenzji.

Gliss Kur, Supreme Length
serum w sprayu na rozdwajające się końcówki


Serum przeznaczone jest to włosów długich, skłonnych do zniszczeń i rozdwajających się końcówek. Ma za zadanie intensywnie odżywić włosy, pomóc zredukować rozdwajanie się końcówek oraz przeciwdziałać ich powstawaniu aż do 95%.

Skład: Aqua, Dimethicone, Dimethylacrylamide/Ethyltrimonium, Chloride Methacrylate Copolymer, Paeonia Lactiflora Root Extract, Amodimethicone Morpholinomethyl Silsesquioxane Copolymer, Tocopheryl Acetate, Panthenol, Hydrolyzed Keratin, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Stearamidopropyl Dimethylamine, Propylene Glycol Dicaprylate/Dicaprate, Phenoxyethanol, Citric Acid, Glycerin, Parfum, PPG-1 Trideceth-6, Methylparaben, C10-11 Isoparaffin, Linalool, Sorbitan Oleate, Benzyl Salicylate, Trideceth-5, Limonene, Benzyl Alcohol, Hexyl Cinnamal, Citronellol, Coumarin.

Sposób użycia: Przed użyciem wstrząsnąć. Należy zaaplikować na umyte włosy, odsączone ręcznikiem  lub całkowicie suche włosy. Nie spłukiwać.


Opakowanie jest bardzo wyróżniające się i rzucające się w oczy przez sam róż, ale też kojarzy się z samą marką i serią kosmetyków do włosów, które u mnie królują w łazience już od dawna. Poza tym, posiada atomizer, więc można wygodnie spryskać nim włosy albo wylewać na dłoń i dopiero potem nakładać. Jak widzicie serum jest przeznaczone do długich włosów podatnych na zniszczenia. I tak, zdaję sobie sprawę, że lepiej obciąć włosy, niż sztucznie sklejać rozdwojone końce, ale bardziej traktuje ten produkt, jako serum zabezpieczające końcówki, żeby zapobiec rozdwojeniu. Konsystencja jest dość lejąca się, jeśli wolicie nakładać produkt z dłoni, to musicie na to uważać. Zapach jest bardzo ładny, dosyć intensywny i perfumowany, ale mi się bardzo podoba i nie przeszkadza.


Zawsze używałam tego serum spryskując lekko wilgotne włosy, na sam koniec po włosingu i tak zostawiałam do wyschnięcia. Końcówki wtedy były miękkie i gładkie i naprawdę milutkie w dotyku. Rewelacja. Kiedy używam go na suche włosy to głównie pomagał mi w ujarzmieniu puchu, odstających włosów i nieokiełznanych loków. Włosy wyglądają lepiej, ładniej, błyszczą i na maksa mi się podoba ten efekt. 
Nie przetłuszcza, nie skleja i nie obciąża włosów, przynajmniej moich, a zdarzało mi się czasami przesadzić z ilością i na początku włosy wyglądały na lekko posklejane, ale po jakimś czasie olejek ładnie się wchłaniał we włosy. I wiadomo, to co trzeba obciąć to trzeba obciąć, przed tym nie uciekniecie, a wszystko wyjdzie u fryzjera, ale! Zauważyłam, że włosy mniej się rozdwajają i mniej się niszczą. Co prawda, obecnie moja pielęgnacja zmieniła się diametralnie, bo wróciłam do regularnego olejowania i przestałam katować włosy suszarką i prostownicą, więc to że ich stan jest lepszy to na pewno zasługa tego wszystkiego, co obecnie robię. Dlatego ciężko mi powiedzieć, ile daje mi to serum i co by było gdyby nie ono.


Dlatego nie wiem, co o nim myśleć i nie wiem czy do niego wracać. Bo coś tam na pewno mi pomógł, pomagał mi ujarzmić włosy, kiedy były nieogarnięte, ale tak naprawdę takich produktów na mojej półce znajdzie się parę, a chcę ograniczyć teraz ich ilość. Zobaczę, jak mi się skończy czy mi go brakuje, a Wy o tym dowiecie się w denku. Bo niby spoko, ale wydaje mi się, że bez niego też bym sobie jakoś poradziła;).
A jeśli go znacie,to koniecznie dajcie mi znać w komentarzach, co Wy o  nim sądzicie;)!

Fanola niebieski szampon ochładzający odcień włosów

13 marca 2019


Halo, halo - dzień dobry! Dzisiaj może pogoda nas nie rozpieszcza,ale ja mam swoje małe święto, więc jak najbardziej się cieszę i nic mi dziś nie przeszkadza. Może padać, sypać śniegiem, w ciągu ostatnich kilku dni mamy wszystko, więc nawet się przyzwyczaiłam! Lecę się zbierać,bo od rana ogarniam, działam i co chwilę coś jeszcze muszę zrobić, a chcę się wyrobić, bo wiadomo czeka mnie dziś jeszcze praca ;).
Nigdy nie myślałam, że będę blondynką. poważnie, to była ostatnia rzecz o jaką się podejrzewałam i nawet  zawsze powtarzałam fryzjerce 'Nigdy w życiu'. N i o, coś mi nie wyszło haha. Dlatego też dzisiaj mam dla Was recenzję niebieskiego szamponu, ale że nigdy nie myślałam, że będę blondynką to mam wersję dla ciemnych włosów, a obecnie mam więcej blondu na sobie,ale to nic ;)

Fanola, No orange
szampon z dodatkowym niebieskim pigmentem


Szampon jest odpowiedni dla włosów farbowanych w ciemnych odcieniach. Ma za zadanie delikatnie umyć zarazem neutralizować niepożądane miedziane/czerwone refleksy. Poza tym, pozostawi włosy błyszczące i nawilżone.
Produktu nie należy używać na włosach rozjaśnianych i z pasemkami. Nie pozostawia lam na skórze głowy.

Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Sodium Cocoamphoacetate, Decyl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Citric Acid, Parfum, Acid Violet 43, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Triethylene Glycol, Hexyl Cinnamal, Benzyl Alcohol, Phenoxyethanol, Cl 42090 (FD&C Blue 1), Propylene Glycol, Ethylhexylglycerin, Sodium Chloride, Methylchloroisothiazolinone Methylisothiazolinone, Magnesium Nitrate, Magnesium Chloride, Cocos Nucifera Oil, Gardenia Tahitensis Flower, Hydrolyzed Corallina Officinalis Extract, Gardenia Tachitensis Flower Extract, Potassium Sorbate, Xanthan Gum, Sodium Methylparaben.

Sposób użycia: należy nakładać na mokre włosy używając rękawiczek ochronnych, masować i pozostawić na 1-5 minut, następnie spienić i spłukać. Powtórzyć aplikację.


Jak widzicie opakowanie jest niebieskie, co dobrze się kojarzy i przynajmniej nigdy nie pomylę opakowania z innym kosmetykiem. Żeby wydobyć szampon z opakowania należy wcisnąć część zatyczki i wtedy wysunie się otwór, przez który wydobywamy szampon (na pewno znacie ten mechanizm) i wylewamy na dłoń. Szampon ma mocny i męski zapach. Nie utrzymuje się on na włosach, ale może podrażnić lekko oczy. Z kolei, konsystencja jest bardzo aksamitna i granatowa wpadająca w czerń. Nie używam rękawiczek ochronnych i nie wyglądam jak avatar. Ale muszę pamiętać o dokładnym umyciu dłoni najlepiej jakimś olejkiem i wanny, bo z tym jest różne, a najczęściej niebiesko. Nie zdarzyło te mi się mieć pofarbowanej twarzy, więc chill. Ale prawda jest taka, że odcień z dłoni sam się zmywa tez i podczas nakładania kolejnych odżywek, maseczek itp.
Zacznę od tego, że ja mam rozjaśniane włosy, więc nie powinnam go w ogóle używać. Poza tym, w momencie kiedy go dostałam miałam ciemne włosy, teraz większość moich włosów pokryta jest blondem, a on jest przeznaczmy właśnie do ciemnych włosów i ma zapobiec pojawienia się niechcianych miedzianych i czerwonych refleksów, ale i mi coś tam daje!


Jak już go używam to bardzo rzadko, głównie po wizycie u fryzjera, bo wtedy słyszę, że coś tu się zadziało nie tak z kolorem, a ja się budzę, że faktycznie dawno go nie używałam. Nie używam go też, jako szamponu - bardziej jako toner. Nakładam na mokre włosy i trzymam tak do ok. 15 minut i potem jeszcze raz powtarzam to samo. I nie kończę z fioletowymi włosami, ale prawda jest też taka, że moje włosy aż tak nie żółcieją, więc u mnie efekty też będą trochę inne.
No i po pierwsze! Po nałożeniu szamponu na włosy zamienia się on od razu w błękitną pianę. Według mnie szampon lekko stępia włosy, po jego użyciu są twarde, sztywne, szorstkie i niefajne w dotyku, dlatego nie lubię używać go za często. Po nim muszę koniecznie nałożyć jakaś maskę, odżywkę itd (zawsze się zastanawiam czy taka ilość innych produktów nie niszczy efektów). Efekty na włosach są delikatne. Po jednym użyciu nawet takim dłuższym trzymaniu na głowie nie będziecie mieć idealnie ochłodzonego koloru. Efekt jest delikatny, a różnica jest niewielka, ale da się zauważyć ochłodzenie koloru ima się wrażenie, że został on stonowany, ogarnięty. Albo właśnie używać go raz, a dobrze czyli na dłużej albo częściej. Wystarczy używać go regularnie na 10-15 minut raz w tygodniu i to wystarczy, żeby uchronić Wasz odcień włosów.


Ja ogólnie jestem zadowolona. nie jest to efekt wiadomo na miarę fryzjera, ale myślę, że jak na domowe zacisze efekt jest zadowalający. Ja na pewno przy bardziej regularnym stosowaniu miałam bardziej chłodny odcień więc muszę się ogarnąć, bo niedługo skończę z jajem na głowie. Ale na tyle na ile używam, jest spoko!
Aczkolwiek wiem, że wersja przeznaczona do bardzo jasnego blondu potrafi aż pofarbować włosy na lekkie odcienie niebieskiego czy fioletu!


24 godzinna kontrola z Dermacolem
24h control longlasting make-up

10 marca 2019


Dzień Dobry w Dzień Mężczyzn! Nie wiem czy jest tu jakikolwiek mężczyzna jakoś bardziej zainteresowany tematyką, ale jeśli tak to samych najlepszości! Kolejna niedziela, wiosnę już czuć od dawna w powietrzu, a ja nie mogę się doczekać dłuższego wolnego. W sumie to  nie mogę się już dociekać wakacji, ale Wielkanoc bliżej, więc to na jest moim kolejnym punktem do odliczania w czasie.
Dzisiaj mam dla Was znowu recenzję podkładu marki Dermacol. Nie mam tak, że używam kliku podkładów na raz, jak się uczepię jednego to go katuje do końca (co możecie zobaczyć na zdjęciach). A że mam dosyć sporą kolekcję podkładów marki Dermacol to używam, zużywam, przebieram i na nowo się zakochuję w każdym kolejnym. Ostatnio pisałam o 18h długotrwały podkład matujący, a dzisiaj będzie o 24 godzinnej kontroli nad makijażem!


Dermacol, 24h Control
długotrwały podkład


24 godzinny podkład ma za zadanie nie tylko nadać skórze naturalnie piękny i promienny wygląd przez cały dzień i noc, ale również zapewnić doskonałą ochronę skórze, zapobiec oznakom zmęczenia i zwiększyć elastyczność skóry. Ne zostawia śladów na odzieży, a także jest odporny na dotyk. Nie tworzy efektu maski, nie zatyka porów i jest bardzo wydajny. Znajduje się w eleganckim i szklanym opakowaniu z pompką, co ułatwia dozowanie podkładu. Dzięki gładkiej konsystencji łatwo da się go rozprowadzić, kryje niedoskonałości i przebarwienia. 
*hypoalergiczny // + koenzym Q10
Odcienie: 01 - jasny beż, 02 - natura, 03 - ciemny beż, 04 - opalony

Skład: Aqua, Cyclopentasiloxane, Polymethyl Methacrylate, Propylene Glycol, PEG/PPG-18/18 Dimethicone, Dimethicone, Sodium Chloride, Silica Silylate, Synthetic Beeswax, Caprylic/Capric, Triglyceride, Alaria Esculenta Extract, Ubiquinone, Laureth-7/Laureth-8, Dimethiconol, Ethylhexyl Cocoate, Phenyl Trimethicone, Lecithin, Glycolipids, Caprylyl, Glycol, PVP, Lauryl, Methacrylate/Glycol Dimethacrylate Crosspolymer, Methicone, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylaraben, Parfum, Cl 77891, Cl 77492, Cl 77491, Cl 77499.



Ekspertem od makijażu nie jestem, maluję tak jak umiem, jak mi się w miarę widzi. Ten fluid wizualnie nawet mi się podoba, niewielkie, ale wygodne i poręczne opakowanie, które wygodnie trzyma się w dłoni i nie ma opcji, żeby wypadło czy się wyślizgnęło. Pompka działa bez zarzutu i fajnie wyciska produkt na dłoni, zatyczka z kolei jest trochę luźna, ale nie miałam nigdy żadnych nieprzyjemnych sytuacji z tym związanych, żeby wypadła. Przez opakowanie widać też ile produktu zostało nam do końca.
Zapach jest niewyczuwalny kompletnie, jak już się bardzo wąchamy t wyczujemy coś kosmetycznego, ale nic konkretnego. Z kolei konsystencja jest naprawdę lekka, podkład nie jest jakoś bardzo gęsty, ale też się nie leje z dłoni. Podkład jest dosyć lekki, nie mam wrażenie ze na twarzy mam grubą warstwę tapety i też pędzel po nim nie jest wcale posklejany.

[2. i 4. zdjęcie z samym podkładem]

Przechodząc do działania. Ten podkład nie jest jakiś turrbo kryjący, jak widać po zdjęciach. To, co ma zakrywać, czyli jakieś przebarwienia, zaczerwienienia czy pęknięte naczynka, ale nie sprawia, że twarz zaczyna wyglądać idealnie gładko jak u lalki barbie. Mi ten efekt się bardzo podoba, bo krycie jest idealne, ale ciągle naturalne. Nie wyglądam jak chodzący photoshop, co jest super. Poza tym, przyznam, że fluid trzyma się na twarzy rewelacyjnie. Uwielbiam to, że wieczorem czy po całonocnej imprezie jak idę zmywać makijaż - wacik jest mocno zabrudzony, bo to oznacza, że rzeczywiście się nie ściera. Wiadomo z katarem nie wygra, ale czy to na imprezę czy na cały dzień to naprawdę trzyma się idealnie. Twarz wygląda zdrowo, promiennie, kolor został wyrównany i muszę przyznać, że podkład jest lekko matujący.
Poza tym, super też współpracuje z innymi produktami. Nie ma problemu z makijażem oka, czy konturowaniem, nie zauważyłam też żeby się ważył, czy utleniał, a mój odcień jest 01 i dla mnie jest idealnie jasny.
Fluid mnie nie zapchał, nie spowodował podrażnień ani pojawienia się wyprysków.


Ja jestem bardzo zadowolona! I bardzo go polubiłam, daje bardzo fajny, naturalny efekt, nie zakrywa dosłownie wszystkiego, dzięki czemu twarz nie wygląda sztucznie. Dla mnie bomba i jest spore prawdopodobieństwo, że do niego wrócę. W internecie jest parę stron, na których można zakupić produkty z Dermacolu, a  ja pewnie wykonam jakieś spore zamówienie.
Ale... mam jeszcze jeden podkład z Dermacolu do wypróbowania, więc pewnie za jakiś czas pojawi się kolejna recenzja.


Baby shower! albo bociankowe- organizacja

07 marca 2019


Hej, hej, hej! Może wiecie, ale uwielbiam organizować różne rzeczy, dla mnie to czysta przyjemność. Kocham kupować dekoracje, zastanawiać się, jak to będzie, co będziemy robić, zaplanować sobie wszystko po kolei. A najbardziej uwielbiam dbać o szczegóły, girlandy, hawajskie naszyjniki, konkretne balony w zależności od tematyki imprezy - uwielbiam, wszystko musi do siebie pasować. A jak uda mi się wyłapać gdzieś jakąś perełkę to jestem najszczęśliwsza. I nawet jeśli nikt na to nie patrzy, to najważniejsze, że mnie cieszy. Organizowałam już wieczór panieński, o którym Wam pisałam, więc teraz przyszedł czas na Baby Shower!


Sprawa wygląda podobnie, jak z wieczorem panieńskim. Trzeba rozkminić odpowiedni termin i listę gości, wszystko oczywiście pod przyszłą mamę. Nie jestem za robieniem niespodzianek w takiej sytuacji, tym bardziej ciężarnej, plany można mieć różne, samopoczucie może być różne, wiecie trzeba wziąć pod uwagę hormony. Więc trzeba to dogadać, nawet jeśli ktoś uwielbia robić niespodzianki. W sumie ja sama nie chciałabym się pojawić w takiej sytuacji nawet teraz, więc tym bardziej nie stawiam innych w takich okolicznościach. Wolałabym być ubrana, ogarnięta i nastawiona, że coś takiego będzie mnie czekać. A o liście gości chyba nie mam co mówić, rzecz dla mnie totalnie logiczna do skonsultowania, żeby nie było wpadek. Dla mnie też fajnym pomysłem jest zapraszanie rodziny przyszłej mamy, oczywiście żeńskiego grona, ale to też należy skonsultować,bo różnie może być


ATRAKCJE
Nie oszukujmy się, Baby Shower to nie jest szalona impreza, która może skończyć się dwa dni później w totalnie innym mieście. Od zawsze wyobrażałam to sobie, jako spokojną posiadówę, rozmowy, śmiech, chwila relaksu dla przyszłej mamy i okazja do zapomnienia o wszystkich stresach, ważnych rzeczach i skupienia się na sobie. Zresztą, im starsi jesteśmy, tym mamy mniej czasu dla siebie nawzajem, a więc warto ponadrabiać ten czas, bo na pewno nie widziałyście się dłuższy czas. A jakiekolwiek dodatkowe rzeczy niech wyjdą naturalne i róbcie to na co macie ochotę. Lubicie grać w gry? Grajcie w gry. Lubicie oglądać filmy? Oglądajcie filmy. Cokolwiek lubicie, to róbcie.
Ale nie zapomnijcie o zdjęciach! Nie ma wyjścia, nie ma imprezy, szczególnie takiej i w takim gronie bez zrobienia zdjęć i pamiątki. A do tego, internet jest pełny od różnych gadżetów do fotobudek, więc czego by tego nie wykorzystać. Cenowo jest tanio, a są przepiękne i gwarantuje Wam fajne zdjęcia.


DODATKI
Pewnie czekaliście na ten punt ale tym razem nie zaszalałam. Niestety w Polsce nie jest to jeszcze aż tak popularne, jak w innych krajach, więc niestety, ale nie mogłam nakupić tego wszystkiego, co chciałam, a na pinterest widziałam takie cuda! Skupiłam się na balonach, bo to jest też i fajny akcent do zdjęć, a w dodatku jestem największą baloniarą, więc bez tego by się nie obeszło haha.
Gdybym się wystarczająco wcześniej ogarnęła to mogłabym zakupić cuda na aliexpress. Tam można nabyć girlandy, dodatki do jedzenia, idealne talerzyki.
Ale! Na moje szczęście jakiś czas temu trafiłam na najbardziej utalentowaną dziewczynę pod słońcem @twoj_piernik, która wykonuje własnoręczne pierniki i można zamówić u niej pierniki tematyczne. Oj, nawet nie wyobrażacie sobie, jaka ja byłam zachwycona. Pierniki są duże, cudownie wykonane przepięknie i możecie poprosić o wszystko! No szał. I taka dekoracja podobała mi się najbardziej, bo i było to coś innego, oryginalnego, a można też to rozdać dziewczynom  na wyjście w formie prezentu i pamiątki ;).




PREZENTY
Kwestia indywidualna albo kwestia grupowa, jak kto woli. Oba sposoby mają swoje zalety, czasem ciężko jest się dogadać, ale i wtedy można kupić coś konkretnego. Można pomyśleć o prezentach dla dziecka, o czymś dla mamy albo przyszłych rodziców; gadżety, dodatki, pieluchy, ciuszki, kosmetyki albo jakieś inne rzeczy, o których istnieniu, nie mam nawet pojęcia, a tym bardziej o tym, jak się ich używa.
Moje propozycje? Mata edukacyjna, kura do karmienia, zestaw do łóżeczka, kosmetyki, voucher do kosmetyczki, do spa, elektroniczna niania, misie szumisie... jest ogromny wybór!
Ale na wszystko trzeba uważać i podpytać, bo dużo rzeczy się dostaje od rodziny, a wiadomo dzieci szybko ze wszystkiego wyrastają, więc większość z nich nawet nie zdąży się zużyć.



Organizowałyście kiedyś baby shower? A może same miałyście swoją własną bociankową imprezę? Dajcie znać, jak było! :)


MediHeal, czyli maseczki z niesamowitą mocą

04 marca 2019



Dzień dobry! Nowy tydzień, nowy miesiąc, nic nowego się nie zmienia, a jednak! Ja już czuję na maksa wiosnę w powietrzu i cieszę się niesamowicie, nawet mnie jakoś bardzo nie przewiewa, jak wyjdę na szybko do sklepu nieubrana, rewelacja! Kto czytał ostatni wpis to zauważyliście, że w końcu zaczęłam zużywać maski, a to wiąże się z recenzjami i wpisami zbiorczymi, ale krótkimi, bo tak naprawdę maski w płachcie są jednokrotnego użytku, więc są to opinie dosyć powierzchowne, ale i tak pomocne, bo przy okazji masek pierwsze wrażenie decyduje o tym, czy kupimy je ponownie.
No to siup z MediHeal!

N.M.F AQUARING AMPOULE MASK EX.
N.M.F maska ampułka nawilżająco wygładzająca

Maska ma za zadanie intensywnie pielęgnować dojrzałą, wysuszoną skórę, nadać efekt silnego nawilżenia i wygładzenia. Zawiera naturalny czynnik N.M.F (natural moisturizing factor), hialuronian sodu, ceramidy, allantoina i trehaloza.

Skład: Water, Glycereth-26, PEG/PPG-17/6 Copolymer, Glycerin, Sodium Hyaluronate, 1,2 Hexanediol, Hydroxyethyl Urea, Rosa Centifolia Flower Water, Fomes Officinalis Extract, Hamamelis Virginiana Water, Prunus Amygdalus Dulcis Seed Extract, Glutamine, Glutamic Acid, Arginine, Alanine, Phenylalanine, Proline, Portulaca Oleracea Extract, Hydrolyzed Collagen, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Beta-Glucan, Xanthan Gum, Butylene Glycol, Boswellia Serrata Resin Extract, Salix Alba Bark Extract, Panthenol, Trehalose, Betaine, Carbomer, Allantoin, Polysorbate 80, Adenosine, Disodium EDTA, Tocopheryl Acetate, Fragrance, Polyglutamic Acid.

Ta maska była moim pierwszym zetknięciem się z marką MediHeal. I od samego początku byłam zachwycona. Płachta jest bardzo nasiąknięta produktem, ale nie kapało z niej ani nic nie spływało. Dało się czuć bombę maseczkową na twarzy,że działa i wnika w głąb skóry. Poza tym, zapach - rewelacja. Bardzo kwiatowy, kobiecy i kosmetyczny, ale ładny. Jeśli chodzi o jej działanie to jak najbardziej na plus. Nie mam ogromnych problemów z suchością czy odwodnieniem skóry, ale dało się odczuć natychmiastowe nawilżenie i odżywienie. Maska sprawiła,że cera od razu zaczęła wyglądać zdrowo,promiennie i była bardzo gładka w dotyku. Bardzo chętnie będę do niej wracać, bo skóra aż odżywa. Jak najbardziej maska jest godna polecenia!


W.H.P WHITE HYDRATING BLACK MASK EX.
Czarna Maska wybielająca W.H.P EX.

Maska ma za zadanie poprawić poziom nawilżenia w skórze, zmienić odwodnioną skórę w skórę nawilżoną i pełną blasku. Zawiera niacynę, arbutynę i ekstrakt z jagód acai, które działają tonizująco. Ceramidy wodne wybielają skórę. Maska pozostawia skórę jedwabiście gładką.

Skład: Water, Propylene Glycol, Niacinamide, Glycerin, Dipropylene Glycol, Bis-PEG-18 Methyl Ether Dimethyl Silane, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Hyaluronate, Allantoin, Euterpe Oleracea Fruit Extract, Dipotassium Glycyrrhizate, Xylitylglucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Glucose, Mentha Piperita Extract, Trehalose, Charcoal Powder, Disodium EDTA, Arginine, Carbomer, Hydroxyethylcellulose, Zanthoxylum Piperitum Fruit Extract, Usnea Barbata Extract, 1,2 Hexanediol, Fragrance.

Od początku zastanawiałam się, że jak to... czarna maska, czarna płachta, a efekt z kolei wybielający? Czegoś takiego jeszcze nie miałam. Ale od początku! Muszę przyznać, że maska była na maksa nasiąknięta produktem, a poza tym wielki plus za płachtę. Tak idealnie przylegała do twarzy, jak nigdy żadna inna. Idealnie! A z tym akurat często mam problemy. Zapach mnie nie powalił, a nawet lekko odstraszył. Bardzo kojarzył mi się z witaminą C, rutinoscorbinem, ale takim przesadzonym i za mocnym. Na szczęście szybko przestałam to czuć.
Po ściągnięciu twarz była w genialnym stanie. Cudownie nawilżona, odżywiona, gładka i miękka w dotyku, a nawet da się zauważyć lekki efekt wybielający, jakiekolwiek przebarwienia zostały rozjaśnione, więc dla mnie maska byłaby idealna przed ważniejszą imprezą. Zapewne przy regularnym stosowaniu byłby to mocniejszy efekt i skóra mogłaby zostać na stałe rozjaśniona. Ja nie mam takich problemów ze skórą, więc mi raz na jakiś czas wystarczy. Ale znowu, jestem zachwycona!
Poza tym, czarna maska była tak rewelacyjnym gadżetem, że śmiałam się, że mogę iść i napaść na bank. Oczywiście tego nie zrobiłam! ;D

MASK DRESS; 
DRESS CODE VIOLET

Po pierwsze, maska działa tonizująco, czyli przywraca skórze naturalne pH, poza tym rozjaśnia postarzałą skórę, a także regeneruje ją. Przy okazji, posiada fantazyjny i karnawałowy wzór. Zawiera: witaminę E, panthenol, trehalozę, sok z aloesu, ekstrakt z opuncji figowej, wyciąg z borówki, z owocu acai, z oczaru wirginijskiego, z owoców granatu, ekstrakt z jagód camu camu, hialurnian sodu i hydrolizowany kolagen.

Skład: Water, Glycerin, Butylene Glycol, Sodium Hyaluronate, Hydrolyzed Collagen, Xanthan Gum, Carbomer, Tocopheryl Acetate, Disodium EDTA, Panthenol, Trehalose, Betaine, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Olea Europaea Fruit Extract, Opuntia Ficus-Indica Extract, Cavvinium Angustifolium Fruit Extract, Euterpe Oleracea Fruit Extract, Lavandula Angustifolia Flower Water, Hamamelis Virginiana Extract, Myrciaria Dubia Fruit Extract, Morinda Citrifolia Extract, Punica Granatum Fruit Extract, Ficus Carica Fruit Extract, Morus Alba Fruit Extract, Ginkgo Biloba Nut Extract, Methylparaben, Portulaca Oleracea Extract, Beta-Glucan, Allantoin, Triethanolamine, Polysorbate 80, Adenosine, Fragrance. 

Tę maskę trzymałam u siebie bardzo długo. Miałam w planach nałożyć ją przed konferencją Meet Beauty. Ale skoro została niestety odwołana to stwierdziłam, że czas poprawić sobie humor i jej użyć! Powiem Wam, że po pierwsze maska robi rewelacyjne wrażenie, ta karnawałowa maska jest rewelacyjna i wydaje mi się, że sprawdziłaby się genialnie na jakimś babskim beauty evening! Mimo wszystko maska pachnie najsłabiej z całej trójki. Zapach jest bardzo sztuczny, cytrusowy i nie, nie pasuje mi. Na szczęście, jak trzymam maskę na twarzy to zapach mi jakoś nie przeszkadza i o dziwo w ogóle go nie czuję.
Jeśli chodzi o działanie to było okej. Moja skóra po tej masce była nawet nawilżona, ale nie przetłuszczona, uspokojona, a przy okazji zmatowiona i jej koloryt został wyrównany. Ale jednak. czuję jakiś niedosyt, coś tutaj nie tak i czegoś mi tu za mało. A szkoda, bo wygląda cudownie.


Ogólnie ja z masek jestem zadowolona. Mają super wygląd i jest ich cała masa rożnych do wyboru -  jest rewelacyjne, bo każdy znajdzie coś dla siebie. Mimo wszystko ich największą wadą jest cena i dostępność. No jeśli mam używać jakiejś maski 2-3 razy w tygodniu to niestety trochę słabo wydawać ok. dychy za jedną. Z kolei, dostępne są jedynie w Hebe, a nie jest to aż tak popularna drogeria niestety. Ale i tak uważam, że od czasu do czasu, czy na jakąś fancy okazję, maski są idealne.


Denko, luty 2019r.

01 marca 2019



Hej, hej! Dzisiaj kolejne denko, i to właśnie wpisy denkowe uświadamiają mi, jak szybko leci czas, to w sumie jedyna taka seria na blogu, która pojawia się regularnie i pokazuje mi, że 'Heeej, już dwa miesiące minęły, a Ty dalej piszesz 2018r. zamiast 2019'. Standard, haha. Ale przechodzimy do denka; tym razem widać, że w końcu wzięłam się za maski i tu się jaram bo z tym zawsze mam największy problem, ale powiedziałam sobie, że jak tylko mam wolny wieczór, to wjeżdża maska, bo w końcu trzeba o siebie zadbać i to się sprawdza - mam też nadzieję, że jestem trochę piękniejsza haha. Poza tym, zobaczycie tu aż trzy korektory. Akurat mam tak, że potrafię na raz używać kilka, więc w tym miesiącu zużyłam wszystkie!.
No to do dzieła!


Standardowo w denku nie mogło zabraknąć Be Beauty, płatków kosmetycznych i Facelle, chusteczek nawilżających  do higieny intymnej, to jest już mój standard i nie wyobrażam sobie nie mieć jakichkolwiek zapasów w domu. Zawsze mam w zanadrzu po kilka opakowań i naprawdę, na maksa je wszystkim polecam! Poza tym, wiecie, że Schwarzkopf, Gliss Kur, fiber therapy, ekspresowa odżywka regeneracyjna w sprayu jest moim numerem 1. Ostatnio w tesco trafiłam na promocję za 4zł, więc trochę nakupiłam, ale są świetne i odżywiają włosy zawsze i z nimi się nie rozstaję. Tak samo jest z Ziaja, liście manuka, tonikiem zwężającym pory na dzień i na noc, ostatnio natknęłam się na małą nagonkę na Ziaję ze względu na składy, mnie to nie interere, bo te produkty naprawdę sprawiają, że moja cera wygląda bardzo w porządku! Poza tym, powróciłam do mojej wielkiej włosowej miłości, czyli Equilibra, nawilżający szamponu aloesowego, który idealnie nawilża i oczyszcza włosy, a przy okazji aloes w nim zawarty sprawia, że moje włosy rosną, jak szalone. No i po wypróbowaniu kilku innych korektorów z podkulonym ogonem wróciłam do Catrice, high coverage, Liquid Camouflage. Nie ma nic innego tak idealnie jasnego, tak idealnie kryjącego, tak trwałego, i tak świetnego pod wieloma względami. 


  • Nivea, hairrmilk natural shine, szampon pielęgnnujący; proteiny mleka i jedwabiu - dla mnie szampon jest rewelacyjny, pod warunkiem że używamy go od czasu do czasu. Często stosowany sprawiał, że moje włosy były przyklapnięte. Z kolei stosowany z umieram pielęgnuje włosy tak, jak powinien, świetnie też się sprawdzał na basenie, kiedy włos zmęczone chlorem dostają szybka nawilżającą ulgę. Ja polecam, ale przestrzegam, że nie powinno się go używać w nadmiarze.
  • Yves Rocher, peelingujący żel pod prysznic i do kąpieli, złota herbata - matko, jak ja kocham ten zapach i już mi go brakuje. Gdybym mogła wykupiłabym wszystko z  tym zapachem i t na cały rok, nie tylko na zimę. Ten żele peelingujący stał się moim ulubieńcem. Co prawda nie miał za dużo drobinek w sobie, ale i tak po depilacji sprawdzał się świetnie,bo był delikatny,ale i wygładzał skórę. Nie wysuszał, nie podrażniał, a i przy okazji lekko nawilżał skórę.
  • O2 Skin, rozświetlający krem - żel pod oczy - krem naprawdę poprawił stan mojej skóry wokół oczu. Mimo że były chwile, że trochę mnie podrażniał i momentami nie mogłam wytrzymać, a opakowanie trafiło mi się tak felerne, że pompka była do niczego, to działanie wszystko wynagradza i ja byłam mega zadowolona.
  • Lirene, city matt, mineralny puder matujący - wróciłam do tego pudru po kilku latach, kiedyś go uwielbiam i używałam prawie cały czas,a potem wiadomo - trafiałam na inne nowości. Idealnie matuje, ale ma też w sobie trochę drobinek rozświetlających, które w słońcu mogą wyglądać, jak brokat, więc na to musicie uważać, ale dla mnie i tak jest rewelacyjny. Idealnie się sprawdza, wygodnie się nakłada, nie ściera się i wsio!
  • Long4Lashes, serum do rzęs - rzęsy urosły i to dużo, więc chyba nie mam, co tu więcej mówić. Odżywka mnie nie podrażniła, nie spowodowała żadnych innych dolegliwości, a czasami zdarzało mi się trochę niepoprawnie jej użyć, ale mega. Teraz daję odpocząć rzęsom, a niedługo na pewno do niej wrócę.
  • Yves Rocher, intensywnie nawilżające mleczko do ciała z wyciągiem z aloesu - i to mleczko okazało się być naprawdę petardą, rzadka konsystencja, ale bardzo wydajne i niewiele potrzeba do wysmarowania się. Poza tym, zapach obłędny, za aloesem nie przepadam, ale ta mieszanka wyszła im naprawdę cudownie! Sztos. No i działanie; nawilża, odżywia i sprawia, że skóra jest miękka i gładka w dotyku. Bardzo na tak!


  • Le Petit Marseillais, żel pod prysznic, czerwona pomarańcza i szafran - żel, jak żel. Ogólnie spoko właściwości, nie wysusza i nie podrażnia, dosyć intensywnie pachnie, ale jednak sam zapach nie do końca przekonujący.
  • Yves Rocher, żel pod prysznic i do kąpieli, czerwone jabłuszko - średni, bo zapach średni. Jakoś bez szału i mnie nie porwał. Fajnie się pienił, dobrze mył, lekko nawilżał, ale jednak dla mnie żel ma przede wszystkim pachnieć tak, żeby mi się chciało myć, a tu nie byłam zadowolona.
  • Nivea, double effect, anty-perspirant - i tu znowu nie mam za bardzo, co mówić. Zapach ładny, kulka ostatnio jest da mnie dużo wygodniejsza niż aerozol, wchłaniał się też w miarę szybko, nie plamił ubrań, ale nie wzdycham do niego i jakoś ciągnie mnie z ciekawości do innych.
  • Dermacol, hyluron therapy 3D, wypełniający krem przeciwzmarszczkowy pod oczu i wokół ust - ten krem był używany przez moją siostrę, która skupiała się głównie w okolicach ust. ogólnie właściwości ma fajne, ładny zapach, bardzo fajna konsystencja, szybko się wchlaniał, ale jakichś większych efektów niestety nie było.


  • Schwarzkopf, beology, wygładzająca odżywka z ekstraktem z głębin mórz i brunatną algą - wszystko niestety na nie. Zapach, konsystencja i totalny brak efektów.
  • Syoss, keratn heat, termoochronny spray - kolejna rzecz taka nijaka. Niby taki produkt zawsze zapewni nam jakąś ochronę i coś pomoże, ale nie ma efektu wow, Brak wygładzenia, brak blasku.
  • Miss Sporty,  perfect stay, korektor pod oczy - kolor był bardzo fajny, jasny i ładnie rozświetlał cerę, ale nie było jakichś spektakularnych efektów i nie wyglądał jakoś hiper pięknie po krótkim czasie. Dodatkowo nie był też treściwy, tylko rzadki i potrzebowałam dużo więcej nałożyć, żeby coś z tego było.
  • Rimmel, wake me up, rozświetlający korektor - tutaj w sumie się zawiodłam, każdy jest zachwycony podkładem z serii wake me up i myślałam, że w takim razie korektor też powinien być wow, ale niestety najjaśniejszy kolor okazał się i tak zbyt ciemny dla mnie, i trochę za bardzo pomarańczowy.  Ten był już bardziej treściwy, ale kolor na starcie przegrał.


  • Lirene, stop pękającym piętom, krem do stóp 5w1 - wiecie, że ja nie znoszę dbać o stopy i zawsze budzę się, kiedy jest już za późno, no trudno. Ta maska jest spoko właśnie na takie kiedy jest za późno, tubka wystarczyła mi na w sumie kilkanaście nawet użyć, a zazwyczaj nakładam go pod bawełniane skarpetki. I następnego dnia stopy są w dobrym stanie, są miękkie, nie ma popękanych pięt i w momencie, kiedy ja go używałam raz na 2-3 tygodnie, to byłam zadowolona i efekty się długo utrzymywały. Gdybym używała go regularnie co najmniej 2 razy w tygodniu to wtedy byłby efekt zdumiewający ;).
  • A'pieu, nawilżająco-ujędrniająca maseczka na bazie miodu Canola do skóry dojrzałej - maska jest cudowna, mimo że nie mam dojrzałej skóry, ale to jak mnie nawilżyła to był szał. Zapewne działanie zostało wzmocnione przez fakt, że użyłam jej w wannie, więc maska miała podwójne doładowanie. Ale działanie było genialne, zapach też był ładny, fakt faktem płachta na moją twarz była zdecydowanie za duża, ale ogólnie jestem zadowolona, chętnie bym wypróbowała innych.
  • Selfie Project, maska nawilżająca na tkaninie, #luckyseal - kolejna maska nawilżająca, tym razem byłam 'foką', mam nadzieję, że słodką haha, ale na pewno śmieszną. Maska nawilżała, ładnie pachniała, te z Selfie Project też całkiem dobrze przylegają do twarzy, a t jest dla mnie ważne. A ich dużym plusem jest to, że są łatwo dostępne i są tanie, często na promocji, więc to już bardzo na plus.
  • MediHeal, W.H.P czarna maska nawilżając-wybielająca - o ta maska była rewelacyjna, pierwszy raz miałam czarną płachtę i wyglądałam, jakbym miała napaść na bank, ale to było fajne i coś innego! Mimo wszystko nie ma lepiej przylegających masek niż te od MediHeal. Maska cudownie nawilżyła skórę i sprawiła, że jej koloryt został idealnie wyrównany, a i przebarwienia zostały lekko rozjaśnione, więc sztos.
  • MediHeal, dress code violet, maska karnawałowa tonizująco-regenerująca - maska robi wrażenie głównie wizualne, i to jest chyba jej największy atut, ta wersja miała dziwny zapach, który nie do końca mi podszedł. Działanie nawilżające ma, skóra też została lekko uspokojona, ale jakoś czuję niedosyt niestety. Mam wrażenie, że jest to typowy przerost formy nad treścią.


Nie uzbierało się tego jakoś bardzo dużo, ale cieszę się, że zaczęłam używać masek, zużyłam korektory. Co prawda trochę też kupiłam w tym miesiącu, ale jakoś bez większych szaleństw - same najpotrzebniejsze rzeczy [jak zawsze]. Dajcie znać, jak wasze zużyci w tym miesiącu!