No dzień dobry! Czas na pierwsze denko tego roku, co prawda miało być już parę dni temu, ale rozleniwiłam się pod koniec miesiąca. Ciężko było mi wrócić na równe tory i marzyłam tylko o śnie. Ale na szczęście, na ten moment mogę przyznać, że udało nam się pokończyć parę ważnych projektów, coś tam jeszcze jest w toku, ale to już szybko będzie koniec. No i ta sobota tez była intensywna, spodziewałam się odpoczynku, relaksu, a wyszło jak wyszło. Ale tez się cieszę, że udało nam się tak ogarnąć. A teraz przyszedł czas na denko i na pozbycie się niepotrzebnych już kosmetyków.
Mimo wszystko ten styczeń był dość słaby jeśli chodzi o zużyte kosmetyki. Spodziewałam się czegoś lepszego, ale przynajmniej udało mi się przejrzeć kosmetyki zebrać te już przeterminowane, których nie udało mi się zużyć. Nie wiem, czy następny miesiąc będzie lepszy, nie wiem czy w ogóle ten rok będzie lepszy pod kątem zużyć kosmetyków, bardziej chciałabym zadbać o siebie. Marzy mi się glow up, o którym pisałam już dwa lata temu i dalej go nie ma. Ale chwilowo za dużo mam na głowie, żeby móc się tak wychillować na maksa.
No to lecimy, z tym co mamy.
W ulubieńcach pojawili się naprawdę super ulubieńcy marki Garnier. Najpierw mamy Garnier, maska prebiotyczna w płachcie, która robi z twarzą cuda. Sprawia, że jest pięknie nawilżona, odżywiona i taka uspokojona. Wszelkie zmiany są złagodzone, skóra jest idealnie zmatowiona. maska daje jej wszystko, co najlepsze, co oczywiście widać. Uwielbiam efekt zmiękczonej, wygładzonej i po prostu wypielęgnowanej skóry. A jako drugi produkt to oczywiście Garnier, serum na przebarwienia z witaminą C, które ze mną jest codziennie rano od dobrych paru miesięcy. To serum rano idealnie przygotowuje skórę na dzień pełen wrażeń, sprawia, że skóra wygląda promiennie, świeżo i zdrowo. Ja to uwielbiam i nie wyobrażam sobie już funkcjonowania bez niego.
- Hairy Tale Cosmetics, shine on you, serum silikonowe do końcówek włosów z filtrem UV - to mój pierwszy kosmetyk tej marki i muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona. To serum bardzo fajnie wnika w głąb włosów, pielęgnuje je, a zarazem je upiększa. Końcówki są cudownie zabezpieczone, dłużej zachowują zdrowy wygląd, nie ma problemów z rozdwajaniem. Poza tym, super konsystencja, ekstra zapach - no brakuje mi go!
- Miya Cosmetics, mywonderbalm, regenerująco odżywczy krem do twarzy z masłem shea - ten krem nie jest zły, ładnie nawilża i odżywia skórę, fajnie ją regeneruje i pielęgnuje, ale nie było takiego efektu WOW. Przy używaniu tak wielu kosmetyków, jest on dla mnie właśnie jak jeden z wielu. Jest w porządku, ale nie zapadnie mi w pamięć. Może nie był przeznaczony do mojej cery po prostu.
- GlySkinCare, for body & hair, żel do mycia ciała - kolejny produkt, który nie zapadnie mi w pamięc. Był mocno średni, konsystencja może w porządku, ale zapach bardzo podchodzący pod unisex w kierunku męskim, nie dla mnie. Po miniaturce nic więcej nie mogę stwierdzić.
- Schwarzkopf, Gliss kur, odżywka bez spłukiwania, aqua revive - i tutaj się niestety zawiodłam, bo uwielbiam całą linię tych odżywek bez spłukiwania. Używam ich nałogowo od kilkunastu lat, codziennie, przy każdej możliwej okazji. Ale to jest pierwsza opcja, która na moich włosach nie robiła nic. Pewnie dlatego, że nie jest ona do wymagających włosów, a ja potrzebuję czegoś mocniejszego po prostu.
I wyrzucone produkty. mamy tutaj kosmetyki głównie przeterminowane, takie, których na pewno nie będę używać, ale i tak których używam już bardzo długo, są otwarte dobre kilka lat i chyba to nie do końca bezpieczne używać ich dalej.
Babydream, pianka do nawilżania suchych chusteczek, świetna sprawa, jarałam się tym niemiłosiernie i nie użyłam w końcu ani razu, więc nie mogę się dłużej oszukiwać. Tak samo, jak i Babydrram oliwka pielęgnacyjna, miała być na rozstępy, miała być do pielęgnacji dzieci, a ostatecznie leży i tylko ją przekładałam z miejsca w miejsce. Neo Make Up, gąbeczka do makijażu u mnie sprawdziła się super, ale nie spodobał mi się jej kolor, wszystko okropnie na niej widać, a ja nie mm czasu myć pędzili codziennie, więc nie dałam rady.
Produkty od Soraya, Kolastyna oraz Dax Cosmetics są już przeterminowane, a wiadomo, kwestia ochrony przeciwsłonecznej jest na tyle ważna, że wolę nie używać przeterminowanych kosmetyków w tym celu. Pozbywam się też mojego ulubionego produktu, czyli Kobo utrwalacz do makijażu, zobaczcie, że jego recenzja na blogu pojawiła się w już 2019 roku, co mówi samo za siebie, żśe produkt jest pierwsza klasa, a do tego jest turbo wydajny. Nie jest to ten sam, co oczywiście 6 lat temu, ale nie musiałam kupować go za często. Ale jest mega!
No i myślę, że to by było na tyle na chwilę obecną. Ale już zrobiłam małe rozeznanie wśród kosmetyków, których używam i na dniach na pewno parę mi się skończy, więc kolejne denko będzie ciekawsze - mam nadzieję. Ale zużywamy, regularnie idziemy do przodu. Znowu mi szkoda, że nie pojawiła się tu żadna maska w płachcie, czyli standardowo słabo u mnie w tym temacie i muszę się w końcu poprawić ;).
Dużo zużyliście w styczniu? Trzymajcie się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo proszę o komentarze na temat notki lub moich wpisów u Was ;))
miło mi, że mam fajnego bloga, ale za pusty komentarz nie dodam do obserwowanych ;))
mimo wszystko lubię z Wami rozmawiać, czy nawet ostrzej konwersować ;)) :DDD