Dzisiaj w kwestii ślubu marzeń porozmawiamy sobie o błogosławieństwie, tradycyjnym i tym mniej. Dlaczego? Bo my go nie mieliśmy w sposób tradycyjny w dniu ślubu, tak jak 'powinniśmy' i z całym szacunkiem do tradycji - bardzo się z tego cieszę.
Dlaczego nie chcieliśmy błogosławieństwa?
Ja od zawsze wiedziałam, że chcę mieć ślub jak w amerykańskich filmach, ojciec prowadzi mnie do ołtarza, masa wzruszeń, emocjonujący moment i po prostu podobało mi się, że zobaczymy się po raz pierwszy z mężem właśnie przed ołtarzem.
Poza tym, wydaje mi się, że tradycyjne błogosławieństwo jest na maksa stresujące, a ja cała na biało, w full makijażu na pewno bym się rozkleiła i bym tak wyła, że łatwo bym się nie uspokoiła. Od początku kojarzyłam to, jako coś intymnego, prywatnego i takiego naszego. No i inni ludzie, zerkający przez drzwi, wstawiający głowy, patrzą, a ja nie mam pojęcia co miałabym robić, ta myśl mnie szczerze przerażała.
Inna kwestia była taka, że ja nie chciałam mieć też i innych tradycyjnych rzeczy, jak wykupowanie panny młodej , bramy i tej całej szopki. Nie chciałam mieć chmary ludzi w domu i przed domem, którzy tylko by mnie stresowali. Chciałam na spokojnie się ogarnąć i przygotować i podejść do tego wszystkiego na luzie.
A i kolejna rzecz to taka, że nie wiedziałabym co robić, oglądałam masę filmów weselnych i zawsze wygląda to inaczej, zapewne uzależnione to jest od regionu i od rodziców, a moi też nie wiedzieli co mają robić.
Co na to kościół?
Zupełnie nic. Zapytałam proboszcza o to, czy tato może mnie zaprowadzić do ołtarza już na pierwszym spotkaniu, a on w sumie stwierdził, że to nie jego sprawa, z kim ja przyjdę do ołtarza i o nic więcej nie pytał. Jeśli chodzi o błogosławieństwo, nikt Was w kościele o to nie pyta, nie wypełniacie formularza, nie musicie przynieść papierka potwierdzającego, że błogosławieństwo w ogóle się odbyło.Co na to inni?
Rodzice wiedzieli, że za bardzo nic nie wskórają, i że i tak będziemy obstawać przy swoim. A czy innym coś nie pasowało? Myślę, że niektórym na pewno to przeszkadzało, część mogła myśleć, że wydziwiamy, a inni mogli nawet nie zauważyć braku błogosławieństwa. I szczerze mnie to jakoś za bardzo nie obchodziło, bo nie lubię robić rzeczy, które wypada i robić czegoś na pokaz, żeby zadowolić innych. Żyję w przekonaniu, że wesele jest dla gości, a ślub jest dla pary młodej, a na własnym ślubie bardzo nie chciałam robić czegoś na siłę, bo tylko bym się wkurzała, a po co?
Błogosławieństwo w innej formie
Jak najbardziej u nas błogosławieństwo się odbyło. Pisałam o tym na początku, że ta chwila była dla mnie bardzo prywatna, więc zależało mi na niej. I błogosławieństwo się odbyło.
Tydzień przed ślubem zaprosiliśmy naszych rodziców do naszego nowego mieszkania na obiad. Mogli zobaczyć mieszkanie i być zarazem naszymi pierwszymi gośćmi. Możecie się domyślać, że w trakcie obiadu mega trzęsły mi się ręce, więc tato stwierdził, że nie będą nas dłużej stresować, przejął inicjatywę i po prostu nas pobłogosławił. Nie były to typowe błogosławieństwo, nie było klękania, były po prostu życzenia takie szczere, prosto z serca, bez widowni dookoła, po naszemu, tak normalnie, ale jak najbardziej cudownie, co bardzo fajnie wspominam ;).
Ja jestem bardzo zadowolona z tego, jak to wszystko wyglądało, wiadomo było po mojemu, więc nie mam na co narzekać, ale to wszystko sprawiło, że było na maksa magicznie i ja byłam szczęśliwa. Błogosławieństwo odbyło się na spokojnie, a i ja przed ślubem mogłam się na spokojnie ogarnąć, nie stresować się ludźmi i po prostu cieszyć się tym dniem. Sam fakt, że wszyscy jadą prosto do kościoła może też i zaoszczędzić wszystkim czasu. Poza tym, moment w którym tato prowadził mnie do ołtarza jest moim jednym z ulubionych, bardzo emocjonujący i taki, że zapamiętam go do końca życia. No i pierwsze spotkanie z mężem przed ołtarzem... to jest moment nie do opisania, kiedy widziałam jak wychodzi z zakrystii i idzie pod ołtarz, jak czeka na mnie wpatrzony i to jest moja wisienka na torcie.
I uwielbiam to, że mój tato mógł mnie zaprowadzić do ołtarza i zdecydowanie ten moment, kiedy zobaczyłam mojego męża po raz pierwszy przed ołtarzem jest najbardziej wspominanym momentem przeze mnie, dlatego bardzo się cieszę, że uparcie trwaliśmy przy swoim ;)
A Wy, co myślicie o błogosławieństwie w innym dniu niż przed ślubem? :) Czy jest ktoś, kto zrezygnował z niego tak samo, jak i ja? Jeśli tak, jestem strasznie ciekawa jak ta chwila wyglądała u Was! <3
A Wy, co myślicie o błogosławieństwie w innym dniu niż przed ślubem? :) Czy jest ktoś, kto zrezygnował z niego tak samo, jak i ja? Jeśli tak, jestem strasznie ciekawa jak ta chwila wyglądała u Was! <3
To piękna chwila <3
OdpowiedzUsuńJa jestem jednak za tradycyjnym błogosławieństwem w dniu ślubu :)
OdpowiedzUsuńU mnie tego nie bylo i nie bedzie. Ja jedynie mam slub cywilny, bo jestemsy z dwoch wiar wiec taki nam wystarczyl :) BTW piekne zdjeica :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy temat ja jestem juz w tym roku minie 5 lat po slubie ale tutaj w Szwajcarii wyglada to dosc inaczej, w dodatku moj slub byl cywilny i odbyl sie w zamku nad jeziorem ;D
OdpowiedzUsuńMyślę, że błogosławieństwo to miły zwyczaj. Taki gest wypuszczenia pisklęcia z gniazda... :)
OdpowiedzUsuńMy zdecydowaliśmy się na skromny ślub w ogrodzie bez udziału kościoła :) Ale przez wirusa może się nie odbyć. Czekamy co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńU mnie było tradycyjnie- w dniu ślubu. Szczerze mówiąc nigdy nie zastanawiałam się, żeby zrobic je w innym dniu, ale masz rację- ma to swoje zalety. Najważniejsze, żebyście Wy byli szczęśliwi i tego Wam z całego serducha życzę!:)
OdpowiedzUsuńDla mnie to temat przyszłościowy i w sumie nawet się nad tym nigdy nie zastanawiałam. Ważne, że miałaś tak, jak chciałaś :)
OdpowiedzUsuńRaczej nie będę wnikała głębiej w ten temat, życzę Wam tylko szczęścia ❤
OdpowiedzUsuńJa uważam, że każdy robi tak jak chce. W końcu to był Wasz dzień, a nie kogoś innego. Pięknie wyglądałaś! :)
OdpowiedzUsuńU mnie z błogosławieństwem było sporo zamieszania, ostatecznie odbyło się w dzień ślubu w hotelu. Uważam, że to kwestia indywidualna, może się nawet wcale nie odbyć, jeśli ktoś sobie tego nie życzy :) Mnie najbardziej wkurzało, że osoby trzecie próbowały nam narzucić swoją wolę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ślub nie powinien być stresującym, lecz pięknym dniem. Warto zrobić niektóre rzeczy "po swojemu", by móc wspominać go jak najlepiej :)
OdpowiedzUsuńW sumie zapomniałam o tym całym błogosławieństwie.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko odbyło się tak, jak sobie wymarzyłaś. Uważam, że nie ma sensu się do czegoś zmuszać. Takie błogosławieństwo faktycznie może sprawić, że młodzi i rodzice się rozkleją.
OdpowiedzUsuńU mnie takiej chwili jeszcze nie było, więc o własnych doświadczeniach w tym temacie się nie wypowiem. Fajnie jednak, że udało Ci się zorganizować ślub wg własnych planów i marzeń. Wszystkiego dobrego! :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że zrobiłaś wszystko tak, jak dokładnie chciałaś! Ula Pedantula polecała właśnie to, by spotkać się z panem młodym dopiero w kościele - że wtedy się dopiero robi wrażenie. Mówiła też, że można wtedy zrobić błogosławieństwo już w kościele :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście ,taka "inna forma błogosławieństwa " jak u Ciebie też jest dobrą opcją- bez stresu ,w małym gronie 🙂
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Lili
Tradycje nie są ważne. Ważne jest, żeby było dokładnie tak Wy, młodzi, tego chcieliście. Widzę, że tak było i bardzo się z tego cieszę :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ślub to jest dzień Pary Młodej i wszystko powinno być po ich myśli, zgodnie z tym, co sami ustalili, co sami chcą, a nie, że tak wypada, że komuś to może nie pasować. A tak w ogóle to gdy kiedyś ja miałabym brać ślub, zrobiłabym bardzo podobnie do Ciebie :)
OdpowiedzUsuńMarzyłam żeby mój mąż zobaczył mnie dopiero przed ołtarzem i aby błogosławieństwo odbyło się dzień wcześniej. Mójemu mężowi jednak zależało na blogoslawienstwie w dniu ślubu więc się zgodziłam i w sumie to nie żałuję. W dniu ślubu miałam tak cudowny nastrój,że zamiast płakać ze wzruszenia to cały czas się uśmiechałam 😂
OdpowiedzUsuńJak miło obejrzeć fotografie z których aż bije szczęściem! Pięknie wyglądaliście <3 Szczęścia kochani!
OdpowiedzUsuńNa początku miałam taki sam plan - iść z bratem do ołtarza, ale oboje stwierdziliśmy, że to jednak tak mega stresujące, że jemu tego zaoszczędze. Też chciałam inaczej, ale dobrze, że zmieniłam zdanie. Uważam, że stresu przez to było mniej, że oboje idziemy do ołtarza, że oboje przechodzimy to samo - ja się czułam lepiej i mój mąż również.
OdpowiedzUsuńBłogosławieństwo - dla mnie bardzo ważna sprawa. Nie chodzi o rodziców, czy tak jak piszesz tłum ludzi, którzy wpatrują się, a Ty nie wiesz co robić. Dla mnie błogosławieństwo to błogosławieństwo wszystkich moich bliskich - dziadków, babć, matek i ojców chrzestnych i rodziców, rzecz jasna. Nie wyobrażałabym sobie nie być pobłogosławiona przez babcie czy dziadka ♥ I mimo, że było mase łez i wzruszeń - to mamy piękne zdjęcia, pełne emocji i genialne wspomnienia, do których wracam ♥
Woooooow, to u nas tak nie ma, że wszyscy wszyscy błogosławią! To jest dopiero piękny zwyczaj ;) gdyby u nas tak było, to bym się obawiał, że bym ich nie pomieściła na obiadku :D
UsuńTeż myślę, że to prywatna sprawa i w obecnych czasach trochę przestarzała :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że czas błogosławieństwo nie ma większego znaczenia. Ważne jest sama wartość tego wydarzenia. 😊
OdpowiedzUsuńpowiem Ci że bardzo fajny pomysł że tato Cię do ołtarza prowadził:D aż sama na taki pomysł mam chęć:D
OdpowiedzUsuńTradycja tradycją, ale ważne, żeby młoda para czuła się dobrze - w końcu to ich chwila :) Całkowicie rozumiem Wasze podejście :)
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka nie miała blogoslawieństwa i jej mąż ją zobaczył dopiero jak stał pod ołtarzem. To było mega rozczulające jak się wzruszył jak ją zobaczył.
OdpowiedzUsuńReszta moich znajomych miała normalnie błogosławieństwo ale też ojciec panny młode prowadził je do ołtarza
I super, że postawiłaś na swoim, najważniejsze, że ten wyjątkowy dzień odbył się tak jak sobie zaplanowaliście i błogosławieństwo odbyło się tak jak chciałaś :) My mielismy też błogosławieństwo w gronie rodzinnym przed ślubem, a nie przy wszystkich tak jak niektórzy maja..
OdpowiedzUsuńA ja żałuję, że mój tata nie mógł zaprowadzić mnie do ołtarza.
OdpowiedzUsuńJa miałam błogosławieństwo i nie żałuję tego :) Chwila szybko minęła, a zarazem była wzruszająca :)
OdpowiedzUsuńU mnie w domu na błogosławieństwie była tylko bliska rodzina. Bardzo miło wspominam te chwilę.
OdpowiedzUsuńJa jestem tego zdania, że każdy powinien robić tak, jak czuje ;) Tradycja, tradycją, ale ważny jest też komfort psychiczny, więc po co dodawać sobie niepotrzebnych stresów, skoro można to zrobić na spokojnie i w kameralnym gronie :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że cały ślub to kwestia indywidualna :)
OdpowiedzUsuńJa Ciebie popieram :) Błogosławieństwo się odbyło tylko trochę inaczej, a to nie oznacza, że go nie było :) To był Wasz dzień i bardzo dobrze, że się sprzeciwiliście :) To Wy byliście w tym momencie najważniejsi.
OdpowiedzUsuńPięknie, u nas bylo, ale poza tym było megaskromnie, tak jak chcieliśmy ☺
OdpowiedzUsuńDlaczego nie. My tez wiele rzeczy układaliśmy tak, zeby bylo nam wygodnie
OdpowiedzUsuńMy jeszcze nie planowaliśmy swojego ślubu, ale czytając twój post zaczynam zastanawiać się nad błogosławieństwem. Też chciałabym zobaczyć mojego męża dopiero przed ołtarzem, a w zasadzie, to chciałabym aby on mnie tam zobaczył, nie wcześniej. To byłoby na pewno wspaniałe :D Jeszcze będę o tym myśleć, może w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło ♡
Mój wymarzony ślub to cichy i bez fajerwerków ;)
OdpowiedzUsuńTo piękne chwile :)
OdpowiedzUsuńDobrze,że zrobiliście po swojemu, jak chciałaś. Dumny Tata :)
OdpowiedzUsuńJa na raczej nie zdecyduję się na ślub kościelny ale błogosławieństwo to taka szczególna sprawa. Twój pomysł z kolacją z rodzicami był świetny i cudownie, że Twój Tato przejął inicjatywę :) wiem, że wiele młodych par odchodzi od błogosławieństwa. Wyglądałaś pięknie!
OdpowiedzUsuńNie mam w tym temacie za dużo doświadczenia, ale przyznać muszę, że kiedy odbywało się błogosławieństwo sama się popłakałam, a co dopiero panna młoda. Uważam, że jest w tej chwili coś takiego niesamowitego. A kwestia czy odbywa się to w dniu ślubu czy nie, według mnie nie chyba większego znaczenia. Każdy powinien podjąć własną decyzję w tej sprawie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Ja bym miała wielki dylemat, bo z jednej strony chciałabym zobaczyć przyszłego męża dopiero przed ołtarzem, a z drugiej nie wyobrażam sobie braku tego tradycyjnego błogosławieństwa :D Ale że ze mnie tradycjonalistka, to pewnie ta forma by wygrała.
OdpowiedzUsuńBrałam ślub cywilny, nie mieliśmy mieć błogosławieństwa, ale rodzice mieli powiedzieć kilka słów. Ale zrobiło się zamieszanie, mnie znowu taki stres ogarnął, że zrobiło mi się strasznie niedobrze i musiałam siedzieć na balkonie :D
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że ja z racji tego, że nie chcę ślubu kościelnego, nawet nie wiem przejmowałabym się czy tata ma mnie gdzieś prowadzić czy nie, ale też uważam, że to jest super pomysł - nawet na ślubie cywilnym, jeśli dobrze to zorganizować.
OdpowiedzUsuńOj, ja to wiem, że moje wesele będzie drażnić pół rodziny mojej i pół narzeczonego, ale szczerze - to będzie moje wesele i to ja mam być zadowolona, więc bardzo dobrze, że zrobiliście po swojemu, bo to był wasz dzień :)
Nie brałam ślubu, ale byłam na kilku. Wszyscy mieli błogosławieństwo w dniu ślubu. Szczerze? Dla mnie, jak kto woli. To Wasz dzień, nic nikomu do tego. Wam ma odpowiadać, podobać się. To jest przede wszystkim dla Was, Wasze święto. Zrobiliście to tak, jak chcieliście i ok. Mnie też się chyba bardziej podoba opcja przed ślubem, nawet chociaż dzień wcześniej. Bo tak, jak napisałaś jest stresująco i wzruszająco, możesz sobie rozmazać tak starannie wykonany makijaż, a poprawki uż efektowne nie są.
OdpowiedzUsuńMyślę, że takie błogosławieństwo przed jest bardziej szczere, takie jakie powinno być, niż oficjalne przed ślubem. W sumie nawet nie wiedziałam w jakim czasie powinno się oficjalnie odbywać hehe. Moja kuzynka chyba też miała wcześniej.
OdpowiedzUsuńMy nie mieliśmy błogosławieństwa. Braliśmy ślub cywilny ale mnie również tata prowadził do... altanki haha. W dodatku w policyjnym mundurze :). Zrobił mi tym niespodziankę, najpiękniejszą pod słońcem <3
Nie wyobrażam sobie nie mieć błogosławieństwa przed swoim ślubem :) Z tego co rozmawiałam z wieloma znajomymi, to kazdy miał. Jednak jest to kwestia wyboru,tak wiec jeśli nie chcieliście, to nic nikomu do tego :)
OdpowiedzUsuńKażdy wybiera sobie ten dzien tak jak chce. Każdy ma zupełnie inne spojrzenie na swój ślub :)
Muszę tutaj jednak pochwalić sukienkę bo jest to jedna z najładniejszych sukni slubnych, jakie do tej pory wydzialam. Jest wprost urocza!
Bardzo dziękuję ;) Suknia była na szczęście jak moje marzenie, więc idealnie się sprawdziła ;) i moja cudowna krawcowa wykonała kawał dobrej roboty ;)
Usuńa błogosławieństwo mieliśmy, tylko nie godzinę przed ślubem, a tydzień ;) też nie wyobrażałam sobie go nie mieć ;)
U mnie w dniu ślubu...owszem byłam zestresowana i generalnie mogłoby się obejść bez tego,ale jak patrzę po tych nastu latach na zdjęcia to widzę nas uśmiechniętych i ogólnie sytuacja była ok.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń