Cześć! Na insta wspominałam już nie raz, że chciałabym w końcu napisać swoją własną Włosową Historię. Trochę żałuję, że tyle z tym zwlekałam, bo teraz po prawie 27 latach mam zdecydowanie, co opisywać, a jest tego tak sporo, że ilość i długość wpisu mnie przeraża. Dlatego jeżeli ktoś z Was chce przeczytać całość to zróbcie sobie spory ubek herbaty/kawy, a jeżeli chcecie tylko przejrzeć zdjęcia to wystarczy szklanka wody:D. Zaczęłam farbować włosy jakoś w liceum, wcześniej była wielka zabawa z szamponetkami. Poza tym, jako dzieciak miałam proste włosy i marzyłam o kręconych. Psikus, bo moje prośby zostały wysłuchane i nagle włosy pod koniec podstawówki zaczęły mi się kręcić. Miałam, co chciałam, więc narzekałam dalej - nie było wyjścia trzeba było kupić prostownicę i wtedy się zaczęło... Ale w miarę od początku!
Patrząc na zdjęcia, jako mały brzdąc miałam od początku w miarę sporo o dziwo włosów (!). Ciężko mi określić ich kolor, ale były jasne - zazwyczaj określane jako mysi blond. Coś tam może lekko się kręciły, ale tylko na końcówkach. Standardowo włosy obcinała mi mama i musiałam mieć grzywkę ściętą na prosto. Myślę, że taka sytuacja spokojnie utrzymywała się przez większość podstawówki. Włosy rosły po swojemu, mama ścinała po swojemu 'na faraona', standardowe mycie + spanie w mokrych włosach. Wtedy to był standard. Włosy zawsze miałam krótkie, lekko za ramiona to był maks. Po pierwszej komunii nawet nie miałam co ścinać. Nagle zbuntowałam się i sama zaczęłam zapuszczać włosy, tak samo pozbyłam się grzywki. Przez większość czasu chodziłam w związanych włosach i nawet nie wiem, kiedy włosy zaczęły się kręcić i puszyć.
Ja wiem, niektóre zdjęcia są na maksa nietwarzowe, ale to są jedne z pierwszych zdjęć, kiedy włosy dostały szału. To po lewej to z Łeby z kolonii, a po prawej to tak wyglądałam większość czasu. Związywałam włosy w dwa kucyki, które ze względu na kręcenie się były puchate. Nikt nie wiedział nic o pielęgnacji kręconych włosów, więc czesałam je normalnie, a to sprawiało, że był dramat.
Na obozie sportowym przed gimnazjum koleżanka pierwszy raz wyprostowała mi włosy. I to był szał ciał. Włosy były dłuższe, fajniejsze, okiełznane i ułożone!
GIMNAZJUM
I tutaj się zaczęło. Początkowo chodziłam do szkoły w kucykach, ale potem wzięłam się za prostownicę, zaczęłam chodzić do fryzjera i zapuszczać włosy. Mimo że były to czasy świetności mojego photobloga to niestety (raczej stety) nie mam zdjęć z tego okresu. To co miałam na komputerze zaginęło, a photobloga usunęłam. Ale włosy były co mycie prostowane, zapuszczałam, jak szalona chociaż i tak nigdy nie umiałam dojść do super długości, bo włosy się wykruszały, a ja nie używałam na nie praktycznie niczego. Kminiłam wtedy, że włosy mi nie rosną, a przy okazji ktoś mnie oświecił,że rosną,ale się niszczą i wykruszają. Zastanawiam się, czy w ogóle jakiejś odżywki używałam. Wtedy zafarbowałam też włosy szamponetką. Uwierzcie lub nie, ale pierwszą trzymałam na włosach do kilku godzin. Poważnie! Włosy wyszły rude i były fatalne. Następnie zapragnęłam mieć czarne włosy z pięknym granatowym połyskiem, o dziwo włosy wyszły szare i zarazem kolorowe, bo szary odcień odbijał dosłownie każdy kolor jaki znajdował się w pobliżu - porażka. Żałuję, że nie mam w ogóle zdjęć, bo to byłoby coś.
LICEUM
Jakoś w połowie I liceum poszłam z mamą do fryzjera i wybłagałam (!) pofarbowanie włosów. Potrzebowałam zmian, więc dostałam ciemne, czekoladowe włosy. Byłam zachwycona. Włosy początkowo były farbowane tonerem, więc aż tak się dodatkowo nie niszczyły. Początkowo nie kombinowałam, włosy były ciemne, dodałam jedno czerwone pasemko z boku. Zmiany w kolorze wynikały z odwlekania wizyt u fryzjera. Pasemko wypłukiwało się do bladego różu, a potem brzydkiego odcienia żółtego, ale who cares? To był czad. Kombinowałam i miałam czerwone pasemko na grzywce,potem jakieś niebieskie, pomarańczowe, why not? Uwielbiałam się w ciemnych włosach, od razu poczułam się inaczej i lepiej. Niestety włosy katowałam prostownicą, więc na niektórych zdjęciach widzicie, że włosy były po prostu zmęczone i jak ja to często nazywałam 'smutne', więc trochę zaczęłam kombinować i o nie dbać,ale i tak ograniczyłam się do podstawowej pielęgnacji.
Po jakimś czasie przestałam używać prostownicy po każdym myciu i co jakiś czas zostawiałam kręcone. Początkowo rzadziej, potem trochę częściej. Nie odstawiłam prostowania kompletnie, ale cieszyłam się, że daję włosom chwile odpocząć, bo włosy już wtedy były w słabym stanie. Wykruszały się, więc nie byłam w stanie ich zapuścić, a końcówki były strasznie zniszczone. Były dłuższe niż kiedyś, ale marzyłam o długich włosach co najmniej do pasa. Prostowane raz na jakiś czas układały się genialnie i na szczęście trochę odżyły i powoli stawały się coraz fajniejsze. A loki jak widzicie na zdjęciu były nijakie, nie były w ogóle zdefiniowane, ale coś tam się falowało i wywijało.
STUDIA
Przed samymi studiami założyłam bloga. Na studiach początkowo też chodziłam w prostych włosach. Nowe otoczenie, nowi ludzie, a ja pewna siebie czułam się dopiero w prostych, więc początkowo było regularne prostowanie i zaczęłam kombinować z kolorem. Za każdym razem jak wychodziłam od fryzjera to kończyłam z innym odcieniem, a to poświata bordowa, fioletowa, zwykły brąz, albo coś tam innego - zależy co wyszło, ale mega mi to odpowiadało, bo nie lubiłam mieć jednego koloru cały czas. Zdarzyło się, że zrobiłam sobie grzywkę. Jak zobaczycie po zdjęciach, to głównie kręciło się wokół rudego.
W pewnym momencie było mi strasznie żal tych włosów i stwierdziłam, że okej, koniec z prostownicą, czas na regenerację. Na szczęście poznałam dużo blogerek, a kilka koleżanek zaczęło się interesować pielęgnacją włosów, więc było wsparcie. Miałam taki okres, że prostowałam włosy tylko i wyłącznie na jakieś okazje, imprezy itp. Udało mi się o nie zadbać tak, że były całkiem zdrowe, niezniszczone, a poza tym kręciły się jak szalone, a ja nawet nie musiałam za bardzo używać żadnych stylizatorów. Od czasu do czasu, sięgałam po Tigi. i włosy wtedy dostawały pięknego, mocnego skrętu. Włosy nie tylko były zdrowsze, ale zgęstniały, było ich więcej. Jak widzicie nie były jakoś mega dłuższe, miały też swoje gorsze dni. A te rozjaśnione marchewkowe włosy uwielbiałam, mimo że był to efekt niechodzenia do fryzjera przez dłuższy czas.
Zazwyczaj po fryzjerze kończyłam z ciemnymi włosami, a potem jakoś się do niego nie spieszyłam i zawsze kończyłam z mega rudymi i jasnymi włosami. Ale jak pisałam, nie przeszkadzało mi to. Ale podobały mi się te kręcone włosy i dość często w takich chodziłam. Na pewno olejowałam wtedy włosy, używałam tysiąca masek, odżywek, serum itp. żeby włosy się zregenerowały. Poza tym, cały czas walczyłam o ich długość, ale wtedy ze średnim skutkiem.
O włosy bardzo dbałam, bo nagle mi się odwidziało i zaczęłam znowu je prostować. A jarałam się, że doprowadziłam je do fajnego stanu i nie chciałam tego zepsuć prostowaniem. Ale, że to był dość ciężki czas, a ja miałam zwroty akcji każdego dnia, to jednak proste włosy dawały mi większej pewności siebie i dlatego na nie się decydowałam. Zdjęcia są ułożone mniej więcej chronologicznie, dlatego wiem, co kiedy i jak. O dziwo w drugiej części roku zaczęły szybciej rosnąć i różnica była dość zauważalna.
Robię rok po roku, bo jak widzicie u mnie włosy zmieniały się co chwilę, ale akurat 2014/2015 wyglądały dosyć podobnie,mim że każde zdjęcie pokazuje trochę co innego. To był dobry czas dla włosów, wtedy kręciły się cudownie. Fakt faktem, nie miałam pojęcia o pielęgnacji, równowadze PEH ani nic takiego, ale jakoś tak wychodziło, że skręt miałam genialny. Raz lepszy, raz gorszy zależy jak wyszło, ale było spoko. A włosy rosły i to szybko, zapewne dzięki suplementom i aloesowi! Prostowanie zostawiałam głównie fryzjerce, a ja latałam w kręconych. A i jak widzicie na jednym zdjęciu miałam bordowo, fioletowo, burgundowe nie do zidentyfikowani włosy, ale takie efekty cieszyły mnie najbardziej. Ale jakoś pod koniec 2015 roku włosy były tak długie, że skręt się rozluźnił prawdopodobnie pod wpływem ciężkości i muszę przyznać, że jak patrzę na to to średnio mi się to podoba. Możliwe,że odpuściłam wtedy z pielęgnacją,bo co więcej miałam robić. Włosów nie prostowałam, nie suszyłam, rosły, więc się nudziłam dbaniem. Poza tym, wiem że na każdym zdjęciu potrafię wyglądać inaczej.
PO STUDIACH
Z 2016 roku nie wiem gdzie są zdjęcia. Obroniłam wtedy magistra, zaczęłam studia podyplomowe, zaczęłam też pracę w Lublinie, a zdjęcia pewnie zostały na starym telefonie albo nie wiem. Na pewno dbałam o włosy, były już tak długie, że kręciły mi się tylko końcówki i nic nie musiałam z nimi robić, a wyglądały ekstra! Potem wszystko trafił szlag jednym rozjaśnianiem.
Nie mam za wielu zdjęć z tego pierwszego rozjaśniania, było ono dosyć delikatne, kilka refleksów, ale różnica na włosach była spora - ja widziałam haha. Twarz była rozjaśniona, wszystko było takie inne. Jak widzicie ja wtedy durna zaczęłam je kręcić, bo super wyglądał na nich blond refleks. I mimo, że włosy były długie i osiągnęłam mniej więcej co chciałam, to rozjaśnianie wszystko zepsuło. Nic nie pomagało, żaden olej, żadne maski nic, ale ja też pamiętam, że nie robiłam tego dość regularnie. Nie miałam czasu na olejowanie i trzymanie masek na głowie nawet pół godziny. Mam wrażenie, że wtedy robiłam coś 24/7 przez cały rok; praca, studia, korki, a wieczorami spotykałam się ze znajomymi. No i miałam za swoje, włosy się wykruszały, puszyły niemiłosiernie, nie chciały się kręcić, a wyprostowane wyglądały okropnie, jakby coś je poszarpało. No i trzeba było je ściąć już jakieś 3-4 miesiące później.
Wybaczcie za filtrowe zdjęcia, ale pamiętam, że po ścięciu i pofarbowaniu rozjaśnianych włosów byłam załamana. Włosy wyszły praktycznie czarne, były turbo krótkie i za bardzo nie miałam ochoty na zdjęcia. Teraz nie wierzę, że miałam tak krótkie włosy! A tu już trochę odrosły, ale i tak dla mnie to był dramat. Jako, że włosy były krótkie musiałam je prostować, bo kręcone były bardzo dupowate i nawet wtedy jakoś tak dziwnie się kręciły. Wtedy zawzięłam się ponownie. Aloes na włosy i skórę głowy, olejowałam włosy za każdym razem, stosowałam masę masek, odżywek i wszystkiego, żeby znowu udało mi się zapuścić włosy i wrócić do tego co było i się udało! W 4-5 miesięcy wyhodowałam spoko długość.
Pierwsze zdjęcie w czerwonej kiecce było robione na początku września, z kolei to w zielonej i białej koszuli jest z końca października. Jak na niecałe dwa miesiące to powiem Wam, że różnica jest szalona w długości. Ale to też przez keratynowe prostowanie włosów. Dlatego włosy też nie mają objętości, są oklapnięte, ale ja jestem w szoku jeśli chodzi o różnicę w długości i do teraz nie zdawałam sobie tego sprawy! Jak się chce to się da, a żeby nie było, włosy ścinałam regularnie co wizytę u fryzjera. Pod koniec 2017 roku miałam największy przewrót w życiu. Wyprowadziłam się z Lublina do domu i tak się stało, że zyskałam mnóstw wolnego czasu, więc dbałam o włosy bardzo, a keratyna mi w tym pomogła jeszcze bardziej. Oleje, aloes, suplementy i dbałam o siebie wewnętrznie i zewnętrznie. Dostałam drugie życie i powiem Wam, że chyba to szczęście na mnie tak wpłynęło, że i włosom się lepiej żyło.
Początkiem 2018 włosy były już długie, pewnie długość dorównywała temu co miałam rok wcześniej. Każdy mnie pytał, jak a ja nie mam pojęcia jak to się stało, że włosy rosły mi tak szybko, ale bardzo mnie to cieszyło. A jak już naprawiłam włosy to zaryzykowałam ponownie. Jednak rozjaśnianie bardzo mnie korciło, a jak już raz praktycznie straciłam przez to włosy, to czego by nie spróbować raz jeszcze?
Nie było to mocne rozjaśniane, ale było tego więcej jak za pierwszym razem. Keratyna uratowała włosy i nie miałam z nimi żadnego problemu. Może tylko to, że keratyna szybciej się wypłukiwała przez rozjaśnianie, ale to było niczym w porównaniu ogólnie do efektu. Włosy były zdrowe, miękkie, a ja się cieszyłam jaśniejszymi pasmami tak, jak chciałam. Nie zapomniałam o dbaniu o nie. Cały czas dawałam z siebie wszystko i smarowałam włosy wszystkim; aloes, olej, maski, sera - wiedziałam, że jak odpuszczę to wrócę do punktu wyjścia.
No i rozjaśniłam włosy raz jeszcze, tym razem również po keratynowym prostowaniu włosów, ale i na bajerę a'la ola-plex. Niestety nie mam pojęcia co to dokładnie było, ale miało uchronić moje włosy i tak też się stało. Włosy były w stanie genialnym, nic złego z nimi się nie działo mimo rozjaśniania, więc mogę się cieszyć bardzo jasnymi włosami! Nie musiałam ich prostować ani suszyć, ale za to zaczęłam od czasu do czasu kręcić, co by nudno nie było. Wiadomo na co dzień mi to nie przeszkadza, ale włosy są trochę oklapnięte po keratynie, a na imprezach wolałabym wyglądać trochę inaczej. Kręcenie sprawiało, że włosy dostawały objętości, a o to mi chodziło.
Dobiliśmy do tego roku. Na początku standardowo jeszcze jedno rozjaśnianie, ale nie korzystałam już z keratynowego prostowania. We wrześniu muszę mieć dość podatne włosy, a keratyna niestety sprawia, że włosy są śliskie i nic się nie da z nimi zrobić. Jak widzicie keratyna zaczęła się wypłukiwać. Włosy jak schły same to były napuszone i wyglądały trochę na zniszczone, na szczęście wyprostowane wracały do genialnego efektu Układały się bardzo ładnie, był sypkie i wydaje mi się, że dość zdrowe. Nauczyłam się tak suszyć włosy, żeby wyglądały one spoko i żebym nie musiała ich prostować i katować. Ciężko było mi sobie wyobrazić powrót do kręconych. W prostych mi wygodniej i lepiej się czuję, ale z ciekawości zostawiłam raz kręcone włosy, bez niczego i tak się skończyło, jak na ostatnich zdjęciach. Nie ma tragedii, skręt jest lekki, bardziej falowane i takie beach waves. Na pewno wyglądały lepiej niż suszone i niewyprostowane.
To są najbardziej aktualne zdjęcia i idealnie na nich widać, że wszystko zależało od humoru włosów; raz wystarczyło je wysuszyć, lekko podprostować, a włosy wyglądały bomba. Z kolei innym razem, nic im nie dawało. Wyglądały na mocno zniszczone i wykruszone, jakby znowu poszarpane. Bardzo działała na nie wilgoć i powiem wam, że teraz ten deszczowy moment był dla mnie bardzo ciężki. Przez keratynę zapomniałam, jak to jest męczyć się z puszącymi się włosami! Trafiał mnie szlag. A ostatnie dwa zdjęcia to już są moje naturalne włosy i w takich chyba będziecie mnie teraz spotykać najczęściej. Używam stylizatorów, myślę o równowadze PEH, dbam o nie tak samo, jak zawsze no i wspomagam się suplementami. Włosy są dłuższe i rozjaśnione, więc skręt nie jest tak mocny jak kiedyś, są lekko rozprostowane, ale myślę, że jeszcze keratyna się nie wypłukała do końca i przez to niektóre kosmyki są proste. Kolor też jest jaśniejszy niż kiedyś, ich stan jest chyba średni. Muszę koniecznie udać się do fryzjera na podcięcie i regenerację.
Jestem w szoku, co te włosy przeżyły!
Na chwile obecną nie wiem, co będzie z tymi włosami. Niby się cieszę, że są kręcone, ale jednak brakuje mi prostych włosów i tego, że nie muszę ich układać. Poza tym, rozjaśnianie bez keratyny da im w kość, więc też nie wiem, czy nie wrócić do ciemnych włosów albo nawet i do naturalnych na chwilę. Na razie do września nie mogę za bardzo kombinować, bo blondu jest tak dużo, że każdy kolor mi się szybko z niego wypłucze, ale stay tunned. Na pewno będę robić aktualizacje.
Dajcie znać, co myślicie i jakie włosy powinnam mieć!
LICEUM
Po jakimś czasie przestałam używać prostownicy po każdym myciu i co jakiś czas zostawiałam kręcone. Początkowo rzadziej, potem trochę częściej. Nie odstawiłam prostowania kompletnie, ale cieszyłam się, że daję włosom chwile odpocząć, bo włosy już wtedy były w słabym stanie. Wykruszały się, więc nie byłam w stanie ich zapuścić, a końcówki były strasznie zniszczone. Były dłuższe niż kiedyś, ale marzyłam o długich włosach co najmniej do pasa. Prostowane raz na jakiś czas układały się genialnie i na szczęście trochę odżyły i powoli stawały się coraz fajniejsze. A loki jak widzicie na zdjęciu były nijakie, nie były w ogóle zdefiniowane, ale coś tam się falowało i wywijało.
STUDIA
Przed samymi studiami założyłam bloga. Na studiach początkowo też chodziłam w prostych włosach. Nowe otoczenie, nowi ludzie, a ja pewna siebie czułam się dopiero w prostych, więc początkowo było regularne prostowanie i zaczęłam kombinować z kolorem. Za każdym razem jak wychodziłam od fryzjera to kończyłam z innym odcieniem, a to poświata bordowa, fioletowa, zwykły brąz, albo coś tam innego - zależy co wyszło, ale mega mi to odpowiadało, bo nie lubiłam mieć jednego koloru cały czas. Zdarzyło się, że zrobiłam sobie grzywkę. Jak zobaczycie po zdjęciach, to głównie kręciło się wokół rudego.
W pewnym momencie było mi strasznie żal tych włosów i stwierdziłam, że okej, koniec z prostownicą, czas na regenerację. Na szczęście poznałam dużo blogerek, a kilka koleżanek zaczęło się interesować pielęgnacją włosów, więc było wsparcie. Miałam taki okres, że prostowałam włosy tylko i wyłącznie na jakieś okazje, imprezy itp. Udało mi się o nie zadbać tak, że były całkiem zdrowe, niezniszczone, a poza tym kręciły się jak szalone, a ja nawet nie musiałam za bardzo używać żadnych stylizatorów. Od czasu do czasu, sięgałam po Tigi. i włosy wtedy dostawały pięknego, mocnego skrętu. Włosy nie tylko były zdrowsze, ale zgęstniały, było ich więcej. Jak widzicie nie były jakoś mega dłuższe, miały też swoje gorsze dni. A te rozjaśnione marchewkowe włosy uwielbiałam, mimo że był to efekt niechodzenia do fryzjera przez dłuższy czas.
Zazwyczaj po fryzjerze kończyłam z ciemnymi włosami, a potem jakoś się do niego nie spieszyłam i zawsze kończyłam z mega rudymi i jasnymi włosami. Ale jak pisałam, nie przeszkadzało mi to. Ale podobały mi się te kręcone włosy i dość często w takich chodziłam. Na pewno olejowałam wtedy włosy, używałam tysiąca masek, odżywek, serum itp. żeby włosy się zregenerowały. Poza tym, cały czas walczyłam o ich długość, ale wtedy ze średnim skutkiem.
O włosy bardzo dbałam, bo nagle mi się odwidziało i zaczęłam znowu je prostować. A jarałam się, że doprowadziłam je do fajnego stanu i nie chciałam tego zepsuć prostowaniem. Ale, że to był dość ciężki czas, a ja miałam zwroty akcji każdego dnia, to jednak proste włosy dawały mi większej pewności siebie i dlatego na nie się decydowałam. Zdjęcia są ułożone mniej więcej chronologicznie, dlatego wiem, co kiedy i jak. O dziwo w drugiej części roku zaczęły szybciej rosnąć i różnica była dość zauważalna.
Robię rok po roku, bo jak widzicie u mnie włosy zmieniały się co chwilę, ale akurat 2014/2015 wyglądały dosyć podobnie,mim że każde zdjęcie pokazuje trochę co innego. To był dobry czas dla włosów, wtedy kręciły się cudownie. Fakt faktem, nie miałam pojęcia o pielęgnacji, równowadze PEH ani nic takiego, ale jakoś tak wychodziło, że skręt miałam genialny. Raz lepszy, raz gorszy zależy jak wyszło, ale było spoko. A włosy rosły i to szybko, zapewne dzięki suplementom i aloesowi! Prostowanie zostawiałam głównie fryzjerce, a ja latałam w kręconych. A i jak widzicie na jednym zdjęciu miałam bordowo, fioletowo, burgundowe nie do zidentyfikowani włosy, ale takie efekty cieszyły mnie najbardziej. Ale jakoś pod koniec 2015 roku włosy były tak długie, że skręt się rozluźnił prawdopodobnie pod wpływem ciężkości i muszę przyznać, że jak patrzę na to to średnio mi się to podoba. Możliwe,że odpuściłam wtedy z pielęgnacją,bo co więcej miałam robić. Włosów nie prostowałam, nie suszyłam, rosły, więc się nudziłam dbaniem. Poza tym, wiem że na każdym zdjęciu potrafię wyglądać inaczej.
PO STUDIACH
Z 2016 roku nie wiem gdzie są zdjęcia. Obroniłam wtedy magistra, zaczęłam studia podyplomowe, zaczęłam też pracę w Lublinie, a zdjęcia pewnie zostały na starym telefonie albo nie wiem. Na pewno dbałam o włosy, były już tak długie, że kręciły mi się tylko końcówki i nic nie musiałam z nimi robić, a wyglądały ekstra! Potem wszystko trafił szlag jednym rozjaśnianiem.
Nie mam za wielu zdjęć z tego pierwszego rozjaśniania, było ono dosyć delikatne, kilka refleksów, ale różnica na włosach była spora - ja widziałam haha. Twarz była rozjaśniona, wszystko było takie inne. Jak widzicie ja wtedy durna zaczęłam je kręcić, bo super wyglądał na nich blond refleks. I mimo, że włosy były długie i osiągnęłam mniej więcej co chciałam, to rozjaśnianie wszystko zepsuło. Nic nie pomagało, żaden olej, żadne maski nic, ale ja też pamiętam, że nie robiłam tego dość regularnie. Nie miałam czasu na olejowanie i trzymanie masek na głowie nawet pół godziny. Mam wrażenie, że wtedy robiłam coś 24/7 przez cały rok; praca, studia, korki, a wieczorami spotykałam się ze znajomymi. No i miałam za swoje, włosy się wykruszały, puszyły niemiłosiernie, nie chciały się kręcić, a wyprostowane wyglądały okropnie, jakby coś je poszarpało. No i trzeba było je ściąć już jakieś 3-4 miesiące później.
Wybaczcie za filtrowe zdjęcia, ale pamiętam, że po ścięciu i pofarbowaniu rozjaśnianych włosów byłam załamana. Włosy wyszły praktycznie czarne, były turbo krótkie i za bardzo nie miałam ochoty na zdjęcia. Teraz nie wierzę, że miałam tak krótkie włosy! A tu już trochę odrosły, ale i tak dla mnie to był dramat. Jako, że włosy były krótkie musiałam je prostować, bo kręcone były bardzo dupowate i nawet wtedy jakoś tak dziwnie się kręciły. Wtedy zawzięłam się ponownie. Aloes na włosy i skórę głowy, olejowałam włosy za każdym razem, stosowałam masę masek, odżywek i wszystkiego, żeby znowu udało mi się zapuścić włosy i wrócić do tego co było i się udało! W 4-5 miesięcy wyhodowałam spoko długość.
Początkiem 2018 włosy były już długie, pewnie długość dorównywała temu co miałam rok wcześniej. Każdy mnie pytał, jak a ja nie mam pojęcia jak to się stało, że włosy rosły mi tak szybko, ale bardzo mnie to cieszyło. A jak już naprawiłam włosy to zaryzykowałam ponownie. Jednak rozjaśnianie bardzo mnie korciło, a jak już raz praktycznie straciłam przez to włosy, to czego by nie spróbować raz jeszcze?
Nie było to mocne rozjaśniane, ale było tego więcej jak za pierwszym razem. Keratyna uratowała włosy i nie miałam z nimi żadnego problemu. Może tylko to, że keratyna szybciej się wypłukiwała przez rozjaśnianie, ale to było niczym w porównaniu ogólnie do efektu. Włosy były zdrowe, miękkie, a ja się cieszyłam jaśniejszymi pasmami tak, jak chciałam. Nie zapomniałam o dbaniu o nie. Cały czas dawałam z siebie wszystko i smarowałam włosy wszystkim; aloes, olej, maski, sera - wiedziałam, że jak odpuszczę to wrócę do punktu wyjścia.
No i rozjaśniłam włosy raz jeszcze, tym razem również po keratynowym prostowaniu włosów, ale i na bajerę a'la ola-plex. Niestety nie mam pojęcia co to dokładnie było, ale miało uchronić moje włosy i tak też się stało. Włosy były w stanie genialnym, nic złego z nimi się nie działo mimo rozjaśniania, więc mogę się cieszyć bardzo jasnymi włosami! Nie musiałam ich prostować ani suszyć, ale za to zaczęłam od czasu do czasu kręcić, co by nudno nie było. Wiadomo na co dzień mi to nie przeszkadza, ale włosy są trochę oklapnięte po keratynie, a na imprezach wolałabym wyglądać trochę inaczej. Kręcenie sprawiało, że włosy dostawały objętości, a o to mi chodziło.
Dobiliśmy do tego roku. Na początku standardowo jeszcze jedno rozjaśnianie, ale nie korzystałam już z keratynowego prostowania. We wrześniu muszę mieć dość podatne włosy, a keratyna niestety sprawia, że włosy są śliskie i nic się nie da z nimi zrobić. Jak widzicie keratyna zaczęła się wypłukiwać. Włosy jak schły same to były napuszone i wyglądały trochę na zniszczone, na szczęście wyprostowane wracały do genialnego efektu Układały się bardzo ładnie, był sypkie i wydaje mi się, że dość zdrowe. Nauczyłam się tak suszyć włosy, żeby wyglądały one spoko i żebym nie musiała ich prostować i katować. Ciężko było mi sobie wyobrazić powrót do kręconych. W prostych mi wygodniej i lepiej się czuję, ale z ciekawości zostawiłam raz kręcone włosy, bez niczego i tak się skończyło, jak na ostatnich zdjęciach. Nie ma tragedii, skręt jest lekki, bardziej falowane i takie beach waves. Na pewno wyglądały lepiej niż suszone i niewyprostowane.
To są najbardziej aktualne zdjęcia i idealnie na nich widać, że wszystko zależało od humoru włosów; raz wystarczyło je wysuszyć, lekko podprostować, a włosy wyglądały bomba. Z kolei innym razem, nic im nie dawało. Wyglądały na mocno zniszczone i wykruszone, jakby znowu poszarpane. Bardzo działała na nie wilgoć i powiem wam, że teraz ten deszczowy moment był dla mnie bardzo ciężki. Przez keratynę zapomniałam, jak to jest męczyć się z puszącymi się włosami! Trafiał mnie szlag. A ostatnie dwa zdjęcia to już są moje naturalne włosy i w takich chyba będziecie mnie teraz spotykać najczęściej. Używam stylizatorów, myślę o równowadze PEH, dbam o nie tak samo, jak zawsze no i wspomagam się suplementami. Włosy są dłuższe i rozjaśnione, więc skręt nie jest tak mocny jak kiedyś, są lekko rozprostowane, ale myślę, że jeszcze keratyna się nie wypłukała do końca i przez to niektóre kosmyki są proste. Kolor też jest jaśniejszy niż kiedyś, ich stan jest chyba średni. Muszę koniecznie udać się do fryzjera na podcięcie i regenerację.
Jestem w szoku, co te włosy przeżyły!
Na chwile obecną nie wiem, co będzie z tymi włosami. Niby się cieszę, że są kręcone, ale jednak brakuje mi prostych włosów i tego, że nie muszę ich układać. Poza tym, rozjaśnianie bez keratyny da im w kość, więc też nie wiem, czy nie wrócić do ciemnych włosów albo nawet i do naturalnych na chwilę. Na razie do września nie mogę za bardzo kombinować, bo blondu jest tak dużo, że każdy kolor mi się szybko z niego wypłucze, ale stay tunned. Na pewno będę robić aktualizacje.
Dajcie znać, co myślicie i jakie włosy powinnam mieć!
Myślę, że w prostych wlosach wyglądasz lepiej. 😊
OdpowiedzUsuńO WOW! Ale dużo metamorfoz włosów :)
OdpowiedzUsuńUważam, że w każdej fryzurze wyglądałaś bardzo ładnie :) Jednak ten blond w 2019 roku prezentuje się wspaniale :)
Imponujące przemiany. A od 14 lat farnuje na czarno, lubię ten kolor więc nie przewiduje zmian :)
OdpowiedzUsuńPiekne wlosy i bardzo fajne zdjecia. Mnia bardzo podobaja sie krecone wlosy a moje sa proste jak druty hihihi ;)
OdpowiedzUsuńMoje włosy też dużo przeszły :D Od dobrych 7 lat je farbuję :D Z tego od 4 rozjaśniam :) Keratyna bardzo mi pomogła w zapuszczeniu włosów :)
OdpowiedzUsuńWOW! ile wcieleń, ja w zasadzie całe życie wygladam tak samo, z kolorem raz miałam tylko romans na ciemny braz i to był ogromny błąd. Na szczęscie to była henna i się zmyła
OdpowiedzUsuńAle świetny post! Z przyjemnością przeczytałam i pooglądałam zdjęcia:) Moim zdaniem najlepiej Ci obecnie, z 2018 także mi się Twoje włosy podobają. Zdecydowanie lepiej w wyprostowanych.
OdpowiedzUsuńJak widac działo się u Ciebie na głowie przez te wszystkie lata.
OdpowiedzUsuńZmiana koloru, keratynowe prostowanie, loczki-
no cóż jak wiadomo kobieta zmienną jest ...
Na mojej głowie też się zawsze sporo działo, dopiero ostatnio się uspokoiło;)
OdpowiedzUsuńBardzo ładne masz włosy. Podoba mi się i wersja prosta, i kręcona :) Moje są tak zniszczone, że chyba tylko radykalne ścięcie im posłuży. A na to nie jestem gotowa :/
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł na post i moim zdaniem pięknie Ci w tych włosach, które masz obecnie :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, pięknie wyglądasz w każdym kolorze włosów. Ja tak jak ty, miałam wiele kolorów na głowie. Jednak teraz postawiłam na naturalny kolor włosów (ciekawe ile wytrzymam hihi )
OdpowiedzUsuńSpora zmiana ;)
OdpowiedzUsuńmasz piękne kręcone włoski:) nie prostuj ich!
OdpowiedzUsuńJak ja lubię klimat zdjęc z kliszy :D
OdpowiedzUsuńJa również lubiłam eksperymentować z włosami haha :D Zaczęłam od końca gimnazjum i skończyłam na 3 klasie technikum :D jeśli chodzi o farbowanie oczywiście, teraz robię zawsze to samo. Pasemka i tyle :)
OdpowiedzUsuńMyśle ze Twoja ostatnia odsłona z 2019 roku jest najlepsza, we wszystkich Ci bardzo ładnie ale ja najbardziej Lubię właśnie takie odcienie blondu :)
Na prawdę masz o czym opowiadać w kwestii włosów :D Ja też miałam swego czasu fazę na kolorowe pasemka, chciałam całe włosy różowe ale mama mi nie pozwoliła xD Ładnie Ci i w prostych i w kręconych więc rzeczywiście wybór trudny ;)
OdpowiedzUsuńWow, niezła zmiana :D Aktualnie Twoje włosy podobają mi się najbardziej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Aleksandra
Świetnie wyglądasz w kręconych włosach :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całą historię!!!
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszej pielęgnacji włosów i przede wszystkim wytrwałości.
Ja ostatnio trochę zaniedbałam pielęgnację swoich ale mam zamiar to nadrobić :D
Ja to swoją włosową historię nie wspominam dobrze. Tyle wpadek zaliczyłam, że głowa mała. Dlatego teraz nie za bardzo lubię eksperymentować, a jak mam ochotę na jakąś zmianę, to zawsze dwa razy przemyślę sprawę. A co do koloru to zarówno w blondzie ładnie wyglądasz jak i w ciemniejszych włosach. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa tak samo jak Ty zaczełam farbować w 1 klasie liceum. Tez duzo eksperymentowałam ale tylko z kolorami, choć korciło mnie keratynowe prostowanie wlosów to nigdy jeszcze nie robiłam :D
OdpowiedzUsuńWow, widać jak się zmieniłaś. Świetny taki post :)
OdpowiedzUsuńświetny wpis! fajnie ogląda się takie zdjęcia :D
OdpowiedzUsuńKochana, mam włosy proste jak druty. Nawet jak je pokatuję lokówką czy papilotami, to one po zbyt krótkim czasie;) wracają do swojej prostej wersji. Więc ja na Twoje loki spoglądam z prawdziwą zazdrością;)
OdpowiedzUsuńA jakie włosy powinnaś mieć? Ano takie, w których czujesz się dobrze. Ja dzisiaj idę do fryzjera...czas odświeżyć i moją fryzurę!
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
A ja mam cały czas kręcone włosy, a chciałabym mieć proste :) Chociaż z biegiem czasu cieszę się, że potrafię je skręcić jak i wyprostować i wyglądają w dwóch wersjach genialnie :) Ja wolę blond zresztą sama na niego przeszłam z ciemnych włosów :)
OdpowiedzUsuńKurcze a myślałam że mojej włosowej historii nikt nie przebije ,aż trafiłam na Twój post 😉
OdpowiedzUsuńI w zasadzie widzę sporo podobieństw ,choć ja nie korzystałam z prostowania kreatyną ☺
Według mnie Twoja aktualna fryzurka jest najlepsza ☺
Pozdrawiam
Lili
Życie jest niesprawiedliwe! Bardzo często spotykam się z tym, że osoba, która ma kręcone włosy chce mieć proste i na odwrót. Śmiesznie :D
OdpowiedzUsuńPięknie teraz wyglądasz i loki Ci pasują!
ja mam kręcone włosy podobnie jak ty i zdecydowanie lepiej czuję się w prostych :(
OdpowiedzUsuń