Halo, halo! Obiecuję, że to już jeden z ostatnich wpisów dotyczących wakacji! Nie wiem czy Was to powinno cieszyć, czy też nie, ale już się wypisałam na temat Kenii. Chociaż jakby jeszcze coś Was ciekawiło to oczywiście dawajcie znać! Ja wiem, że wakacje się skończyły, ale my właśnie niedługo jedziemy na nasz mini urlop, więc w sumie tym wpisem od nowa wbijam się w lekko 'wakacyjny' vibe :).
Ale wracając jeszcze do Kenii. 10 godzinny lot bardzo mnie przerażał pod wieloma względami. Przed Kenią samolotem leciałam tylko raz do Anglii i oczywiście z powrotem, jako że był to mój pierwszy lot to w sumie byłam tak podekscytowana, że czas mi minął bardzo szybko, a i dowalił się do mnie jakiś typ, który mnie zagadywał cały lot. Zresztą nie ma co porównywać 3-4 godzin w samolocie, do około 9. Wcześniej podróżowałam głównie autem, ewentualnie autokarem, co czasem trwało nawet do dwóch dni w samej podróży. Ale to i tak całkiem co innego. A mnie 8-10 godzinny lot naprawdę przerażał. Mimo że już teraz mogę Wam powiedzieć, że ogólnie w samym samolocie czułam się cały czas jak w zwykłym autokarze, bujało i telepało idento, więc jakby się zamknęło oczy można by było się pomylić.
Długi lot z LOTem
Muszę przyznać, że linie lotnicze LOT nawet o nas dbały w trakcie tego lotu. Na każdym siedzeniu czekał cienki kocyk i poduszka, które mi się na maksa przydały. Poza tym, dostaliśmy też słuchawki do korzystania z tabletów przyczepionych do siedzeń z przodu. Mieliśmy też chyba dwa posiłki, przed każdym dostaliśmy chusteczki antybakteryjne, żeby oczyścić ręce, więc spoko. Jeśli chodzi o jedzenie to było bardzo słabo. Ja wiem, ja nie wymagam, że tysiące kilometrów nad ziemią dostanę danie rodem z restauracji z gwiazdką Michellin, ale tego wolałabym po prostu wcale nie jeść. W obie strony czułam się po prostu źle i czułam, że to jedzenie siedzi mi na żołądku. Aczkolwiek, jak człowiek jest głodny to się domyślam, że coś tam zje mimo wszystko, ale nie warto. Poza tym, co jakiś czas chodziła stewardessa z wodą za darmo, więc można było się napić - milusio.
I tak mieliśmy to szczęście, że lecieliśmy w miarę dobrych godzinach, w pierwszą stronę wylatywaliśmy wieczorem z Polski, więc w Kenii byliśmy z samego rana. Z kolei w drodze powrotnej, byliśmy w Polsce na około 13/14, więc mimo wszystko nie mieliśmy aż tak problemów jeśli chodzi o jedzenie i pozostałe rzeczy. W drodze do Kenii przespałam prawie całą noc, nie było to łatwe, ale w miarę się wyspałam.
Toaleta!
Czy tylko mnie ten punkt przerażał najbardziej przed lotem? Błagam powiedzcie, że nie haha. Pamiętam, jak kilka dni przed lotem każdemu przeżywałam, że przecież jak ja pójdę do toalety w samolocie, że to takie straszne i naprawdę mnie to stresowało. Poszłam praktycznie od razu, jak tylko mogłam, stwierdziłam, ze przecież i tak nie wytrzymam cały lot, a ja wolę od razu się przekonać i mieć to za sobą. I jeśli ktokolwiek z Was ma takie same obawy, co ja to nie ma czego (wow) haha. Toaleta, jak toaleta, zdecydowanie lepsza niż w toitoiu. Nie miałam sytuacji, żeby mną telepało jakoś bardzo czy rzucało, tak o normalnie. Nawet spuszczana woda nie przeraża aż tak bardzo jak myślałam. Co prawda było tam ciasno, ale do przeżycia ;).
Nieprzyjemne sytuacje
Na szczęście uniknęliśmy turbulencji, awaryjnego lądowania i całej reszty. Nie wiem, czy bym z samego stresu nie padła na zawał, ale ogólnie bez problemów dolecieliśmy i wróciliśmy. A jedna dziewczyna w samolocie opowiadała, że jak lecieli ostatnio gdzieś tam, to w pewnym momencie siadło chyba zasilanie w samolocie, nic nie działało, światło zgasło i tak przez 15 minut. Ale w dalszym ciągu, żadnej większej awarii nie mieli.
Lotnisko w Kenii
My lądowaliśmy na lotnisku w Mombasie i powiem Wam, że dla mnie to był szok, jak wylądowaliśmy. Ogólnie, turbo otwarta przestrzeń, wyglądało to jak jakaś hala, wcale mi to lotniska nie przypominało. Turbo gorąco, duszno, więc ściany nawet nie dosięgały dachu żeby był przewie. Na wejściu zobaczyłam jakiegoś ogromnego owada, który mnie przeraził, ale przeszliśmy dalej. Wszystkie torby, torebki, walizki były skanowane przed wyjściem z lotniska. Wyglądało to tak, że na środku stały 3-4 skanery z taśmą, na którą kładło się swoje rzeczy i ochrona pilnowała, żeby każda torba przez to przeszła. Po wyjściu od razu udaliśmy się do osoby z biura podróży, do autokaru i do hotelu.
Jak już odlatywaliśmy do Polski, to znowu na wejściu trzeba było puścić przez skaner swoje walizki i torby. Potem było przejście przez kontrolę na lotnisku i już się było w strefie bezcłowej. Przed wejściem do swojego gatu była znowu, kolejna kontrola, sprawdzanie wszystkiego itd. Co ciekawe, tam już nie było toalety (!), można było wrócić się do bezcłowej, ale znowu trzeba by było stać w kolejce do kontroli, a kolejka była już ogromna, więc czasowo byłaby masakra. Jak czekaliśmy na samolot przy naszym gate, mieliśmy rozrywkę w postaci małp, które po prostu siedziały tak jak widzicie na zdjęciach i liczyły na jakąś szamę od ludzi - czad.
*A jak sobie powiększycie zdjęcie wyżej, to zobaczycie, że ta druga małpka trzyma dzidzię.
Poza tym, sam lot, tyle czasu i nieważne, czy nocą czy w dzień, zawsze jest ta jedna kmina, co tu robić i czym się zająć. Na szczęście jest dosyć sporo rzeczy, które możecie robić w samolocie:
- oglądanie filmów
Każde miejsce było wyposażone w tablet, który czasem działał lepiej lub gorzej, coś się zacinało, ale jednak dało się oglądać filmy. A tych filmów jest naprawdę sporo, trochę starych, trochę kultowych, były też nowsze filmy, których ja wcześniej nie widziałam. Są też seriale, jak i filmy mniej lub bardziej dokumentalne. Na pewno będziecie mieć co oglądać, więc to nie będzie za duży problem żeby coś znaleźć. Tym bardziej jeśli uwielbiacie filmy to jest to świetna okazja do tego, żeby nadrobić zaległości :) Dzięki czemu obejrzałam najnowszego Króla Lwa.
*jest też możliwość podłączenia swojego pendrive, ale ja jakoś nie ufam takim miejscom.
- gry!
Akurat do gier nie trzeba mnie przekonywać i jak znudziły mi się filmy to głównie siedziałam i grałam. Nie pamiętam w co dokładnie, ale jak się wkręciłam to naprawdę czas uciekał i uciekał, a ja grałam non stop. I to jest super, nie dość, że można zająć czymś głowę, odmóżdżyć się (co dla osób, które boją się latać, jest super opcją), a najważniejsze, że czas ucieka wtedy turbo szybko.
- książki
Nie mam w zwyczaju, żeby siedzieć i czytać sobie wieczorami na kanapie, ale uwielbiam wykorzystywać właśnie takie momenty na czytanie, kiedy i tak nie mam nic innego do robienia. Więc czytałam prawie całą drogę powrotną książkę o Przyjaciołach. I aż żałuje, że nie wzięłam więcej książek to bym przeczytała na pewno więcej pozycji ;).
- nasze hobby
Każdy z nas ma jakąś zajawkę, na którą musimy poświęcać czasem więcej czasu. Dla mnie to jest zdecydowanie blog, dzięki któremu mam zawsze co robić, więc żadna kwarantanna ani lot nie były mi straszne. Miałam czas, żeby zaplanować sobie wpisy, zrobić zarys niektórych postów, co mi potem bardzo pomaga i ułatwia pracę.
Dajcie znać, ile trwałą Wasza najdłuższa podróż ever i co robiliście w tym czasie! I czy tez tak jak ja rozkminialiście toalety w samolocie? haha
10 godzin brzmi jak koszmar! ja w samolocie nudzę się po 30 minutach.
OdpowiedzUsuńnie rozkminiałam toalet haha.
Najdłuższa moja podróż to jakieś 3h na szczęście, ale wszystko przede mną ;)
Faktycznie długa podróż :) Nigdy nie leciałam samolotem, ale zawsze musi nadejść ten pierwszy raz :)
OdpowiedzUsuńZazdroszcze, kusi mnie Afryka ;)
OdpowiedzUsuńTo musiało być przeżycie! Podziwiam, bo mój najdłuższy lot trwał 3 godziny, a miałam wrażenie że całą wieczność ;) Ale dla takich widoków na pewno warto :) Kenia jest na mojej liście marzeń :)
OdpowiedzUsuńMój najdłuższy lot trwał chyba +7h na Maderę i był to mój pierwszy lot, pierwsze 15 minut ciągle modliłam się (dosłownie leciałam z Ojcze Nasz, Aniele Bozy i Zdrować Maryjo i tak w kółko), żeby nic się nie stalo xD Ja nie wiem jaką linią leciałam, ale jedzenie mi smakowało :p
OdpowiedzUsuńPS. Fajne małpki hihi
Ja jeszcze nigdy nie leciałam samolotem :)
OdpowiedzUsuńJa tyle godzin jeszcze nigdy nie leciałam. Dobrze, ze sa tam tablety :D JA po 3 godzinach lotu już się nudzę :D Z toalety w samolocie jeszcze nigdy nie korzystałam a leciałam już parenaście razy :D
OdpowiedzUsuńMój pierwszy długi lot (12h?) też był drugim w życiu. I to jeszcze z pięciogodzinną przesiadką, czyli cała podróż od wyjścia z domu do dotarcia do hotelu trwała dobę. :) Musiałam tak kilka razy, więc się przyzwyczaiłam. Najdłuższy to było 15 godzin w samolocie, bo było międzylądowanie i wymiana części pasażerów po drodze (taki przystanek :D). Zawsze się starałam spać, oglądać filmy i czytać. I co jakiś czas wstać i się przejść. Wc mnie chyba nie przerażało, zdarzało mi się musieć skorzystać w autobusie, to jest dopiero wyzwanie. :P
OdpowiedzUsuńZ jedzeniem różnie bywa, ja tak daleko latałam Lufthansą albo Turkish i różnie się trafiało, raz spoko, raz tragedia, brat raz leciał Aerofłotem i wydawał się zadowolony. :) Na tych zwykłych rejsach można było też wziąć też alkohol w cenie, na odstresowanie. :P
Ja nigdy nie leciałam samolotem, ale gdybym miała możliwość dobrze wiem, że byłabym bardzo zestresowana, ale też trochę podekscytowana. Szkoda, że to jedzenie było jakie było, ale reszta wygląda naprawdę fajnie. Zazdroszczę takiej podroży! Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś przez ten czas!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Ciekawy post. Może okazać bardzo pomocny dla dych, którzy mają przed sobą długie podróże. 😊
OdpowiedzUsuńO ludzie, 10 godzin w samolocie.. Żadna moja podróż jeszcze tyle nie trwała :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że w każde miejsce wyposażone jest w tablet, a toalety nie są takie straszne, jak się wydają:) W Czasie mojej kilkugodzinnej jazdy na wakacje autobusem też zajmowałam się moim blogiem albo czytałam książkę :)
OdpowiedzUsuńpodziwiam, 10 godzin, wow! ja mam taki strach przed lataniem, że ledwo widok lotniska wytrzymuję, nie dla mnie takie podróże:0
OdpowiedzUsuńTo ostatnie zdjęcie mega. Zazdroszczę :-)
OdpowiedzUsuńThis is a topic that's near to my heart... Best wishes!
OdpowiedzUsuńWhere are your contact details though?
A the top of the page ;) 'współpraca'
UsuńTak długo w samolocie jeszcze nie leciałam. Z pewnością byłabym troszkę zestresowana ;)
OdpowiedzUsuńSuper przeżyci. Tym lotem byłabym zestresowana trochę ;-)
OdpowiedzUsuńAleż to musiała być cudowna wyprawa!!! :)
OdpowiedzUsuń