WS Academy trychologiczny peeling

15 grudnia 2024


Dzień dobry! Witam się z Wami w tę piękną niedzielę, mamy jeszcze trochę czasu do świąt, choć nie ukrywam, że niewiele. Jestem trochę przerażona, ale i bardzo w szoku, że tak szybko to zleciało.. Cały czas mi się wydaje, że jest jeszcze listopad, bo i pogoda mało zimowa, a tu... Święta lada moment. 
Ale, święta świętami, czas cały czas tutaj ogarniać. Mam masę zaległości, które mam nadzieję uda mi się nadgonić w czasie świąt, a na razie chciałabym Wam przedstawić peeling do skóry głowy. Nie mam jeszcze wprawy w peelingach, ale muszę przyznać, że je uwielbiam. Zawsze mam wrażenie, że peeling daje mojej skórze coś, czego nie daje jej inny kosmetyk. Tutaj mamy markę WS Academy, peeling był w kalendarzu adwentowy z tamtego roku. A jeżeli jesteście ciekawi, jak się! 
prezentuje kalendarz adwentowy Pure Beauty z tego roku, to zapraszam na insta! Prawie codziennie otwieram sama, czasem z dziećmi, czasem w aucie - różnie to bywa :) 


WS Academy
trychologiczny peeling oczyszczający skórę głowy
z ostropestem i pestkami moreli





Jak widzicie peeling znajduje się w całkiem smukłej buteleczce, zakończonej specjalnym aplikatorem, który ułatwia nakładanie nam peelingu na skórę głowy między włosy. Design mi się bardzo podoba. Biel, przełamana wzorem typu marmurek, do tego proste czarne napisy, to jest coś, co mi się bardzo podoba. Butelka jest wygodna w użytkowaniu, nie widzimy zużycia produktu, ale na szczęście nie jest to kosmetyk bardzo częstego użytku. Nie ma problemu z wyciśnięciem peelingu z butelki, na początku miałam z tym lekkie problemy, ale szybko nabrałam wprawy i teraz już nie ma z tym problemu. 
Peeling ma całkiem gęstą konsystencję, co w ogóle nie przeszkadza, bo peeling ląduje od razu na skórze głowy, tam gdzie ma być. Przy masażu palcami, czuć, że peeling jest wypełniony drobinkami złuszczającymi naskórek, da się odczuć lekkie drapanie, ale nie jest to zbyt intensywne ani mocne, a nawet bardzo przyjemne. Zapach jest niewyczuwalny, na pewno jakiś jest, ale nakładany na skórę głowy nie da się wyczuć.



Tak, jak pisałam, wyciśnięty peeling na skórze głowy pod wpływem masażu palcami cudownie złuszcza martwy naskórek. Konsystencja mimo tego, że jest zbita i gęsta, to bardzo łatwo da się nią operować i przesuwać w inne partie skóry. W żaden sposób nie plącze włosów ani nie podrażnia skóry głowy, tutaj wszystko się zgadza.
Peeling sprawia, że skóra głowy zaczyna szaleć, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, pory są odblokowane, meszki włosów tak samo, jest mocna stymulacja włosów do wzrostu - dla mnie szaleństwo. Uwielbiam to uczucie niesamowicie oczyszczonej skóry głowy, uwielbiam to, że dzięki peelingowi wypadają te włosy, na które już przyszła pora, a peeling po prostu im ułatwia. Dzięki temu, włosy zdecydowanie wyglądają lepiej, zdrowiej, są niesamowicie odbite u nasady i prezentują się dużo lepiej. Ja uwielbiam i dla mnie peelingi do skóry głowy to złoto, o którym nie powinniśmy zapominać. Zawsze narzekam, że użyam go tak rzadko.


Nie zdziwicie się jeśli napiszę, że peeling jest naprawdę super, warto się na niego skusić i warto go używać regularnie. Gwarantuję Wam, że włosy zyskają nowe życie, dostaną takiego pozytywnego kopa, że od razu będą pięknie wyglądać, nabiorą blasku, odbiją się u nasady i zaczną rosnąć. Wcieranie, masowanie cudownie stymuluje skórę głowy, dzięki czemu szybko zauważycie sporo baby hair. 
Polecam!


Używacie peelingów albo wcierek/ Czy jesteście jednak team podstawa, czyli szampon i odżywka? Ja uwielbiam wszystkie wymysły do włosów i do skóry głowa, bo widzę, że ta część ciała jest dość zaniedbywana, a przecież to skóra głowy musi być zadbana po pierwsze, żeby włosy cudownie rosły i się prezentowały nienagannie. Dajcie znać, jakie jest Wasze zdanie w tym temacie ;)!

[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]

NiveliumMed, krem dermatologiczny - emolient

13 grudnia 2024

 
Dzień dobry! Czy Wy zdajecie sobie sprawę, że święta już za dwa tygodnie? W sumie za dwa tygodnie już będziemy po, dla mnie to jest niesamowite. Tak szybko, a tak mało mam prezentów, więc na pewno będę potrzebować czasu i chyba weekend poświęcę na to, żeby już wszystko podomykać i pozamawiać wszystko, co mnie interesuje. 
Dzisiejszy wpis jest poświęcony specjalistycznemu produktowi, który ratował moją skórę dłoni w największych kryzysach,. Swojego czasu miałam ogromny problem z pojawiającą się wysypką oraz niesamowitym swędzeniem, były noce, że nie mogłam spać i totalnie nie wiedziałam, co robić. CO prawda przyczyna była dużo grubsza, ale wtedy natrafiłam na ten krem od Nivelium Med. I jest ze mną do dziś i warto o nim wspomnieć!


Nivelium Med - emolient
krem dermatologiczny






Krem znajduje się w dużym, fajnym opakowaniu z pompką. Pompka zawsze jest na propsie, zawsze dodaje dodatkowe punkty. Tym bardziej ta pompka, ona daje na rękę idealną ilość produktu, nie za dużo, nie za mało. Dla mnie jest to super wygodne. Co prawda opakowanie nie nadaje się, żeby zabierać ze sobą gdzieś, ale ja kupiłam sobie puste opakowanie podróżne i przekładałam sobie odrobinę, żebym mogła mieć po prostu ten krem przy sobie w torebce. Mamy na opakowaniu najważniejsze informacje, ale w skrócie krem idealnie się sprawdzi w sytuacjach beznadziejnych.
Krem ma bardzo gładką, aksamitną konsystencję, ale w dalszym ciągu jest to całkiem zbity produkt, konsystencja była bardzo konkretna i czuć było, że jest mocno nasycona tym, co trzeba. Co też sprawiało, że krem jest dość śliski i jednak potrzebował więcej czasu, żeby się wchłonąć, ale nie było to jakoś bardzo niekomfortowe czy przeszkadzające. Wiedziałam, że od razu po użyciu nie mogę się za nic brać konkretnego, ale w dalszym ciągu nie trwało to wieczność. Zapach jest dość kosmetyczny, nie należał do ładnych, ale nie przeszkadzał. Nie był bardzo intensywny ani nachalny, więc ok. 


I przechodząc do najważniejszego, czyli do działania, ten krem daje natychmiastową ulgę podrażnionej i swędzącej skórze. Mojego swędzenia nie niwelował w stu procentach, na to były potrzebne mocniejsze rzeczy, ale i tak przynosił ukojenie. Sprawiał, że przynajmniej mogłam funkcjonować, a nie cały czas się drapać. Poza tym, jak już wysypka przygasała i wszystko się cofało to skóra była turbo sucha, no i znowu ten krem radził sobie fenomenalnie. Wtedy naprawdę działał tak, że wow. Skóra od razu się odżywiała, nawilżała, odzyskiwała zdrowy, ładny wygląd. Bardzo szybko się regenerowała, jeszcze szybciej dochodziła do siebie, co było dla mnie super ważne, bo ja wtedy miałam dramat z moimi dłońmi. Na szczęście nie zbagatelizowałam tego objawu, poszłam do lekarza, który trafnie rozpoznał u mnie, co się dzieje, jak się wyleczyłam problem przestał nawracać.
Ale żeby nie było w dalszym ciągu używam ten krem i jest to zdecydowanie mój ulubieniec tej zimy. Mam kremy, mam ich nawet kilka w każdej torebce jeden, w pracy jeden, na biurku ze dwa, ale wiecie dobrze, że ja nie jestem systematyczna jeśli chodzi o stosowanie kremów do dłoni. Idzie mi to zawsze bardzo opornie i jest mi nie po drodze z tym. No i teraz jest taka pogoda, że te dłonie to odczuwają, tym bardziej moje, bo nie mogę znaleźć rękawiczek i zabieram się do tego bardzo długo, żeby jakieś rękawiczki sobie ogarnąć. Ale wiem, że ten krem uratuje wszystko i wiem, że wystarczy jedna dawka tego kremu, a moje dłonie na nowo będą gładkie, miękkie i będą wyglądały mega ładnie.


Dlatego ja będę wszystkim bardzo polecać ten krem na jakiekolwiek problemy skórne macie, on przyniesie Wam ulgę na pewno. Świetne jest też to, że mogą używać go dzieci od 1 dnia życia, co teraz w dobie różnych chorób skórnych u dzieci jest mega ważne. Taki krem może używać cała rodzina, a problemy czasem wynikają przeróżne. Może to być zwykłe podrażnienie, czy wysuszenie dłonie związane z pogodą lub innymi czynnikami, może to być też coś poważniejszego, jak np. AZS czy łuszczyca. Ja jestem zachwycona, bo krem robi swoją robotę tak, jak trzeba.

Oczywiście, pamiętajcie, że ja w dalszym ciągu ze swoim problemem udałam się do lekarza. Nie powinniśmy nigdy nic bagatelizować, musimy dbać o siebie i pilnować swojego zdrowia. Ten krem, o którym piszę został mi też polecony przez farmaceutkę w aptece, więc zawsze możecie i tam zapytać, czy to produkt dla Was. Ale warto wiedzieć, że jest coś takiego :)

Take care!


Dr Irena Eris * circalogy * odżywczo wzmacniająca maska na noc

11 grudnia 2024

Dzień dobry! Powiem wam, że dawno nie miałam takiego grudnia, żebym aż tak nie ogarniała jak teraz.. Tyle się dzieje, tyle jeszcze muszę ogarnąć, zaplanować i zorganizować, a co najważniejsze prezentów kupić, że szok! Zazwyczaj idzie mi lepiej to ogarnianie, ale w tym roku, za to mamy więcej atrakcji, dzieci mają rozrywki, mają co robić, więc cieszę się, że przynajmniej jedno mi wychodzi. Mam nadzieję, że w końcu znajdę czas, że siądę i zrobię dużo zaległych wpisów, które czekają i się doczekać nie mogą swojej premiery. 
A jak już o tym mowa, to dzisiaj mam dla Was istne cudeńko i to mówię o tym już teraz. Ta maska od Dr Irena Eris robi mega wrażenie już na samym wstępie. Jak tylko zobaczyłam ja w bocie od Pure Beauty wiedziałam, że będzie to coś wyjątkowego ale nie spodziewałam się, że aż tak! Nie przeciągając, zapraszam do recenzji! 


Dr Irena Eris - circalogy - 
odżywczo wzmacniająca maska na noc





Maska do twarzy marki Dr Irena Eris znajduje się w pięknym różowym słoiczku, ja już od dawna się przestawiłam na takie opakowania i nie mam problemu z użytkowaniem. W słoiczku znajduje się dodatkowe zabezpieczenie kosmetyku. Podoba mi się zakrętka, której nie ma opcji przekręcić, słyszymy charakterystyczny dźwięk i wiemy, że wszystko jest szczelnie zamknięte. Wszystkie informacje mamy na dołączone ulotce oraz na kartoniku, w którym początkowo znajduje się maska. 
Ta maska ma przepiękny perfumowana zapach, boski! Bardzo kobiecy, kwiatowy, no po prostu piękny. Przez ten zapach czasem przesadzam z ilością i kładę więcej, żeby mi dłużej pachniało. Konsystencja jest trochę żelkowa, bardzo plastyczna. Uwielbiam w tej masce to, że jakkolwiek nabiorę te maskę, ona w opakowaniu wraca do równej tafli, piękne to jest! Niby nic, ale ja na to zwracam mega uwagę. 


Maskę nakładam zazwyczaj w dni, kiedy nie miałam na twarzy makijażu, żeby mieć pewność, że twarz jest dobrze oczyszczona. Staram się pamiętać o tej masce 2-3 razy w tygodniu i wtedy też bardziej przykładam się do oczyszczania twarzy. Ja maskę nakładam od razu po demakijażu, oczyszczeniu i zdarza mi się potem jeszcze na to nałożyć krem do twarzy. 
Ogólnie maska na twarzy zachowuje się, jak krem, nie ma tutaj nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia czy zastygania. Mam wrażenie, że maska nawet się wchłania, ale pozostawia na twarzy lekki film, czuć że coś tam jest, ale w niczym to nie przeszkadza. Maska cudownie otula skórę, od razu ją koi i uspokaja. Nie ma problemów z podrażnieniami, nic nie piecze i jest okej. 


Skóra następnego dnia po tej masce jest cudownie miękka, nawilżona i odżywiona. Wygląda na odmłodzoną, zdrową i pełną blasku. Skóra w dotyku jest rewelacyjna, jest wygładzona, delikatne zmarszczki zostały spłycone. I to wszystko tylko w jedną noc - wow! Uwielbiam ten efekt, to jest idealna maska na ważniejsze okazję, na wydarzenia, na których chcecie wyglądać ładnie. Makijaż od razu lepiej wygląda na tak zadbanej cerze. Wszystko tutaj gra, wszystko tutaj do siebie pasuje. Ja jestem na maksa pod wrażeniem tych produktów od Dr Irena Eris. 


Ja jestem zachwycona, zapach maski oraz konsystencja to są pierwsze właściwości, z którymi człowiek się styka i jest szał. Po nałożeniu na twarz od razu czuć ten luksus, czuć, że coś tam się dzieje dobrego, co zresztą widać na twarzy. Jest blask, jest zdrówko, jest pięknie. Maska działa i ma pozytywny wpływ na skórę. Ja uwielbiam i na pewno będzie to mój kosmetyk numer 1, do którego będę wracać regularnie. 



[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana] 

Miya - myWATERmask - maska intensywnie nawilżająca do twarzy i okolic oczu

07 grudnia 2024

 
Dzień dobry! Witamy się w grudniu! Pierniki, choinki, prezenty, mikołaje, krasnale i ciśniemy piosenki świąteczne i to jest to, co ja lubię! W tym roku mimo wielu innych obowiązków, mimo tego, że nie mam kompletnie czasu na nic, mam plan, żeby jednak ten grudzień był najświąteczniejszy, jak to tylko możliwe. Jest dużo planów, dużo pomysłów, muszę przyznać, że teraz jest tez masa możliwość i wszędzie dookoła są różne opcje, z których aż chce się korzystać! Liczę na to, że uda nam się wszystko zrobić tak, jak sobie to wyobrażam. Najważniejszy to, żeby wszyscy byli zdrowi, bo wiadomo, z chorymi dziećmi to nigdzie nie pojedziemy, dlatego u nas tran, witamina D i wszystko jest w ruchu codziennie.
A dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować moje ostatnie odkrycie z boxa Pure Beauty, które mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyło, tym bardziej, że pry pierwszym zetknięciu nie byłam dobrze nastawiona, ale ostatecznie wszystko okazało się inne niż się spodziewałam. Mimo że Miya to marka, która u mnie sprawdza się fenomenalnie to nie jestem fanką masek do twarzy, które nie są w płachcie, dlatego też długo zwlekałam z użyciem tej maski. Niepotrzebnie i żałuję, że zdecydowałam się na nią aż tak późno, bo.... przeczytajcie sami!


Miya - myWATERmask -
maska intensywnie nawilżająca do twarzy i okolic oczu





Tak długo zwlekałam, bo maska znajduje się w słoiczku, a jak pisałam mi zawsze zależy na czasie, lubię szybkie rozwiązania, które nie wymagają ode mnie zbyt wiele. Jestem leniem, ale ostatnio miałam więcej czasu i skorzystałam z tej okazji. 
Maska znajduje się w bardzo ładnym słoiczku, uwielbiam te kolory, wygląda to wszystko obłędnie. Opakowanie jest bardzo wygodne, fajnie się odkręca, szczelnie się też zakręca, nie ma problemu z przypadkowym otwarciem. Mamy tutaj zdawkowo najważniejsze informacje, ale myślę, że to nie jest problem. Konsystencja maski jest dość gęsta, można spokojnie nałożyć na twarz cieńszą warstwę, a i tak odczujemy, że coś dobrego się tam dzieje. Maska jest mocno skoncentrowana składnikami aktywnymi, co ja uwielbiam. Zapach jest bez szału, dla mnie lekko zadymiony i nie należy do moich ulubieńców. Ale na szczęście zapach nie jest mocno odczuwalny, nie jest intensywny, więc dobrze.


Maska od samego nałożenia działa na skórę, Od razu czuć, że coś dobrego dzieje się ze skórą, że się idealnie napina, ujędrnia i jakoś staje się taka bardziej elastyczna. Po zmyciu maseczki, skóra jest niesamowicie gładka, miękka i cudownie nawilżona. Efekt jest bardzo zauważalny, co jest niesamowite. 
Ja w ogóle następnego dnia, nie mogłam się powstrzymać przed nie dotykaniem twarzy. To, jaką ona była ujędrniona, napięta, jak po liftingu - szok! A uwierzcie mi, że przy dłuższym i regularnym stosowaniu nasza twarz zyskuje troszeczkę inny, wygląd. Mamy piękne odmłodzenie, wygładzenie i niesamowite spłycenie ewentualnych zmarszczek. Mega. 


Zdecydowanie żałuję, że tak późno się skusiłam na użycie tej maski, ale z drugiej strony teraz zdecydowanie mam więcej czasu na to, więc mogę rzeczywiście się przyłożyć do pielęgnacji, co na pewno pozytywnie odbije się na mojej skórze. No ta maska naprawdę potrafi zdziałać cuda, ma na maksa pozytywny wpływ na skórę, nawilża ją, odżywia, regeneruje. Ale zdecydowanie najlepsze w tym wszystkim jest to cudowne i magiczne uczucie ujędrnienia i napięcia skóry. Dzięki czemu, twarz może być pięknie odmłodzona i znowu pełna blasku. Uwielbiam takie cuda!



[produkt otrzymany w ramach współpracy, ale jego recenzja nie była wymagana]