Dzień dobry, przyszedł czas na kolejny wpis z Kenii! Tym razem będę pisać o hotelu, czy go polecamy czy nie. Co było fajne, a co nie do końca i czy pojawiły się jakieś niechciane niespodzianki (tak! - na końcu). Na wstępie powiem Wam, że w naszym biurze podróży za bardzo nie mieliśmy wyboru w sumie z tego co pamiętam, przedstawiono nam chyba dwa hotele, ale ten, w którym byliśmy i tak został nam raczej narzucony. Hoteli na pewno było mnóstwo, bo ludzie z naszego lotu byli rozwożenia po kilkunastu różnych miejscach. I nie mam pojęcia, dlaczego my wylądowaliśmy akurat w tym, ale ogólnie nie narzekam.
Neptune Village Beach Resort znajdował się znajduję się około półtorej - dwóch godziny jazdy autokarem od stolicy Kenii, czyli Mombasy na Diani Beach. Było duszno, gorąco i mieliśmy przeprawę przez rzekę promem, która była najcięższa, ze względu na brak klimy, bo i silniki musiały być wyłączone.
Cechą charakterystyczną tego hotelu są domki, które mi przypominały wioskę smerfów. Każda taka chatka składała się z czterech pokoi z łazienką i mini tarasem lub balkonem, dwa na dole i dwa na górze. Muszę przyznać, że nikt sobie nie przeszkadza, nic nie było słychać i ani razu nie widziałam nikogo z naszego domku. Cały plac hotelu jest ogromny, więc zależy od tego, w którym domku się wylądowało, my mieliśmy akurat blisko do recepcji. Była też opcja na domek z widokiem, ale niewielki byłby ten widok, bo między domkami, a oceanem była i tak dość spora przestrzeń wypełniona obszarem do opalania z palmami, basenami, restauracjami i barem.
Ten 'obszar do opalania' znajdował się na trawie nad plażą, było tam mnóstwo leżaków, palm, było blisko do plaży, baru i basenów. Nie mieliśmy wydzielonej swojej plaży, ale mi to nie przeszkadza, bo tam i tak roiło się od beachboysów. Plac jest tak ogromny, że zawsze część leżaków była wolna, a ludzi było mnóstw, ale nie dało się tego tłoku odczuć na całym obiekcie.
Fajne było to, że mogliśmy przechodzić do hotelu obok, który również był Neptune coś tam, a tam było spokojnie, wszyscy ludzie przechodzili na nasza hotel, więc my chętnie uciekaliśmy do spokojniejszego miejsca, ale fajnie, że była taka możliwość.
Hotel jest oczywiście chroniony, jeśli chodzi o beachboysów, policjanci chodzą cały czas, pilnują, żeby nikt nas nie zaczepiał i nie był za bardzo nachalny. Zdarzało się, że zostawialiśmy torby, ręczniki i inne nasze rzeczy na leżakach i nigdy nam nic nie zginęło, co też jest fajne ;).
OBSŁUGA, RECEPCJA
Nie mam się do czego przyczepić i pisałam już o tym we wpisie, ale muszę o tym powiedzieć raz jeszcze! Cudownie pracują Ci ludzie, cały czas, nie siadają, nie odpoczywają, nie używają telefonów tylko cały czas szukają sobie czegoś do roboty. To jest niesamowite.
Poza tym, wszyscy doskonale mówią po angielsku, są mili, uprzejmi, mimo tego, że pracują jak mrówki zawsze mają czas, żeby z Tobą porozmawiać, opowiedzieć o kraju, jakieś ciekawostki czy coś o sobie, co jest wspaniałe i mega miłe. Nigdy nikt nie odmówi Wam pomocy, cokolwiek zgłosicie wszystko jest brane pod uwagę, dodatkowe ręczniki, lunch box, ogarnięcie czegoś w pokoju, super!
POKOJE
Nasze pokoje były w sumie dość spore, duże łóżko z moskitierą, telewizor, biurko, lodówka , więc wszystko, co najważniejsze. Na wstępie dostaliśmy fajne przywitanie napis Karibu na łóżku. Łazienka też była dość spora z prysznicem, toaletą i zestawem kosmetyków, + mnóstwem ręczników. W pokoju oczywiście jest klimatyzacja, która ratuje Wam życie, ale i powoduje, że wyjście na zewnątrz jest dość ciekawe, bo wychodzi się jak do sauny. Balkonu nie otwieraliśmy ani razu, bo nie mieliśmy takiej potrzeby, a i za dużo w tym pokoju nie spędziliśmy czasu - wiadomo.
Każdy pokój na cały czas pobytu jest przydzielony jednej osobie sprzątającej, która na początku się z nami poznawała i mówiła, że jak coś to możemy zawsze do niej coś zgłaszać. Pokój jest sprzątany codziennie, ścielą łózko, myją podłogi, czyszczą łazienkę, zmieniają ręczniki w razie potrzeby i uzupełniają wodę. Codziennie dostawaliśmy nowe butelki wody do picia, jak i do mycia zębów.
Jest też sejf, o którym wspomnę na końcu.
RESTAURACJA/ BARY
Były dwie restauracje, jedna z głównymi posiłkami i druga z przekąskami. Była też możliwość rezerwacji stolików w tej z przekąskami, żeby zrobić jakąś bardziej wystawną kolację, ale z tego nie korzystaliśmy.
Restauracje były dość otwarte, więc można było spotkać tam mnóstwo kotów, ptaków no i małp, ale nie ma co narzekać ani na jedzenie ani na obsługę, bo wszystko było idealnie, smaczne i fajne. Były też dwa bary; jeden główny i drugi w wodzie. Obsługa wie już co komu polewać i wcale nie było tak, że był dość niewielki wybór na all-inclusive. Wybór był, drinki były mocne prawdopodobnie ze względu na ich safari wódkę i safari whisky.
No i właśnie, uważajcie na mocne drinki! Ja w pewnym momencie poprosiłam barmanów o robienie słabszych, na co usłyszałam 'Okej, to teraz takie podwójne/potrójne?' To ja nie chcę wiedzieć co to było wcześniej, haha.
ATRAKCJE
Atrakcji było mnóstwo chociaż w niewielu braliśmy udział. Była siatkówka plażowa, wodna, łucznictwo, markety, na których można coś kupić i oczywiście wieczorki tematyczne. Wieczorki były mega fajne, dyskoteki, ewentualnie gry w bingo, czy jakieś inne przedstawienia, show np. z ich tradycyjnym tańcem. To było fajne!
Były też płatne atrakcje, jak np nauka windsurfingu, safari itp.
SEJF
I tutaj zaczyna się story time! W każdym pokoju znajduje się sejf, w którym możecie chować swoje cenne rzeczy. Zasada jest taka, że hotel nie bierze odpowiedzialności za rzeczy, które znajdują się w pokoju, ale za te w sejfie już tak, więc jak najbardziej warto z niego korzystać. No i skorzystaliśmy.
Raz zdarzyło mi się przez przypadek źle wpisać nasz kod, który sami wymyśliliśmy. Okazało się, że sejf został od razu zablokowany, bo każde kolejne moje wpisanie poprawnego kodu kończyło się fiaskiem. Okej, przyszedł jakiś pan z ochroną, został spisany protokół, sejf otworzony, nic nie zginęło jest okej. Więc możecie sobie wyobrazić, że po tej akcji oboje wpisywaliśmy bardzo dokładnie kod, bo nie chciałam się stresować, znowu chodzić do recepcji, prosić i w ogóle.
I wyobraźcie sobie, że jakoś następnego dnia, maks dwa dni później znowu mieliśmy zablokowany sejf, a jestem pewna w 100%, że wpisałam poprawny. więc prawdopodobnie ktoś nam grzebał przy sejfie. Możliwe, że jak raz się pomylimy w sejfie, to komuś się wydaje, że drugi kod będzie jakiś banalnie prosty (tak nam sugerowali w sumie przy otwieraniu sejfu za pierwszym razem). Ale nie wiem, nic nie zginęło, nikogo nie przyłapaliśmy, choć trochę się wtedy zbulwersowałam.
Podsumowując ja jestem mega zadowolona z tego hotelu, mimo tej sytuacji z sejfem. Najważniejsze, że nic nam nie zginęło, a wybór (choć nie nasz) był bardzo spoko! Co prawda, podróż do niego była męcząca, a były hotele do których jechało się 20-30 minut z lotniska, ale te domki, wioska smerfów, obsługa naprawdę wszystko sprawia, że to jest fajny wybór ;)
O rany, cudnie! <3
OdpowiedzUsuńAle tam jest przepieknie :D
OdpowiedzUsuńIle bym oddała za takie wakacje teraz po sesji xD Super wpis, fajnie, że wszystko opisałaś. Trochę przerażająca historia z tym sejfem, ale na szczęście nic nie zginało!
OdpowiedzUsuńckropka.blogspot.com
Jakie widoki. W takim hotelu to można odpocząć.
OdpowiedzUsuńJak pieknie :)
OdpowiedzUsuńSytuacja z sejfem przyznaję troszkę nieciekawa, grunt, że nic nie zginęło :) Świetna fotorelacja!
OdpowiedzUsuńAle piękne miejsce i cudowne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wycieczki! Resort wygląda rajsko.
OdpowiedzUsuńO rany, ale piękne miejsce... tak, zazdraszczam, ale pozytywnie;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Bardzo mi się podoba ,kwestia bezpieczeństwa w tym hotelu ☺
OdpowiedzUsuńTen sejf ,to też świetna sprawa ☺
Pozdrawiam
Lili
Ładnie tam wygląda i troska o klienta robi wrażenie. Atrakcji też wydaje się sporo do wyboru. :)
OdpowiedzUsuńSpotkałam się z opinią, że sejfy niekoniecznie są bezpieczne (opcja awaryjnego otwierania zawsze musi istnieć...), a do tego wiadomo, że ludzie tam trzymają cenne rzeczy. Ale i tak zwykle z nich korzystam, a jeśli nie, to chowam w różnych miejscach i jak na razie nie miałam żadnych niemiłych niespodzianek. ;)
Jak tak czytam, to z jednej strony chciałabym tam być, ale z drugiej, ta podróż z lotniska itp. sprawia, że mój zapał nieco słabnie :P
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że mimo wszystko polecacie ten hotel. 😊
OdpowiedzUsuńTo musiał byc bajeczny wyjazd :D super, ze macie dobre wspomnienia. Jak sejf blokował sie po jednym złym wpisaniu kodu to ja pewnie co chwile bym go blokowala :D
OdpowiedzUsuńMoże sejf po prostu szwankował? Ktoś kupił bubel i tyle? Cóż, najważniejsze, że nic nie zginęło :)
OdpowiedzUsuńwyyypas :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wyjazdu :)
OdpowiedzUsuńSuper post ;)
OdpowiedzUsuńNo i fajne miejsce i zdjęcia :D
Mogłabym prosić o obserwację i również komentarz pod postem? :)
Zaczęłam blogować i każdy znajdzie coś dla siebie na moim blogu!
https://poradyracjonalistki.blogspot.com/2020/03/historia-mojej-ciazy-prawdziwe-oblicze.html
https://poradyracjonalistki.blogspot.com/2020/03/jak-zrobic-babyboomer.html
Super,ze to wszystko opisałaś i ogólnie rzecz biorąc poza przygoda z sejfem oceniasz hotel pozytywnie. Marze by pojechac kiedyś do Kenii :-)
OdpowiedzUsuńLubię te Twoje posty o Kenii :) fajnie, że każdy pokój ma przydzieloną osobę, która za każdym razem sprząta pokój. To na pewno zapobiega nieprzyjemnym sytuacjom. Ale ta akcja z sejfem to na pewno nie było nic miłego. Najważniejsze że nic Wam nie zginęło
OdpowiedzUsuńWygląda cudnie <3 Zazdroszczę!! :**
OdpowiedzUsuńWidzę, że wyjazd jak najbardziej się udał. Dobrze, że jesteś zadowolona z hotelu, obsługi. Zdjęcia świetne, aż chciałoby się tam być. ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie myślałam o Kenii jako o miejscu na wakacje. :) Bardzo ciekawa miejscówka. Chociaż ja generalnie boję się latać i za szybko się do tego nie przekonam :D
OdpowiedzUsuńJak tam ładnie :D Podoba mi się :D
OdpowiedzUsuńI nazwa "Wioska Smerfów" :D Jak ja uwielbiam tę bajkę ;D
Ale tam pięknie! Chętnie bym się tam kiedyś wybrała <3
OdpowiedzUsuńależ tam jest pięknie!<3
OdpowiedzUsuńKenia ma takie malownicze widoki. Chciałabym tam pojechać i zobaczyć wszystko na własne oczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hotel faktycznie prezentuje się całkiem nieźle. Szkoda, że taka lipa wyszła z tym sejfem. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJak tutaj pięknie :) Widać, że wyjazd udany :)
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie miejscówka idealna wszytko super obsługa i te domki mega wyglądają. Nic dziwnego, że zachwalasz. A wpadki też muszą być wszędzie bo takie rzeczy najchętniej się wspomina i żartuje później hehe. Ja sobie sejf w Warszawie zablokowałam :P Tyle, że odblokowywał się po jakimś czasie.
OdpowiedzUsuńWidze, ze fajne miejsce
OdpowiedzUsuńsuper wycieczka no i piękne miejsce!
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w Afryce, w tym roku chciałabym to zmienić waham się pomiędzy Kenią a Zanzibarem... dzięki za przydatne informacje!
OdpowiedzUsuńTaka "wioseczka", nawet jeśli hotelowa, to kojarzy mi się z błogim relaksem :D
OdpowiedzUsuńGdzie Gargamel? :D
OdpowiedzUsuńFaktycznie, wygląda jak wioska smerfów, a miejsce jest wręcz bajkowo piękne :)
OdpowiedzUsuńJak tam pięknie :) taki mały raj na ziemi :)
OdpowiedzUsuńŚwietna miejscówka! Ja chcę taki domek postawić u siebie na ogrodzie ale z metalowej konstrukcji. Drewno nie wchodzi w grę niestety, bo mieszkamy w szczerym polu i bardzo u nas wieje.
OdpowiedzUsuńpiękne widoki ;-) niezła historia z sejfem
OdpowiedzUsuńZazdroszczę destynacji ;)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń