Bielenda smoothie care
prebiotyczny krem multifunkcyjny

30 sierpnia 2024

 
Dzień dobry! Co u Was słychać? Czas leci nieubłaganie! Kończy się sierpień, zaczyna się szkoła, przedszkole i żłobek, a to oznacza u mnie jedne, wielkie zakupy. Uwielbiam zakupy artykułów papierniczych, ale moje dzieci są jeszcze na to trochę za małe, ale fajnie, że i tak czuję ten vibe! Wiecie, worek, plecak, nowe buty, odpowiednie kapcie, co chwilę sprawdzanie list, co nam jeszcze brakuje, a co trzeba dokupić. Fajnie! Muszę jeszcze przejrzeć dzieciom ciuchy, bo na pewno z wielu wyrosły i ewentualnie pouzupełniać braki. Trochę mnie przeraża ta nowa rzeczywistość z dwójką dzieci w placówkach, ale damy radę! Tym bardziej, że będzie moja ulubiona jesień, więc będzie mi łatwiej się przestawić.
Za to dzisiaj mam dla Was długo wyczekiwaną recenzję! Przynajmniej przeze mnie, bo balsam, o którym dziś będzie mowa jest już w moim użyciu dość długo. A mówię o produkcie mega uniwersalnym, ale za to fantastycznie pachnącym marki Bielenda. Mamy tutaj produkt, który nadaje się do pielęgnacji twarzy, ciała oraz dłoni. Ja ze względu na konsystencję skupiłam się tylko na ciele, ale wiem, że gdybym potrzebowała to na pewno bym też nałożyła i na inne partie ciała. No uwielbiam, uwielbiam Pure Beauty za dobór kosmetyków w boxach :). Enjoy!


Bielenda - smoothie care - 
prebiotyczny krem multifunkcyjny
prebiotyk + banan + melon




Balsam znajduje się w dość niskim słoiczku, z którego musimy wydobywać krem za pomocą palców lub drewnianych patyczków. Od zawsze narzekam na tę formę aplikacji, przy długich paznokciach jest to dla mnie bardzo niekomfortowe, więc kupiłam specjalnie drewniane patyczki pod ten krem i jestem turbo zadowolona z takiej aplikacji! Rewelacja, polecam wszystkim, którzy nie lubią grzebać w kosmetykach. Nakładacie tyle ile Wam się podoba, powoli stopniujecie sobie ilość nakładanego kremu, no bomba!
Konsystencja jest dosyć gęsta, ale w kontakcie że skórą i przy rozsmarowywaniu robi się bardzo przyjemna i łatwa w rozprowadzenie po całym ciele. Dla mnie jest to zdecydowanie formuła masła do ciała, bardziej zbita konsystencja, bardziej treściwa, idealna do ciała. Z kolei zapach, to bananowa bomba. No jest przeboski, ja uwielbiam, mogę niuchać w nieskończoność i utrzymuje się na skórze nawet dłuższą chwilę. Więc gwarantuję Wam, że po użyciu będzie pachnieć bananowo.


Działanie tego kremu jest genialne. Nie zdziwi Was to, że nawilża, odżywia, ujędrnia i wygładza skórę. Nie jest to nic odkrywczego, że skóra po użyciu jest miękka, gładka i cudowna w dotyku. Nic nowego, nic takiego hiper wow. No zdecydowanie jest to krem o zajebistych właściwościach, który na pewno ma bardzo dobry wpływ na naszą skórę.
Ale ja wam powiem, że używałam go po poparzeniu słonecznym i wow, szczęka mi opadła! Zdarzyło mi się spalić sobie dekolt, ramiona i oczywiście plecy. Nie miałam kosmetyków specjalnych na po opalaniu, więc stwierdziłam ten balsam powinien być okej. I już po pierwszym użyciu przyniósł natychmiastową ulgę, że dało się normalnie funkcjonować. Tak naprawdę po dwóch dniach aplikowania raz dziennie po wieczornej kąpieli sprawiło, że skóra nie była piekąca, czerwona, a zamieniła się w skórę w nienagannym stanie, o ładnie opalonym odcieniu, nie ma mowy o wysuszeniu, podrażnieniu czy schodzącej skórze. Poważnie! Ja byłam w szoku, ponieważ moja skóra nie lubi się opalać i zawsze źle się to kończyło, a tutaj proszę, odpowiedni kosmetyk i ekstra to wygląda!

Dlatego nie powinno Was to zdziwić, że jestem mega zachwycona tym kremem multifunkcyjnym. Idealnie nawilża, wygładza, odżywia i po prostu pielęgnuje skórę, dba o nią, przekazuje jej najcenniejsze składniki, które mają na nią znakomity wpływ. No jeżeli krem, po mocnym poparzeniu słonecznym jest w stanie wyprowadzić skórę na prostą po dwóch dnia, to naprawdę należy mu się za to order. Rewelka!


Znacie go?


[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]

Vichy - capital soleil UV age daily SPF 50+ - lekki fluid przeciw oznakom starzenia

26 sierpnia 2024

 
Dzień dobry! Jak tam u Was? Jak się trzymacie w ten oficjalnie ostatni tydzień wakacji? Powiem Wam, że dla mnie dzisiejszy poniedziałek jest bardzo owocny. Bardzo dużo zrobiłam w pracy, fajnie się e wszystkim powyrabiałam, co prawda jeszcze parę rzeczy mam do ogarnięcia, nad którymi prawdopodobnie będę siedzieć, ale i tak fajnie, że mam na to przestrzeń. Ale ogólnie czuję się dzisiaj bardzo zorganizowana i mam dzięki temu mega humor. Więc oby moja passa trwała cały tydzień!
I obyśmy nigdy nie zapominali o ochronie przeciwsłonecznej. W tym roku trąbie o tym na prawo i lewo, ale jest to naprawdę bardzo ważne! I wyobraźcie sobie, że ja dziś ubolewam. Wczoraj byliśmy nad wodą, i ile dałam radę sama posmarować to posmarowałam, czekałam na męża, żeby ogarnął mi plecy, ale tak szybko się wszystko działo, że po prostu poszliśmy do wody z dziećmi. I co? I mam za swoje, że tego nie przypilnowałam. Dlatego tym bardziej uważam, że musimy dbać o naszą skórę, tym bardziej o skórę twarzy, która jest bardziej narażona na czynniki zewnętrzne. No i dzisiaj przyszedł czas na produkt marki Vichy, posiadający SPF50+!


Vichy - capital soleil UV age daily SPF 50+
lekki fluid przeciw oznakom starzenia 








WYGODA W UŻYTKOWANIU
Ten lekki fluid z SPF50 znajduje się w fajniej, wygodne i poręcznej buteleczce. Jej kształt bardzo ułatwia używanie, a pompka to już w ogóle sprawia, że stosowanie go co rano jest bardzo szybkie i przyjemnie. Nic tutaj się nie zacina, nic się nie zatyka, pompka dozuje idealną ilość produktu na dłoń, ewentualnie od razu na twarz jakby ktoś tak wolał. Rewelacja! Mamy też na opakowaniu najważniejsze informacje.
Produkt jest stosunkowo rzadki, ale w po9rónaniu z innymi fajnymi kosmetyki z SPF jest to normalne i ja już do tego przywykłam. Trzeba po prostu uważać, żeby nie wylać tam, gdzie nie chcemy. Aczkolwiek, należy pamiętać, że ta konsystencja pomaga nam rozsmarować fluid po całej twarzy. On jest bardzo lekko zabarwiony, ten odcień jest mocno kremowy, więc nie ma się co obawiać, że zrobimy sobie maskę na twarzy. Zapach jest lekki, ale przyjemny.


WYRÓWNANY KOLORYT
Ten fluid nie bieli twarzy, nie ciemnieje też w ciągu dnia, nie dobarwia się na żaden inny kolor w połączeniu z innymi kosmetykami. Nie ma się, co obawiać, że stworzymy sobie maskę na buzi albo że ta twarz będzie miała jakikolwiek inny odcień szarości. Muszę przyznać, że fluid elegancko wtapia się w buzię, łączy się z nią i wyrównuje fajnie koloryt. Działa tak, że różne przebarwienia są mniej widoczne i buzia wygląda po prostu lepiej niż bez makijażu. 
Idealnie nadaje się też pod makijaż, bardzo szybko się wchłania, więc nie ma tutaj problemu, kiedy nam się spieszy przed wyjściem. No i nie jest też tłusty, klejący się i nie pozostawia po sobie żadnego filmu.


IDEALNA OCHRONA PRZED UVA I UVB
Krem robi zdecydowanie to, co ma robić. Chroni naszą twarz przed promieniowaniem słonecznym, sprawia, że buzia jest zadbana, dodatkowo nawilżona i wzmocniona, nie pojawiają się na niej dodatkowe przebarwienia, czy piegi. Działanie tego fluidu jest naprawdę genialne! Nie trzeba się obawiać, że zniknie z twarzy w szybkim tempie. Mimo tego, że wpływ słońca na skórę jest dobrze zablokowany, to skóra w dalszym ciągu ma szansę oddychać.
Poza tym, trzeba przyznać, że skóra faktycznie jest wygładzona, miękka i gładka w dotyku. Jakieś delikatne zmarszczki zostały spłycone, a to jest świetne. Nic tylko się cieszyć i używać, i można korzystać ze słońca w pełni!


I jak widzicie, fluid od Vichy jest naprawdę ekstra wyborem nie tylko na wakacje. Jako że SPF trzeba stosować cały rok, jest idealny na każdy dzień. Idealnie chroni skórę przed szkodliwym działaniem promieni słonecznym, dodatkowo wyrównuje koloryt, dzięki czemu nie ma potrzeby nakładania makijażu, jeśli komuś wystarczy lekkie krycie. Dla mnie na pewno to jest ważne, bo w weekendy nie lubię się malować, ale fajnie jest prezentować się na placu zabaw zacnie, jako zadbana mama, która ma czas też i dla siebie. Poza tym, fluid jest naprawdę na maksa wydajny. Używamy go więcej niż np. krem do twarzy, a ja mam wrażenie, że on praktycznie nie ubywa, co jest szaleństwem, ale na maksa pozytywnym!
Ja jestem mega zachwycona!


[współpraca]

Dove żele pod prysznic

24 sierpnia 2024


No witam się z Wami! Jak się macie? Co robicie w prawdopodobnie ostatni tak gorący weekend wakacji? Jakieś plany, woda, plaża, czy bardziej chill w mam nadzieję chłodnym domu? U nas jak zawsze dużo się dzieje, dużo za dużo, ale nic na to nie poradzę. Wierzę, że niedługo to szaleństwo się uspokoi, a ja naprawdę odsapnę i odpocznę. No, ale na razie trzeba zacisnąć zęby i jakoś działać i iść do przodu. 
Dzisiaj mam dla Was dość chillową recenzję, bo tylko żeli pod prysznic marki Dove! Kupiłam je już jakiś czas temu, skuszona opisem, wspomnieniami, sentymentem, bo przecież kiedyś się używało głównie tych produktów. No i czas na recenzję! 


DOVE, żele pod prysznic



Te żele są zamknięte w ładnych opakowaniach, buteleczki pojemnościowo zazwyczaj są duże, więc żele starczają na dłużej. Opakowania są na plus, zamknięcie jest też okej, solidne i szczelne. 
Konsystencja żeli jest bardzo kremowa, aksamitna i bardzo przyjemna. Prysznic czy kąpiel z tymi, żelami jest bardzo na plus. 



Przyczepię się do zapachu wersji calming, pistachio i magnolia. Spodziewałam się, że to będzie sztos, że ten zapach będzie moim ulubieńcem, ale jednak zapach był bardzo ostry i głównie dało, się tu odczuć chyba pistacje, które nie są czymś, co lubię. Miałam nadzieję, że kwiatowy zapach magnolii, a dostałam coś, co mi się nie podobało. 
Za to, po wersji nourishing, mlecznej nie spodziewałam się za wiele, bardziej myślałam, że to zwyklak, że będzie zwykły mydlany zapach i nie będzie czym się podniecać, ale... wow! Ten żel mnie w sobie tak rozkochał, zapach ma taki migdałowy, otulający, piękny i zmysłowy - uwielbiam go! Kąpiel z tym żelem jest kilka razy przyjemniejsza niż z każdym innym i mogę przyznać, że tu czuję się, jak ta uśmiechnięta pani w reklamie cała w pianie.


Ja nigdy nie wymagam od żeli pod prysznic niewiadomo czego. Ten produkt jest zdecydowanie za krótko na skórze, żeby mógł mieć na nią jakiś znaczący wpływ. Ale najważniejsze to oczywiście zapach, idealna ilość piany i żeby żel nie wysuszał skóry. Nie liczę na to, że będzie ją nawilżał, bo ot tego są balsamy czy masła do ciała, ale jednak niektóre żele pod prysznic potrafią wysuszyć skórę na maksa, więc ważne jest dla mnie to, żeby te tego nie robiły. 
Te żele są bardzo w porządku, kwestia zapachu jest oczywiście bardzo indywidualna, więc niuchajcie przed zakupem i wybierzcie dla siebie coś odpowiedniego, a będzie w pełni zadowoleni.


Jakie lubicie żele pod prysznic? Bo u mnie właśnie wszystkie się kończą i muszę coś znaleźć ;) Może się skuszę na jakąś nowość :)

HIMALAYA rozświetlająca, micelarna pianka do mycia twarzy z organiczną różą

22 sierpnia 2024


Dzień dobry! Co tam u Was słychać? Jak się macie? Ohhh u nas w końcu jest chłodniej i jest mega przyjemnie i miło. Chociaż powiem szczerze, że jest mega zmęczona i głowa mi paruje. Za dużo się dzieje, za dużo jest tematów do zrobienia, za dużo obowiązków nade mną wisi. Więc nie mogę się doczekać urlopu. Planuję pójść na urlop, jak dzieci będą w placówkach, żeby faktycznie pobyć sama w domu, odpocząć i zregenerować wszystkie siły i przy okazji zrobić to, na co normalnie nie mam czasu! 
Dzisiaj mam dla Was recenzję turbo przyjemnej pianki do twarzy! Jest bardzo różana, więc znam osoby, które by go nie wytrzymały, ale ja go uwielbiam! Ale o wszystkich szczegółach przeczytacie w recenzji. Marka Himalaya jest bardzo przyjemną marką, aż żałuję, że tak rzadko mam z nią do czynienia, ale na szczęście w pudełkach Pure Beauty znajdziecie wszystko!


Himalaya Rose Radiance
rozświetlająca micelarna pianka do mycia twarzy z organiczną różą




Pianka różana do mycia twarzy zamknięta jest w dość standardowym opakowaniu. Nie ma tu żadnych udziwnień, ale jest okej. Jest przezroczysta, więc widzimy ile produktu zostało nam do końca. Pompką działa w porządku, trochę denerwuje mnie to, że nie wraca od góry po naciśnięciu i muszę ją podnosić, żeby wycisnąć kolejną 'dawkę', ale da się to przeżyć.
Pianka w środku jest lekko różowa, po, wyciśnięciu dostajemy standardową piankę puszystą, pulchną, cudowną do nałożenia na twarz. Zapach jest pięknie różany, ja uwielbiam takie nuty zapachowe, ale też wiem, że nie każdy za takim przepada. Ja akurat należę do fanek róży, więc sztos!


Pianka cudownie otula twarz po nałożeniu, nie piecze w oczy i nie podrażnia ich, co jest ogromnym plusem. Pianka świetnie rozpuszcza makijaż i za pomocą gąbeczki demakijaż przebiega mega sprawnie i skutecznie. Makijaż jest zmyty, a twarz bardzo dobrze i dokładnie oczyszczona ze wszystkiego, z kosmetyków i z wszelkich zanieczyszczeń. 
Pianka nie podrażnia też twarzy, nie powoduje, że staje się czerwona, nie ma uczucia ściągnięcia. Wszystko jest tutaj zachowane w ryzach, działa tak, jak ma i naprawdę nie ma się do czego przyczepić. No ja jestem bardzo zadowolona. Ogromną przyjemność sprawia mi taka delikatna, ale właśnie skuteczna pielęgnacja.


Ja jestem, bardzo zadowolona z tej pianki, pięknie pachnie, ma świetną konsystencję, cena jest bardzo przystępna, no i działanie też jest bardzo na plus! Ja bardzo lubię i bardzo polecam. Jeśli tylko lubicie ten zapach to gwarantuję, że pielęgnacja, kąpiel czy prysznic będą bardzo przyjemne i relaksujące. Rewelacja! 


I powiem szczerze, że u mnie marka Himalaya nie jest zbyt popularna, nie mam zbyt wielu produktów tej marki, a jest ona mega przystępna cenowo, jest też bardzo łatwo dostępna, więc nie wiem, czego jakoś mi nie po dordze z tą marką. Ale ta pianka bardzo mnie zadowala, jest ekstra!


[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]

DR IRENA ERIS invitive
wygładzający krem naprawczy na dzień SPF 30

20 sierpnia 2024

 
Dzień dobry! Wróciliśmy z weekendu już do normalnego trybu, w pracy ogarniamy, działamy i odgruzowujemy się z zaległych tematów, których trochę jest, ale na szczęście po naszym wyjeździe mi wróciły siły i jest naprawdę super. Pogoda dzisiaj też jest przyjemniejsza, dzięki czemu człowiek trochę trzeźwiej myśli. No jestem ogólnie bardzo zadowolona, jakoś tak fajniej się zrobiło. Chociaż wiem, że upały jeszcze przed nami, ale na szczęście to już ostatnie, więc chill. Jestem w szoku, że te wakacje już się kończą, niesamowite to jest, jak szybko to minęło.
A dzisiaj mam dla Was hit, hit, który chyba będzie moim hitem tego roku. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek aż tak się jarała kremem do twarzy, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miała tak dobry kosmetyk, z tak super i kompleksowym działaniem. Dr Irena Eris zdecydowanie wie, co robi i robi to fantastycznie. Dawno nie miałam żadnego produktu tej marki i tu trafiłam na niego w sumie przez przypadek i jak się okazało, potrzebowałam go bardzo! Jest to produkt z wyższej półki cenowej, jego cena w Internecie waha się od 200zł w górę i wyobraźcie sobie, że dostajecie go w pudełku Pure Beauty wraz z kilkunastoma innymi kosmetykami za jedyne 100zł przy subskrypcji na trzy miesiące. No wow, wow i jeszcze raz wow! 


Dr Irena Eris inVitive
Wygładzający krem naprawczy na dzień SPF 30





Krem znajduje się w bardzo eleganckim niebieskim słoiczku. Wygląda przepięknie i cudownie prezentuje się na półce. Ja wiem, że to nie jest najważniejsze, ale dla mnie aspekty wizualne są ważne i lubię mieć ładnie wyglądające rzeczy. Słoiczek oczywiście początkowo znajduje się w kartonowym opakowaniu, na którym znajdują się wszystkie najważniejsze informacje. Sam słoiczek jest szklany i bardzo dobrze wykonany, szkło jest grube. Bardzo podoba mi się zakrętka, która jest dość masywna i przy zakręcaniu słychać charakterystyczny dźwięk, który upewnia nas, że słoiczek jest dobrze zamknięty, więc nie mamy parcia i nie ma możliwości 'przekręcenia' zakrętki, co wpływa na szczelność produktu. Dodatkowo mamy wieczko, które też zabezpiecza kosmetyk w słoiczku.
Konsystencja jest bardzo kremowa, ale należy do tych raczej gęstych, zbitych i bardzo konkretnych. Po nałożeniu na twarz musimy dobrze go rozsmarować i raczej nakładamy więcej niż mniej, co nie stanowi problemu przy nakładaniu makijażu. Po odkręceniu słoiczka od razu wyczuwamy przepiękny zapach, ja go uwielbiam i mogę się w nim zatracić. Jest bardzo bogaty, ekskluzywny, trochę jak perfumy, no zdecydowanie jest to zapach jedyny w swoim rodzaju. Ja mogłabym mieć takie perfumy, uwielbiam!



Tak, jak pisałam krem ma konkretną konsystencję, to oznacza, że musimy trochę więcej go nałożyć, ale oczywiście nie jest to ilość bardzo wpływająca na wydajność. Krem po nałożeniu na twarz nie bieli, nie zmienia koloru, nie utlenia się. Za to genialnie napina skórę, ja mam wrażenie, jakbym zaraz wyszła po jakimś liftingu. Skóra jest super jędrna, elastyczna, turbo wygładzona i wygląda niesamowicie zdrowo, świeżo i promiennie. Uwielbiam ten efekt napięcia, którego nie mylcie z niekomfortowym uczuciem ściągnięcia skóry. Ja mam po prostu wrażenie, że ten krem od razu wpływa pozytywnie na komórki w skórze, która momentalnie zaczyna wytwarzać szalone ilości kolagenu, że skóra się tak genialnie napina i sprawia wrażenie jędrnej, młodej i bez zmarszczek. Uwielbiam to!
Krem nie wpływa w żaden sposób na kosmetyki, jakie nakładamy później, nie ma wpływu na makijaż, nic się nie roluje, nie zmienia koloru, ani też nie ma wrażenia, żeby szybciej znikał z twarzy. Idealnie się nadaje pod makijaż tym bardziej, że wchłania się bardzo szybko, więc nie musimy czekać kilku minut, żeby twarz nadawała się już do nakładania makijażu. Poza tym, krem ma SPF 30, co jest świetną opcją na powoli zmieniającą się porę roku. 



Krem jest turbo wydajny, mimo że musimy nałożyć odpowiednią ilość produktu, to w dalszym ciągu jest to niewiele i nie jest tak, że krem znika w oczach. Wręcz przeciwnie, ja mam wrażenie, że go w ogóle nie ubywa. I jestem bardzo ciekawa, jak długo będę go używać, tym bardziej, że jest to krem na dzień ze względu na obecność SPF. Krem należy do kosmetyków z górnej półki cenowej, kosztuje więcej, ale biorąc pod uwagę jego działania, biorąc pod uwagę wydajność i inne cechy, tak, jak np zapach, solidne opakowanie to jak najbardziej warto! Poza swoim podstawowym działaniem, idealnie koi i łagodzi już powstałe podrażnienia, ale i zapobiega powstawaniu nowym. Pielęgnuje naszą skórę w każdym ułamku i cudownie na nią wpływa. Dlatego krem od Dr Irena Eris zdecydowanie wkradł się na pierwsze miejsce moich ulubieńców i na pewno będę do niego wracać. Warto go sobie zażyczyć na jakąś okazję, jako prezent lub polować na obniżki czy wykorzystać karty podarunkowe. No ja go uwielbiam, cudo, hit i w ogóle sztos!
Ja się czuję zadbana, jak Kleopatra. Naprawdę ten krem jest z wyższej półki, ale jak najbardziej broni się swoim działaniem, które jest znakomite, uwielbiam i będę się nim długo zachwycać!

A Wy, jaki jest Wasz ulubiony produkt marki Dr Irena Eris? Przyznam, że ja dawno nic nie używałam od nich, a teraz jestem tak zachwycona, że chcę spróbować, jak najwięcej. Więc dajcie mi znać, na co warto zwrócić uwagę ;)


[współpraca]

SCHWARZKOPF PROFESSIONAL fibre clinix szampon zwiększający objętość

18 sierpnia 2024

Dzień dobry! Jak Wam minął ten długi weekend? Dużo się działo? Czy jednak poświęciliście czas na odpoczynek? My właśnie wracamy z naszych mini wakacji i po drodze jeszcze mamy plan wstąpić nad jeziorko, żeby wykorzystać te niedzielę na full. Ale wakacje zadziwiająco bardzo udane! Więc fajnie, liczę na to, że powoli nasze dzieci już wchodzą w ten lajtowy wiek i będzie tylko łatwiej. 
A dzisiaj chciałabym Wam przedstawić recenzję szamponu do włosów, który ma dodać im full objętości! Marka Schwarzkopf akurat wie, co dobre jeśli chodzi o pielęgnację włosów, więc myślę, że tu możemy w pełni zaufać i używać! Tym, bardziej, że w boxach kosmetycznych od Pure Beauty naprawdę bardzo rzadko trafiają się produkty nietrafione. Dobór kosmetyków jest zawsze na najwyższym poziomie! 


Schwarzkopf Professional - fibre clinix - 
szampon zwiększający objętość




Szampon mam w nie pełnowymiarowe wersji, co fajnie daje możliwość przetestowania produktu, a dla mnie jest to idealna opcja, żeby wziąć na wyjazd. Moja tubka jest niewielkich rozmiarów, ale ma zakrętkę dość solidną i mocną i bardzo wygodnie mi się z niej korzysta. Widziałam w Internecie, że pełnowymiarowe wersja posiada pompkę i ma bardzo ładną, elegancką butelkę. 
Szampon ma nawet rzadką konsystencję, ale nie ucieka z dłoni ani z włosów. Dzięki temu bardzo fajnie jesteśmy w stanie dotrzeć do wszystkich zakamarków między włosami. Zapach ma delikatny, jak się nie wwąchamy to jest raczej niewyczuwalny. 



Szampon dzięki swojej konsystencji bardzo ułatwia mycie włosów, tak jak pisałam z łatwością docieramy do całej skóry głowy. Szampon idealnie się pieni, dzięki czemu mycie włosów i skóry głowy jest jeszcze łatwiejsze. Nie podrażnia, nie uczula, nic złego nie robić. Nie zauważyłam, żeby włosy się bardziej przetłuszczały czy żeby były uklepane. 
Za to włosy po umyciu są bardzo odbite od nasady, mamy tutaj naprawdę fajną objętość, a ja lubię takie włosy, których wydaje się być sporo, które nie puszą się, ale są puszyste. Włosy są bardzo dobrze umyte, szampon idealnie przedłuża świeżość włosów, nie obciąża, nie skleja włosów, jest naprawdę super. 
Osobiście nie jestem w stanie nigdy zauważyć, czy szampon pielęgnuje włosy, on nie jest od tego, a jest na nich zbyt krótko, ale na pewno nie robi im nic złego, nie wysusza ich, a to dobrze. 


Ja jestem zadowolona z tego szamponu, nie jest to może szał ciał i jakieś szaleństwo i różnica taka, że szok, ale szampon jest dość w porządku. Działa na objętość pozytywnie, faktycznie ją zwiększa i sprawia, że tych włosów jest jakoś więcej, a co najważniejsze, że są odbite od nasady. Są też umyte, skóra głowy bardzo dobrze oczyszczona, a to jest najważniejsze. Dlatego ja jestem zadowolona z działania tego szamponu, ale też nie mam jakichś dużych oczekiwań, co do takich produktów. 


[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]

Garnier - rodzinka ulubieńców się powiększa!
płyn micelarny i maska do włosów

16 sierpnia 2024

 
Halo, halo! Wakacjujemy się w końcu, nareszcie przyszła pora na nas i to my jesteśmy na krótki, ale intensywnym i mam nadzieję, że fajnym wyjeździe. Pogoda ma być różna, ale nie tracimy nadziei, wierzę, że będzie super! Zawsze zmiana otoczenia wychodzi nam i dzieciom na plus, nawet jeśli będziemy się chować gdzieniegdzie przed deszczem. To nic.
Ale ja o Was też nie zapomniałam. Pamiętacie mój wpis o ulubieńcach marki Garnier? Muszę przyznać, że ta marka ostatnio zawojowała w mojej łazience. Nie zdążyłam się obejrzeć, a w użyciu mam kosmetyki marki Garnier do twarzy, ciała i oczywiście włosów. I nie mogę się im oprzeć! Jestem naprawdę pod wrażeniem tych wszystkich nowości i tego, jak marka się rozwija nie zapominając o środowisku i dbając cały czas o naszą planetę redukując plastik. No takie firmy powinno się wspierać. 
A skoro w mojej pielęgnacji pojawia się dużo kosmetyków od Garnier to i lista moich ulubieńców powoli rośnie. Dlatego dzisiaj chciałabym Wam pokazać dwa kolejne produkty, które zdecydowanie zasługują na miano ulubieńców. 
A jeśli jesteście ciekawi pierwszego zestawienia ulubieńców to zapraszam tutaj: Ulubieńcy Garnier


Garnier Fructis, Garnier Hairfood, Garnier Skin Active, maska do włosów, pielęgnacja włosów, koloryzacja włosów, płyn micelarny, pielęgnacja twarzy, demakijaż twarzy


Garnier cocoa butter hair food
wygładzająca maska do włosów puszących się i niesfornych



Garnier Fructis Hair Food to zdecydowanie moja ulubiona seria masek do włosów. Mam je wszystkie i uwielbiam je wszystkie. Uwielbiam je mieszać, używać na zmianę i ogromnym plusem jest też to, że możemy ich używać na różne sposoby, jako odżywka, maska, czy odżywka bez spłukiwania. Jest coraz więcej wersji z różnym przeznaczeniem, więc posiadaczki różnego rodzaju włosów na pewno znajdziecie coś dla siebie. A warto! Maski pojemnościowo są ogromne, są turbo wydajne, mają fajną konsystencję, a w dodatku smakują mega smakowicie, czego chcieć więcej?
W moje ręce wpadła wersja kakaowa z przeznaczeniem do włosów niesfornych, puszących się wzmocniona odpowiednimi witaminami C, E i F. Maska składa się aż w 97% ze składników pochodzenia naturalnego, co jest naprawdę bardzo ważne! Tym bardziej dla mnie, bo oraz częściej nakładam różne rzeczy na włosy córki.


Pielęgnacja włosów z tą maską to sama przyjemność. Zapach jest oszałamiający, przesmaczny, bardzo otulający, aż chce się trzymać ją na włosach, jak najdłużej. Konsystencja jest dość gęsta i zbita, ale nie spływa z włosów, wnika cudownie w głąb włosa działając nie tylko z zewnątrz, ale z wewnątrz też w miarę możliwości. Maska działa natychmiastowo, od razu da się odczuć, że włosy stają się miękkie, gładkie i cudowne w dotyku. Tak samo jest już przy suszeniu włosów. Przy moich szalonych kręconych włosach to jest znacząca różnica. Włosy są zdecydowanie gładsze, nie ma odstających suchych włosów, wszystko jest pięknie utrzymane w ryzach i te włosy od razu wyglądają lepiej. Myślę, że przy odpowiednim suszeniu włosów z użyciem szczotki na pewno nie byłoby potrzeby późniejszego ich prostowania.
Ja tę maskę uwielbiam. Włosy po użyciu są gładkie, lśniące, miękkie i w dotyku są takie mięsiste, tak jakby wypełnione odpowiednimi składnikami, dzięki czemu wyglądają na zdrowsze, mniej zniszczone, co dla mnie jest zaskoczeniem, bo naprawdę rzadko kiedy można uzyskać aż taki efekt. Przy odpowiedniej  regularnej pielęgnacji jesteśmy w stanie uzyskać naprawdę świetne rezultaty. Po dłuższym stosowaniu włosy są w dużo lepiej kondycji, co w moim przypadku jest bardzo ważne, bo zależy mi na zapuszczeniu włosów, a nie jest to łatwe. Więc kolejne cudo dołączyło do kolekcji!

A jeśli Wasze włosy potrzebują czegoś innego to zestawienie innych wersji tych masek możecie zobaczyć tutaj: Garnier Hairfood maski do włosów



Garnier Skin Naturals 
płyn micelarny do skóry wrażliwej




Kolejny produkt, który dołącza do mojego zestawienia jest kultowy. Mam wrażenie, że wszyscy go dobrze znają, wszyscy go mieli, więc przyszedł czas na moją recenzję. Pielęgnacja twarzy z tym płynem micelarnym jest szybsza, skuteczniejsza i przyjemniejsza. Płyn micelarny jest typowo wodnistym produktem, który może wydawać się niepozorny, ale ma dużą moc. Osobiście uważam, że demakijaż twarzy jest bardzo ważny i jest chyba najważniejszy w pielęgnacji w ciągu całego dnia. Kiedy mamy na twarzy makijaż musimy go bardzo dokładnie zmyć, tak samo jak i inne zanieczyszczenia czy sebum, które w ciągu dnia gromadzi się na naszej twarzy, tak żeby zrobić wieczorną pielęgnację i mieć pewność, że nasza skóra ma możliwość odpowiedniej regeneracji w nocy.
Ja na zdjęciach mam dla Was piękną wersję tego płynu. Uwielbiam tę tęcze i uwielbiam ten vibe.


Płyn micelarny ma bardzo skuteczne działanie, bardzo łatwo i szybko rozpuszcza makijaż na twarzy i za pomocą wacika pozbywa się go. Nie musimy mocno pocierać, żeby zmyć makijaż, nawet ten wodoodporny. Idealnie dociera do różnych miejsc na twarzy i zmywa kosmetyki z kącików oczu, z linii włosów, żuchwy, jak i okolic nosa. Nie podrażnia, nie uczula, nie powoduje pojawienia się zaczerwień. Płyn micelarny został stworzony z myślą o skórze wrażliwej, więc tutaj dba o nas na 100%. Poza tym, łagodzi już istniejące podrażnienia, pozwala skórze odetchnąć kojąc ją. Nie zostawia też niekomfortowego uczucia ściągnięcia skóry. 
No naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Przy mojej już niestety lekko wrażliwej i naczynkowej skórze, ten płyn ma dużo do powiedzenia i ratuje mnie w wielu sytuacjach. Uwielbiam go. 


A teraz w drogeriach Rossmann jest bardzo kusząca promocja na produkty marki Garnier. Możecie dorwać też saszetki koloryzujące w super cenach, więc warto pójść i wybrać coś dla siebie.


Skorzystaj z super promocji w drogeriach Rossmann!
Od 9 do 30 sierpnia maski do włosów Garnier Hairfood, saszetki koloryzujące Garnier Colour Sensation oraz kultowy płyn micelarny 3w1 dla skóry wrażliwej kupisz w niższej cenie!
Nie przegap!

#garnier #skincare #haircare @garnierpolskal


A dla Was jaki produkt marki Garnier jest najlepszy? Znacie te maski i płyn micelarny?


[wpis w ramach współpracy]

Lovine, pędzle, gąbeczka i brushegg do czyszczenia

14 sierpnia 2024

 
Dzień dobry! Co u Was słychać? My dzisiaj jesteśmy dzień przed wyjazdem i oh, ile rzeczy trzeba ogarnąć, zapakować, przygotować to głowa mała. Z każdym kolejnym wyjazdem jest tych rzeczy coraz więcej, mimo że dzieci są większe, więc powinno się wydawać, że jednak mniejsza ilość rzeczy jest potrzebna. Ale no niestety, za bardzo tak nie jest, ale to nic! Mega się cieszę, że jedziemy i już się nie mogę doczekać. Tak dawno nigdzie nie byliśmy dłużej, a ja aż pragnę czegoś nowego, czegoś innego i zmiany otoczenia. No klasa! 
A ja dzisiaj mam dla Was coś innego! Recenzję, ale nie kosmetyku, a bardzo ważnej rzeczy, przydatnej do makijażu! Oczywiście mowa o pędzlach, o gąbeczce, a także o brushegg, czyli jajeczku, które zdecydowanie ułatwia nam czyszczenie pędzel i gąbeczek.


Ja cały powyższy zestaw dostałam od męża na urodziny i uwierzcie mi, że przez długi czas trzymałam je zamknięte w kosmetyczce, bo było mi po prostu szkoda ich używać. Były takie nowe, czyste, mięciutkie, milutkie, Ja mam zawsze problem z zaczęciem używania czegoś, nie wiem czego było mi tak szkoda. I nie powiem, ale mężowi się to też nie podobało, bo cały czas używałam starych pędzli, które już bardzo nadawały się do kosza. Dobra, nadają się dalej, bo w dalszym ciągu ich używam, częściej lub rzadziej, ale używam, nie umiem się z nimi rozstać!

Ale zacznijmy od początku. Mój zestaw pędzli z Lovine składa się z aż 15 pędzli. Mamy tutaj pędzle głównie do wykonania makijażu oka, ale również jest parę pędzli większych, które idealnie nadają się do wykonania makijażu twarzy. Co prawda nie jest to dla mnie idealny zestaw pędzli do makijażu twarzy, konturowania itd, ale na pewno zestaw jest wystarczający jeśli chodzi o makijaż oka. Jest tutaj zdecydowanie wszystko, jeśli o to chodzi. Zobaczcie sami!




Jeśli miałabym się wypowiedzieć na temat wyglądu tych pędzli to bardzo mi się on podoba. Mamy tutaj w sumie zwykłe pędzle, z czarną rączką, kolor włosia jest dość różny, ale raczej utrzymujemy się w bieli i czerni, co też mi bardzo odpowiada, nawet jeśli ta biel się łatwo brudzi, ale nie przeszkadza mi to nawet. Pędzle są wykonane bardzo solidnie, wydają się być trwałe. Nie miałam jeszcze sytuacji, żeby coś się odkleiło, odpadło, czy żeby włosie zaczęło mi mocno wypadać. A naprawdę używam ich już systematycznie około roku. Włosie jest bardzo miękkie i delikatne, co jest ważne przy okazji wykonywania makijażu oka. Nie czułam nigdy, żebym coś podrażniła, żeby coś się stało grubszego, wszystko było bardzo okej. 
Wykonywanie makijażu za pomocą tego zestawu to bajka i ogromne ułatwienie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że umiejętności są najważniejsze, ale przy moich średnich umiejętnościach, takie pędzle zdecydowanie ułatwiają mi wykonanie jakiegokolwiek makijażu. Pędzle pięknie blendują kolory, nie pożerają i nie wchłaniają kosmetyków kolorowych, nie rozmazują ich i nie robią plam, a to jest najważniejsze. 
Bardzo wygodnie się ich używanie i dzięki nim, można wykonać bardzo ładny makijaż, który wygląda dość profesjonalnie! Więc ja jestem bardzo zadowolona. 



Powyżej możecie jeszcze zobaczyć jak fajnie te pędzle były zabezpieczone. Takie dodatkowe siateczki były dołączone do większych pędzli, dzięki czemu nie było opcji, żeby włosie miało się rozczapierzyć albo żeby po prostu miało się zniszczyć gdziekolwiek by nie było. Oczywiście miałam plan regularnie wkładać pędzle w te siateczki, ale potem przy brudnych pędzlach jest to już bardzo niehigieniczne.

Tak, jak wspominałam wcześniej do zestawu była dołączona również czarna gąbeczka z Lovine, która według mnie jest średnich rozmiarów. Ogólnie gąbeczka jest bardzo miękka i bardzo delikatna dla twarzy. Tak samo, jak i w przypadku pędzli, nie wchłania kosmetyku do środka jakoś bardzo. Wiadomo, że trochę jednak tam jest wchłaniane, ale na pewno nie są to jakieś duże ilości, żeby z twarzy miał znikać makijaż albo żebym miała co chwilę dokładać kosmetyków. 



Muszę przyznać, że bardzo polubiłam się z tą gąbeczką. Ona tak fantastycznie rozkłada korektor na twarzy, że to jest cudo! Nie rozmazuje, nie robi plam, nie spija kosmetyków, a na tym mi oczywiście bardzo zależy. Powiem Wam, że nawet czarny kolor bardzo mi spasował. Teraz, jak zaczęłam używać jej wymiennie z kremową gąbeczką to o mamo, nie mogę znieść tego, jak bardzo zmienia ona kolor. Na czarnej, jakoś tak tego nie widać. Więc ogólnie dla mnie gąbeczka sztos!


I coś cudownego, ale też miałam w zestawie brushegg! Jest to specjalne jajeczko, które pomaga nam szybciej i efektywniej wyczyścić nie tylko pędzle, ale i gąbeczki. Ja swoje pędzle myję i tak dość rzadko i wiem, że muszę częściej. Ale już od dawna stosuję właśnie brushegg. Dla mnie ta silikonowa szczotka do pędzli jest niezbędna przy myciu pędzli. Używam zazwyczaj Isana olejek pod prysznic, a jak nie mam tego olejku to biorę pierwszy lepszy szampon do włosów. Od razu też używam brushegg, nie namaczam, nie korzystam z dłoni, bo wiem, że brushegg zrobi to za mnie szybciej i lepiej.



Nie mam za bardzo tutaj nic do dodania. Jeśli jeszcze nie używaliście brushegg, to ja na maksa Wam go polecam Według mnie na chwilę obecną jest to zdecydowanie najlepszy sposób na turbo szybkie umycie pędzli. Zanim poznałam to cudo, to naprawdę mycie pędzli u mnie trwało bardzo długo! Potrafiłam obejrzeć dwa filmiki na yt średniej długości, a teraz idzie mi z tym tak szybko, że nie zdążę nawet obejrzeć jednego. Ale naprawdę dla mnie - rewelacja. Nie dość, że działa to też jest łatwe w czyszczeniu, w użytkowaniu, nie ma obawy, ze gdzieś tam w środku gromadzi się syf, no bomba! I idealnie nadaje się też do mycia gąbeczek, więc nie wyobrażam sobie już funkcjonować beż brushegg.



No i mamy! Kolejna recenzja, ale w końcu coś innego niż kosmetyki. Uwierzcie mi, że miałam ten zestaw już chyba ze 3 lata, a dopiero do roku zaczęłam ich używać. Tak bardzo ładnie to wszystko wyglądało, że było mi po prostu szkoda, ale w końcu się zmusiłam, nie miałam wyjścia i jestem turbo zadowolona! Uwielbiam te pędzle, gąbeczkę i oczywiście brushegg! Nie jestem profesjonalistką jeśli chodzi o wykonywanie makijażu, nie robię też tego na nikim innym, jak tylko na sobie, więc na takie zastosowanie ten zestaw jest bardzo przydatny i wystarczający. Wielu pędzelków używam bardzo rzadko, więc mogłabym powiedzieć, że jest to nawet więcej niż potrzebuję. 


Dajcie mi znać, jakie pędzle wy używacie! jestem bardzo ciekawa, jakie marki są teraz na topie! I może jest jakiś konkretny pędzelek, bez którego nie wyobrażacie sobie robienia makijażu? Dajcie znać!