Dzień dobry! Przyszedł czas na kolejną dawkę wiedzy o Kenii! Ostatnio pisałam Wam o ogólnych informacjach i dzisiaj będzie druga część również informacji ogólnych, które Was ciekawiły! I mega się ciesze, bo i mi się bardzo fajnie wraca do tych wspomnień z Afryki, a i za każdym razem przypominam sobie coraz to więcej rzeczy, więc będzie coraz ciekawiej.
Polecam również:
PIENIĄDZE i WALUTA
W Kenii obowiązują w sumie dwie waluty: szyling kenijski, a także dolar amerykański dla turystów. Warto wiedzieć, że płacenie w szylingach jest bardziej opłacalne niż w dolarach, co powinno być w sumie logiczne, ale jak ja zaczęłam przeliczać ceny, które podawali także w dolarach to różnica była dość spora. Warto mieć szylingi, bo i łatwiej będzie Wam wszędzie zapłacić, a jak coś to możecie wymieniać pieniądze w bankach, jak i na recepcji, ale tam oczywiście już mamy inny przelicznik.
Jeśli chodzi o dolary amerykańskie to po pierwsze muszą być jak najnowsze, nie starsze niż z 2009 r., starszych Kenijczycy nie uznają... Poza tym, polecam mieć banknoty minimum 5 dolarowe, nie szukajcie 1-dolarówek, bo to jest bezsensu, mimo że każdy będzie Wam to w Polsce głównie w biurach podróży polecać. A dlaczego? Bo nie będą w stanie ich wymienić w banku na szylingi, jeden barman nam powiedział, że żeby wymienić 1 dolarówki musi ich mieć co najmniej kilkadziesiąt, co jest totalnie bezsensu, bo zanim oni tyle uzbierają to potrzeba naprawdę sporo czasu, a potrzebują pieniędzy najczęściej na wczoraj.
NAPIWKI
Przed wyjazdem w biurze podróży mówiono nam, że zostawianie napiwków jest bardzo popularne i że warto im zostawiać w pokojach, w restauracji czy przy barze, właśnie np. 1 dolara, co dla nas nie jest zbyt dużym kosztem, a dla nich to naprawdę sporo.
Z jednej strony, wcale nie jest to tak popularne, ja może widziałam ze 2 razy na cały wyjazd, jak ktoś zostawiał napiwek, chyba że ludzie robią to w tak elegancki sposób, że tego nie widać. Ale gdyby były rzeczywiście tak popularne, nie mieliby problemu z wymieniem ich w banku, więc byliśmy jednymi z nielicznych, którzy te napiwki zostawiali.
Z drugiej jednak strony, uważam, że te napiwki im się na maksa należą, osoby pracujące w hotelu robiły coś cały czas! Nie zobaczycie nikogo siedzącego na telefonie. Barmani, jak nie obsługują gości, to ogarniają bar, kroją owoce, myją i przynoszą szklanki, na restauracji kelnerzy cały czas sprzątają stoły, zbierają brudne naczynia i co chwilę pytają, czy nie potrzebujesz czegoś do picia. Nawet była jedna Pani odpowiedzialna za sprzątanie, która z mopem chodziła naprawdę cały czas, zawsze znalazła sobie miejsce, które mogłaby posprzątać - co dla mnie jest niesamowite. Poza tym, miłe jest to, że obsługa Cię zapamiętuje, wie, jakie drinki lubisz i czy do obiadu pijesz piwo czy sok. No i są niesamowicie mili, można z nimi pogadać o wszystkim, odpowiedzą na wszystkie możliwe pytania i jak to mówią 'When you're happy, I'm happy', są naprawdę kochani!
Przy okazji, zostawialiśmy też napiwki w pokoju za sprzątanie, bo ogarniają Ci pokój codziennie i raz przez przypadek zostawiłam starą 1 dolarówkę, której nasz room service nie wziął, bo była stara. Nawet nie wiecie, jak mi było z tym źle później.
CENY
O kupowaniu pamiątek jeszcze Wam napiszę, bo jest to zdecydowanie story of my life, w której naprawdę trochę się bałam. Aczkolwiek nie zdziwcie się, że w Kenii na straganach nic nie ma ceny. I możecie się pytać kilkanaście razy i tak Wam nikt nic nie powie. Dopiero jak wybierzecie wszystko, co Was interesuje, to dostaniecie jedną cenę za wszystko na raz od bossa. I to jest prawda, że dla nich biały człowiek jest bogaty. Początkowe ceny są z kosmosu, więc nie zdziwcie się i miejsce odwagę się targować.
Nie wiem, jak prezentują się ceny poza ośrodkiem, a w samym hotelu kupowaliśmy jedynie pocztówki i znaczki to tak normalnie, nie jako turbo drogo.
Wycieczki oferowane przez biuro, a także dodatkowe atrakcje są dość drogie, od chyba ok. 70$ za osobę np. za lekcję kitesurfingu, na co my też nie byliśmy przygotowani. Żałuję, że biuro podróży nas o tym nie uprzedziło, bo my o tym nie myśleliśmy, a jak zaczęli nam coś proponować to już nie było o czym gadać.
WIZA DO KENII
To jedyny wydatek, o którym wiedziałam, a bez niej do Kenii nie wejdziecie. Już w samolocie dostaliśmy dwa formularze/wnioski o wizę do uzupełnienia, które i tak nie były sprawdzane przez nikogo, a po wylądowaniu stało się w kolejce na lotnisku, zapłaciło się 50$ za osobę i tyle, więc nie spinajcie uzupełniając formularz.
JEDZENIE
Było dużo pytań o jedzenie, ale nie mam się za bardzo nad czym tutaj rozpisywać. Nasz hotel ma niemieckich właścicieli, więc jedzenie było bardzo europejskie i takie normalne. Poza tym, tam było prawie wszystko, a jedzenie było nie tylko w wersji szwedzkiego stołu, ale i była obsługa, która na bieżąco robiła posiłki na życzenie na ciepło.
Na śniadania można było dostać wszystko, kanapki, omlety, jajka na twardo, płatki na mleku, a także czasem naleśniki czy gofry itd.
Na obiad można było wybrać ziemniaki, frytki, czasem kurczaka, czasem rybę, zawsze był makaron (sos, składniki i dodatki wybieraliście sobie sami - był robiony na bieżąco) itp. Jeśli dobrze pamiętam to tylko raz trafiliśmy na owoce morza - kalmary, które były przepyszne. Tak to czasem mięso było w jakimś specyficznym ich sosie z dodatkiem mleczka kokosowego pewnie. Więc jeśli chodzi o jakieś ich jedzenie to na myśl przychodzi mi ten sos, to bo było coś innego, poza tym standardowe rzeczy. Co jakiś czas była nawet pizza, więc bez afrykańskich szaleństw.
Kolacja była dla mnie połączeniem śniadania i obiadu, zawsze makaron, jakieś frytki, ewentualnie jakieś rzeczy ze śniadania.
Nie jedliśmy nic co mogłoby być jakimś ich specyficznym jedzeniem czy daniem, było normalnie praktycznie jak w domu czy gdziekolwiek w Europie. Aczkolwiek, najlepiej wspominam owoce, to było najpyszniejsze na świeżcie - świeże, intensywne i po prostu pyszne. Dawno nie jadłam tak dobrego ananasa, a sok z marakui stał się moim ulubionym i niestety ciężko dostępnym w Polsce.
No to będzie na razie na tyle! Jeśli jeszcze chcecie coś wiedzieć to oczywiście dawajcie znać!